poniedziałek, 18 czerwca 2012

Spirala Nienawiści 4


Rozdział trzeci


Rok 1997.


Uczniowie dotarli do szkoły w powozach zaprzężonych w niewidzialne dla większości trestale. Rozmawiali wesoło jednak niezbyt głośno i gwarnie. Byli nieco zgaszeni. Zwłaszcza ci, pochodzący z mugolskich rodzin.
Zło zagrażające całemu światu także i na nich odcisnęło swoje piętno.
Piętno przemocy, cierpienia, bólu i rozpaczy.
Piętno wzajemnej nienawiści.
Siedząc jeszcze w pociągu pędzącym do Hogwartu wierzyli, że wszystko będzie dobrze.
Nadzieje te prysły wraz z przekroczeniem murów szkoły.
Kiedyś, wchodząc na błonia czuło się wszechobecną magię.
Dziś, było ponuro.
Nawet księżyc schował się za ciemne chmury.
Pogoda także się buntowała.
Burza wisiała w powietrzu.
To ciężkie powietrze nie dawało bezpieczeństwa, tak jak kiedyś. Było straszne.
Młodzież szybkim krokiem weszła do zamku i skierowała się do Wielkiej Sali na Ucztę Powitalną.
Wkrótce, po piosence Tiary i krótkim ogłoszeniu ze strony profesor McGonagall zaczęła się Ceremonia Przydziału.
Kobieta alfabetycznie wyczytywała imiona i nazwiska nowych uczniów, lecz nikt nie zwracał na to szczególnej uwag.
Myśli wszystkich, myśli większości skupione na pierwszoroczniakach błądziły nad tematem BEZPIECZEŃSTWA.
Czy te małe dzieci, czy one dotrwają do następnej klasy? Czy dosięgnie ich ręka Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać? Czy będą po prostu bezpieczni?

Trudne pytania, na które chciałoby się uzyskać proste odpowiedzi, lecz nie jest to możliwe.

Po kolacji wszyscy się rozeszli.
Na Sali pozostała tylko czwórka uczniów pozornie nic dla siebie nieznaczących. Skierowali się oni ku stołowi prezydialnemu, dając tym znak zastępcy dyrektora, że są gotowi otrzymać obiecane im rozkłady patroli oraz resztę potrzebnych im informacji.
McGonagall także wstała od stołu i zaprowadziła małą grupkę do Sali mieszczącej się obok.
Kobieta podeszła do małego stolika ustawionego naprzeciw kominka, na którym tlił się mały ogień. Leżała na owym stoliku dość gruba teczka. Kobieta otworzyła ją i wyjęła cztery takiej samej wielkości koperty. Wręczyła je obecnym nic nie mówiąc.
Dopiero, kiedy każdy otrzymał przeznaczoną mu kopertę, odezwała się.
-W środku macie wszystko, co potrzebne, aby bezpiecznie spełniać rolę wam przeznaczoną. Bycie prefektem naczelnym to szeroki wachlarz przywilejów, ale też i obowiązków. Jesteście na równi z nauczycielami, ale to nie znaczy, że macie nadużywać władzy nad resztą uczniów. Każde przewinienie będzie karane surowiej, niż dotychczas. Wiem też, że w poprzednich latach prefekci mieli oddzielne sypialnie niemieszczące się w poszczególnych domach, jednak w tych warunkach jest to niemożliwe. Każde z was jednak otrzyma osobny pokój w dawnym dormitorium. Patrole macie ustawione parami, jednak pary będą się zmieniać. Możecie przebywać poza sypialnią cała noc, jednak tylko wtedy, kiedy macie patrol. Patrolujecie na zmianę z nauczycielami, wcześniej ustalając rewir. Nie może być tak, że ktoś, ktokolwiek będzie na korytarzu samotnie. Jeśli ktoś nie może danego dnia odbyć patrolu, musi się zgłosić i zrobimy zamianę. Wszystko macie opisane w szczegółowym planie, z którym powinniście się zapoznać.
Kobieta przerwała i po kolei przyjrzała się każdemu z uczniów.
Na ich twarzach malowało się znudzenie – w przypadku Malfoya, ciekawość – jak to na Granger przystało, niepewność, – bo Hanna bała się zbyt wielu obowiązków oraz obojętność – u Antoniego, którego starszy brat był prefektem naczelnym przeszło sześć lat temu, kiedy szkole także groził Sami – Wiecie – Kto.
-To na razie wszystko. Jakbyście mieli jakieś pytania, zgłoście się do mnie. Do zobaczenia jutro, na śniadaniu.
Pożegnawszy się z uczniami, odprawiła ich każdego do siebie.
Sama wróciła do stołu, przy którym siedziało jeszcze kilkoro nauczycieli.

Hermiona i Hanna w drodze z Wielkiej Sali rozmawiały przyciszonymi głosami, natomiast Draco i Antony milczeli. Po kilku minutach rozeszli się. Chłopcy skierowali się w dolne partie szkoły, w okolice kuchni i lochów*. Natomiast dziewczyny odpowiednio na swoje piętra.

Ten dzień, mimo iż dobiegał powoli końca był dla nich męczący. Nowe obowiązki, o których się dowiedzieli były przytłaczające.
Jednak nikt z nich nie zajrzał tego wieczoru do zaklejonej koperty.
W milczeniu postanowili odłożyć tą nieprzyjemną rzecz na jutro.
Kładąc się spać marzyli o tym, aby następny dzień nie przyniósł im żadnych przykrych niespodzianek.




Wrzesień 1999

-Gościa? – Patrzę zdziwiony na Mckraffta. O co mu chodzi? Czyżby sam Diabeł pofatygował się po mnie z samych czeluści Piekieł?
Uśmiecham się.
Moje oczy błyszczą. Jak u szaleńca.
Jestem szalony? – Pytam sam siebie w myślach.
Taak.
-Kto to? – Odmawiam wejścia do Sali Przesłuchań bez konkretnych informacji.
-Twój znajomy. Podobno ktoś ważny. – Mckrafft specjalnie zasiał we mnie ziarno ciekawości.
Ale nic z tego. Nie ze mnie te numery.
Odmawiam! Mam do tego prawo!
A guzik, cholera.
Moje prawa są ograniczone, tak jak i przywileje.

Wchodzę to Sali i co widzę?
Przy oknie plecami do mnie stoi jakiś mężczyzna.
Elegancik. – Uśmiecham się pod nosem.
Ma na sobie drogi garnitur i pasujące do niego buty.
Ręce puszczone po bokach. Na jednaj z nich zauważam złoty błysk.
Obrączka.
Mężczyzna podnosi prawą rękę do góry i mierzwi sobie kruczo czarne włosy.
Ten gest…
Taki znajomy…
Czyżby…?
Mój gość powoli odwraca się w moją stronę, jakby wyczuwając moje myśli.
-Co? – Mimowolnie cofam się o krok do tyłu.
-Witaj Draconie. 





****************************************************************

* rozkład pokoi wspólnych zmieniony


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz