Rozdział pierwszy
Wrzesień 1997.
Na stacji King Cross w Londynie było pełno ludzi spieszących
się na pociąg. Jedni byli zwykli, inni wyglądali dość dziwnie.
-Teodoro! – Krzyknął jakiś puszysty chłopak goniąc za
ropuchą. – Mam cię! – Złapał ją w swoje pulchne ręce.
Patrząc dalej ujrzeliśmy rodzinę rudzielców. Rude dzieci i
ich rodzice. Nawet kręcił się koło nich rudy kot.
-Krzywołap! – Do owego kota podbiegła dziewczyna na oko
wyglądająca normalnie. Długie opalone nogi, podkreślone doskonale dobraną białą
sukienką. Nie była anorektycznie chuda, ani też zbytnio zaokrąglona. Normalna.
Tylko oczy… porażały każdego swoją czekoladową głębią. Do
tego wysoki kucyk, z którego wymknęło się kilka zakręconych loczków.
Dziewczyna wzięła kota na ręce i uśmiechnęła się do rodziny
rudzielców.
-Hermiona? – Odezwała się najmłodsza latorośl tejże rodziny.
– To ty?
-Cześć Gin! Też miło mi ciebie widzieć! – Pocałowała
zaskoczoną dziewczynę w policzek. – Dzień dobry państwu. Cześć wam!
-Witaj kochanieńka. – Rzekła matka dzieci i także przytuliła
dziewczynę.
-Cześć!
Do roześmianej grupki dziwnych osób wolnym krokiem szedł
wyskoki chłopak o smoliście czarnych włosach i soczyście zielonych oczach.
-Harry! – Krzyknęła czekoladowo oka na widok przyjaciela.
-Hermiona? – Chłopak otworzył nie tylko oczy ze zdziwienia,
ale też i usta. – Wow! Świetnie wyglądasz!
-Dzięki. – Zarumieniła się lekko.
- Cześć Ron! – Harry przywitał się z ostatnim członkiem
Świętej Trójcy. – Dzień dobry.
Dochodziła godzina jedenasta, więc całe towarzystwo
postanowiło udać się na peron numer 9 i ¾ skąd odchodził pociąg do Hogwartu, Szkoły
Magii i Czarodziejstwa.
Po kolei przechodzili przez bramkę dzielącą perony numer
dziewięć i dziesięć na połowę, by
wkroczyć w magiczny świat czarów.
Dookoła rozbrzmiewało pohukiwanie sów i miauczenie kotów, od
czasu do czasu słychać było rechotanie Teodory.
-Proszę, Proszę. – Do grupki ludzi podeszło sztywno
wyglądające małżeństwo z równie sztywnym synem. – Artur Weasley z całą rodziną.
-Witaj Lucjuszu, Narcyzo. – Pan Weasley skłonił delikatnie
głową kobiecie i odwrócił się do żony. – Molly, kochanie, muszę lecieć. Dzieciaki,
bawcie się dobrze i nie rozrabiajcie. Pa!
- Pa tato!
-Do widzenia panu, panie Weasley!
-No kochanieńki, zbierajcie się. Zaraz pociąg ruszy.- Powiedziała matka rodziny.
-Potter, a gdzie zgubiliście Szlame? – Odezwał się syn
Lucjusza, tak cicho, aby starsi tego nie słyszeli.
Na jego słowa całe towarzystwo wybierające się do szkoły
mimowolnie odwróciło się do Hermiony, która stała nieco dalej, z boku.
Dziewczyna podniosła głowę zdziwiona tak nagłym i ogromnym
zainteresowaniem i napotkała wzrok blondyna.
Zmrużyła oczy i uśmiechnęła się.
Podała kota Ginny i powoli, z gracją modelki podeszła do
niego.
Szturchnęła go palcem w pierś i powiedziała:
- Dla ciebie Pani Szlama. – Odwróciła się i zataczając kółka
biodrami zniknęła w pociągu.
Marzec 1999.
- Nie rozumiemy się – McKrafft potarł dłonią czoło. – Nie
rozumiesz.
Wkurzył mnie.
- Po co chcesz to wiedzieć? – Pytam.
- Żeby zrozumieć.
- Phi! – Odchylam się na tyle, na ile pozwalają mi kajdanki
na rękach. – I tak nie zmieni to mojego położenia. – Milknę, mierząc go
wzrokiem.
To, że wyjawię mu prawdę, nie zmniejszy mojej kary. Nie
wymaże mojej winy. Nie będę przez to lepiej spał…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz