poniedziałek, 18 czerwca 2012

Spirala Nienawiści 7


Rozdział szósty


Rok 1997.

Biblioteka…
Miejsce poświęcone nauce i kulturze.
Czy aby na pewno?

- Nie, Potter, wcale nie poprosiłem Snape, żeby ona trzymała się ode mnie z daleka.
Zza jednej z półek wyszedł Malfoy.
Harry i Ron od razu wstali z krzeseł trzymając różdżki w pogotowiu.
Hermiona zasłoniła się kurtyną swoich gęstych loków.

-Odłóż ten patyczek Reporter, bo sobie krzywdę zrobisz. – Rzekł Malfoy standardowo przeciągając sylaby. – Granger, na słówko.
Hermiona posłusznie wstała.
-Co? – Ron wydawał się zbity z tropu.
-Nie, Hermiono – Harry patrzył na nią w szoku. – Idziesz z NIM – tu wymownie spojrzał na ślizgona – porozmawiać?
-Muszę Harry – spojrzała na niego znacząco. – Muszę. Zaraza wrócę. – I tak po prostu odeszła za ślizgonem w odległy kąt Sali, tak by dwójka przyjaciół ich nie wdziała.

Dwie minuty później.

-To… o czym chciałeś porozmawiać? – Hermiona spojrzała gdzieś ponad jego ramieniem, na półkę z książkami.
Dracon nonszalancko oparł się o rzeczową półkę i zmrużywszy oczy powiedział:
- Co mi zrobiłaś?

Dwanaście rzędów wcześniej…

-Co ta podła glizda kombinuje? – Rzekł Ron do przyjaciela.
Harry w zamyśleniu podrapał się po głowię, powodując jeszcze większy bałagan na i tak sterczących w różne kierunki, włosach.
-Ostatnio faktycznie go nie było w pobliżu… – powiedział powoli analizując każdy fakt.
-No i co z tego? – Rudemu poczerwieniały uszy. – Im mniej Malfoya, tym czystsze powietrze wokoło.
-Nie przesadzasz?


Dwanaście rzędów dalej…

-Ja? – Dziewczyna była kompletnie zaskoczona tym bądź, co bądź dziwnym pytaniem.
-To wszystko twoja wina. – Oskarżycielsko wyciągnął ku niej palec. – Przestań to robić!
- Malfoy, kretynie. Co tobie padło na mózg? Ja N.I.C. Ci nie robię.
-Robisz. – Podszedł do niej, szybkim ruchem złapał ją za ramiona i dość mocno potrząsnął.
Biedna Hermiona tak się wystraszyła, że aż zbladła.
-Puść mnie. – Szepnęła.
-Nie mogę Granger! – Chłopak spojrzał w jej orzechowe oczy. Tak ufne, tak naiwne i tak… kochające. – Kurwa, Granger zakochałem się!
Dziewczyna spojrzała w stal jego oczu, przypominając sobie momentalnie ile razy o nim marzyła i śniła.

Jednak życie to nie sen, a marzenia niech dalej pozostaną marzeniami, bo jeśli się spełnią to, o czym będziemy marzyć?

-Malfoy… Zostaw mnie. – I wybiegła z biblioteki.

*

Rok 1999.
        
Zostaje sam.
Tylko ja i moje myśli.
I ona. Wiecznie piękna, szczęśliwa i uśmiechnięta.
Zamykam oczy.
Śnię…

Zostawiła mnie. Tak po prostu.
Odrzuciła moje uczucia.
W tej jednej sekundzie wyrwała mi serce i roztrzaskała o podłogę.
Nie mam już serca.

Otwieram oczy.
Co ja bredzę, do kurwy nędzy!
To te prochy! Namieszały mi we łbie…

Zamykam oczy, by znowu ujrzeć jej piękną twarz, po której obficie płyną łzy.
Łzy szczęścia.
Już niedługo moja kochana – szepcze w przestrzeń – już niedługo się zobaczymy.

Rok 1997.

Marzenia.
Jeśli jedne się spełnią, to w zanadrzu mamy kolejne.
A one tylko czekają na to by być spełnione.

-Malfoy – Szepnęła zaskoczona  Hermiona – Co przez to rozumiesz?
-Dziewczyno przestań tyle myśleć! Czuj. – Znowu nią potrząsnął, tym razem delikatniej, z wyczuciem.
-Hermiono…
-Draconie … - Powiedzieli jednocześnie.

Ich twarze zbliżyły się ku sobie.
Oczy patrzyły w duszę.

Aniołowie się radowały. Ich blask widać było jednak tylko dla nieśmiertelnych…

Serca… biły jednym rytmem…
Usta, zbliżały się do siebie, powoli, jakby najpierw chciały sprawdzić swój rozmiar, czy będą pasować…
Pasowały.
Draco zdjął ręce z ramion dziewczyny i położył je na tali, natomiast ona oplotła swoimi jego szyję.
Ich pocałunek pełen był żaru, namiętności i pożądania.
Był też zakazany…

Kilka sekund późnej…

Kilka sekund później przyszło opamiętanie.
-Co my robimy? – Pierwsza otrząsnęła się dziewczyna.
Spojrzał na chłopaka, który wyglądał jakby był niespełna rozumu, co najmniej.
A on, od tylu dni marzył o niej i śnił. Na jawie i w nocy.
Zawsze.
To dziwne uczucie było jeszcze spotęgowane przez to, że jej nie widział.
Jak zakazany owoc z zakazanego drzewa rosnącego w zakazanym gaju…

Ona cała była zakazana.

Rok 1999.

A jednak na zawsze jest moją damą.


Rok 1997.

Bo to, co zakazane kusi najbardziej.
-Ruda! – Blaise Zabini zawołał gryfonke.
Ta zatrzymała się i czekając aż on podejdzie zastanawiała się czy dobrze wygląda.
-No! – Zatrzymał się koło niej łapiąc oddech. – Ale ty masz tępo! Pozazdrościć!
-Mniej ciastek, a więcej ruchu – odpowiedział mu. – Mów, co chcesz. – Założyła ręce na piersiach i zerknęła na niego z ukosa.
Ruszyli w dalszą wędrówkę po opustoszałych korytarzach.
- Jak zawsze... – Mruknął ten. – Prosto z mostu.
-Diable, nie mam czasu na głupie gierki, muszę znaleźć Hermionę.
-Po, co? – Zapytał zaskoczony.
-Snape chce się z nią widzieć.
-Snape? – Spojrzał na nią uważniej. Z twarzy nie można było jednak nic wyczytać. – Myślisz o tym, o czym ja myślę?
-Nie.
-Nie?
-Nie. Nie sądzę, aby Snape wiedział o Aniołach. – Odpowiedział bez zastanowienia. – To nie możliwe. Wiemy tylko my, bo jesteśmy najbliżej. A Snape… Hmmm. Może chodzi o te patrole, co ich nie mają?
-No nie wiem.
-Nie wysilaj się. – Cmoknęła go w policzek i zniknęła za portretem Grubej Damy.
-Szalona. – Mruknął chłopak wędrując z powrotem na dół.

Jednak mimo tego, że Weasleyówna była nieco szalona, to była też niezwykłą dziewczyną.
Blaise nie spotkał dotąd osoby o tak sprzecznych cechach charakteru jak Ruda. Lubiła konflikty i zawsze wychodziła z nich obrona ręką – co nieraz widział na własne oczy.
Jednak dopiero, gdy zbliżyli się do siebie po tym spotkaniu z Aniołami dowiedział się o niej kilku istotnych faktów.
Może nie tak ważnych, ale istotnych, gdy chce się być w związku.
Ślizgon nie raz musiał jej ustępować, choć nie lubił, kiedy kobiety nad nim dominowały.
Jednak Ginny … ona była inna.
LEPSZA.

Rok 1999.

A jednak na zawsze jest moją damą.
Była?
Jest?
Co za różnica?
Mamroczę nadal przyćmiony przez te narkotyki.
Już niedługo…
Już niedługo kochanie… 
Będziemy razem. 
Ty,  ja i on.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz