Rozdział szósty
Rok 1997.
Biblioteka…
Miejsce poświęcone nauce i kulturze.
Czy aby na pewno?
- Nie, Potter, wcale nie poprosiłem Snape, żeby ona trzymała
się ode mnie z daleka.
Zza jednej z półek wyszedł Malfoy.
Harry i Ron od razu wstali z krzeseł trzymając różdżki w
pogotowiu.
Hermiona zasłoniła się kurtyną swoich gęstych loków.
-Odłóż ten patyczek Reporter, bo sobie krzywdę zrobisz. –
Rzekł Malfoy standardowo przeciągając sylaby. – Granger, na słówko.
Hermiona posłusznie wstała.
-Co? – Ron wydawał się zbity z tropu.
-Nie, Hermiono – Harry patrzył na nią w szoku. – Idziesz z
NIM – tu wymownie spojrzał na ślizgona – porozmawiać?
-Muszę Harry – spojrzała na niego znacząco. – Muszę. Zaraza
wrócę. – I tak po prostu odeszła za ślizgonem w odległy kąt Sali, tak by dwójka
przyjaciół ich nie wdziała.
Dwie minuty później.
-To… o czym chciałeś porozmawiać? – Hermiona spojrzała
gdzieś ponad jego ramieniem, na półkę z książkami.
Dracon nonszalancko oparł się o rzeczową półkę i zmrużywszy
oczy powiedział:
- Co mi zrobiłaś?
Dwanaście rzędów wcześniej…
-Co ta podła glizda kombinuje? – Rzekł Ron do przyjaciela.
Harry w zamyśleniu podrapał się po głowię, powodując jeszcze
większy bałagan na i tak sterczących w różne kierunki, włosach.
-Ostatnio faktycznie go nie było w pobliżu… – powiedział
powoli analizując każdy fakt.
-No i co z tego? – Rudemu poczerwieniały uszy. – Im mniej
Malfoya, tym czystsze powietrze wokoło.
-Nie przesadzasz?
Dwanaście rzędów dalej…
-Ja? – Dziewczyna była kompletnie zaskoczona tym bądź, co
bądź dziwnym pytaniem.
-To wszystko twoja wina. – Oskarżycielsko wyciągnął ku niej
palec. – Przestań to robić!
- Malfoy, kretynie. Co tobie padło na mózg? Ja N.I.C. Ci nie
robię.
-Robisz. – Podszedł do niej, szybkim ruchem złapał ją za
ramiona i dość mocno potrząsnął.
Biedna Hermiona tak się wystraszyła, że aż zbladła.
-Puść mnie. – Szepnęła.
-Nie mogę Granger! – Chłopak spojrzał w jej orzechowe oczy.
Tak ufne, tak naiwne i tak… kochające. – Kurwa, Granger zakochałem się!
Dziewczyna spojrzała w stal jego oczu, przypominając sobie
momentalnie ile razy o nim marzyła i śniła.
Jednak życie to nie sen, a marzenia niech dalej pozostaną
marzeniami, bo jeśli się spełnią to, o czym będziemy marzyć?
-Malfoy… Zostaw mnie. – I wybiegła z biblioteki.
*
Rok 1999.
Zostaje sam.
Tylko ja i moje myśli.
I ona. Wiecznie piękna, szczęśliwa i uśmiechnięta.
Zamykam oczy.
Śnię…
Zostawiła mnie. Tak po prostu.
Odrzuciła moje uczucia.
W tej jednej sekundzie wyrwała mi serce i roztrzaskała o podłogę.
Nie mam już serca.
Otwieram oczy.
Co ja bredzę, do kurwy nędzy!
To te prochy! Namieszały mi we łbie…
Zamykam oczy, by znowu ujrzeć jej piękną twarz, po której
obficie płyną łzy.
Łzy szczęścia.
Już niedługo moja kochana – szepcze w przestrzeń – już
niedługo się zobaczymy.
Rok 1997.
Marzenia.
Jeśli jedne się spełnią, to w zanadrzu mamy kolejne.
A one tylko czekają na to by być spełnione.
-Malfoy – Szepnęła zaskoczona Hermiona – Co przez to rozumiesz?
-Dziewczyno przestań tyle myśleć! Czuj. – Znowu nią
potrząsnął, tym razem delikatniej, z wyczuciem.
-Hermiono…
-Draconie … - Powiedzieli jednocześnie.
Ich twarze zbliżyły się ku sobie.
Oczy patrzyły w duszę.
Aniołowie się
radowały. Ich blask widać było jednak tylko dla nieśmiertelnych…
Serca… biły jednym rytmem…
Usta, zbliżały się do siebie, powoli, jakby najpierw chciały
sprawdzić swój rozmiar, czy będą pasować…
Pasowały.
Draco zdjął ręce z ramion dziewczyny i położył je na tali,
natomiast ona oplotła swoimi jego szyję.
Ich pocałunek pełen był żaru, namiętności i pożądania.
Był też zakazany…
Kilka sekund późnej…
Kilka sekund później przyszło opamiętanie.
-Co my robimy? – Pierwsza otrząsnęła się dziewczyna.
Spojrzał na chłopaka, który wyglądał jakby był niespełna
rozumu, co najmniej.
A on, od tylu dni marzył o niej i śnił. Na jawie i w nocy.
Zawsze.
To dziwne uczucie było jeszcze spotęgowane przez to, że jej
nie widział.
Jak zakazany owoc z zakazanego drzewa rosnącego w zakazanym
gaju…
Ona cała była zakazana.
Rok 1999.
A jednak na zawsze jest moją damą.
Rok 1997.
Bo to, co zakazane kusi najbardziej.
-Ruda! – Blaise Zabini zawołał gryfonke.
Ta zatrzymała się i czekając aż on podejdzie zastanawiała
się czy dobrze wygląda.
-No! – Zatrzymał się koło niej łapiąc oddech. – Ale ty masz
tępo! Pozazdrościć!
-Mniej ciastek, a więcej ruchu – odpowiedział mu. – Mów, co
chcesz. – Założyła ręce na piersiach i zerknęła na niego z ukosa.
Ruszyli w dalszą wędrówkę po opustoszałych korytarzach.
- Jak zawsze... – Mruknął ten. – Prosto z mostu.
-Diable, nie mam czasu na głupie gierki, muszę znaleźć
Hermionę.
-Po, co? – Zapytał zaskoczony.
-Snape chce się z nią widzieć.
-Snape? – Spojrzał na nią uważniej. Z twarzy nie można było
jednak nic wyczytać. – Myślisz o tym, o czym ja myślę?
-Nie.
-Nie?
-Nie. Nie sądzę, aby Snape wiedział o Aniołach. –
Odpowiedział bez zastanowienia. – To nie możliwe. Wiemy tylko my, bo jesteśmy
najbliżej. A Snape… Hmmm. Może chodzi o te patrole, co ich nie mają?
-No nie wiem.
-Nie wysilaj się. – Cmoknęła go w policzek i zniknęła za
portretem Grubej Damy.
-Szalona. – Mruknął chłopak wędrując z powrotem na dół.
Jednak mimo tego, że Weasleyówna była nieco szalona, to była
też niezwykłą dziewczyną.
Blaise nie spotkał dotąd osoby o tak sprzecznych cechach
charakteru jak Ruda. Lubiła konflikty i zawsze wychodziła z nich obrona ręką –
co nieraz widział na własne oczy.
Jednak dopiero, gdy zbliżyli się do siebie po tym spotkaniu
z Aniołami dowiedział się o niej kilku istotnych faktów.
Może nie tak ważnych, ale istotnych, gdy chce się być w
związku.
Ślizgon nie raz musiał jej ustępować, choć nie lubił, kiedy
kobiety nad nim dominowały.
Jednak Ginny … ona była inna.
LEPSZA.
Rok 1999.
A jednak na zawsze jest moją damą.
Była?
Jest?
Co za różnica?
Mamroczę nadal przyćmiony przez te narkotyki.
Już niedługo…
Już niedługo kochanie…
Będziemy razem.
Ty, ja i on.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz