Rozdział czwarty
Rok 1997.
Nowy dzień, nowe możliwości.
Ale czy na pewno?
Kolejne dni nie różniły się zbytnio od siebie. Młodzież
wpadła jakby w trans.
Rano wstawali, później odpowiednio było śniadanie, lekcje,
obiad, lekcje i kolacja. No i odrabianie lekcji!
Kąpiel i sen.
I tak w kółko. Według ułożonego w głowie schematu.
A gdzie bycie spontanicznym?!
Ano było. Tyle, że w lochach. Chciałoby się powiedzieć, że w
samym Piekle, choć mieszkał tam tylko jeden Diabeł – Blaise Zabini się zwał.
Ten oto Diabeł razu pewnego przemierzał szkolne korytarze,
akurat w przerwie między obiadem, a lekcjami. Niczego nie świadomy przechodził
właśnie obok nieczynnej łazienki na drugim piętrze, kiedy jego uwagę przykuł
jakiś niezidentyfikowany dźwięk. Zaintrygowany chłopak stał chwilę pod
drzwiami, niepewny czy może wejść do łazienki dla dziewcząt. Jednak jego
wrodzona ciekawość zwyciężyła i wszedł da pomieszczenia, zachowują maksymalną
ostrożność. Wszak nie wiedział, kogo, lub gorzej, co tam spotka. Kiedy jego
zielone oczy przyzwyczaiły się do półmroku panującego w środku, dojrzał on przy
jednej z umywalek zgarbioną postać. Owa istota, z której biła jakaś nieznana mu
siła, wydawała te dziwne dźwięki. Lecz czy był to człowiek?
Blaise Zabini szczerze w to wątpił.
Podchodząc bliżej otworzył usta szeroko ze zdziwienia. Zdał
sobie, bowiem sprawę z tego, iż ma przed sobą prawdziwego ANIOŁA!
Anielica, gdyż była to kobieta, lśniła delikatnym blaskiem,
spowita w białą szatę. Z łopatek wyrastały jej piękne, prawie niewidoczne
skrzydła, także białe. Spód szaty, co dziwne był koloru krwi, jakby Ona
brodziła po kałuży z krwi. U dołu, zapewne od kostek, ku umywalce ciągnął się
masywny, złoty łańcuch. Była przykuta.
Nasz Diabeł tak był zainteresowany tym łańcuchem, że nie
zwrócił uwagi na twarz anielicy.
Kiedy jednak poczuł na sobie Jej wzrok, podniósł głowę.
Chłopak aż cofnął się speszony.
Miał, bowiem przed sobą Anioła Stróża Dracona!
Skąd to wiedział?
Anielica wyglądała jak jego bliźniacza siostra, a on takowej
nie posiadał.
Tylko, co Ona robiła przykuta w nieczynnej toalecie, zamiast
pilnować podopiecznego?
Wtem Ona przemówiła:
-Witaj. – Miała miękki, jedwabisty głos, dochodzący jakby z
oddali, albo z zamknięcia – Dziwi cię mój widok? Dracon nie życzył sobie opieki
w tym roku.
-Dlaczego? – Wychrypiał chłopak.
-Tego nie mogę ci powiedzieć. – Odwróciła wzrok do okna. –
Możesz mi jednak pomóc.
-Jak? – Blaise postanowił myśleć za młodego Malfoya, gdyż
ten najwyraźniej stracił rozum.
-Tylko człowiek może uratować Anioła na uwięzi. Zerwij mój
łańcuch. – Delikatnym ruchem podniosła skraj szaty ukazując zakutą w okowy
kostkę.
Blaise zbliżył się i ukląkł przed nią. Drżącą ręką dotknął
złotego łańcucha. Był lodowaty, zupełnie jak nieczułe serce Dracona. Pociągnął.
Mosiężne kółka puściły od razu, jakby uderzone młotem.
Chłopak wstał.
-Dziękuję.
-Czy możesz mi coś powiedzieć?
-Jeśli będę w stanie, to tak.
-Dlaczego Twoja szata u dołu jest szkarłatna.
-To krwawi serce Dracona. – Wypowiadając te ostatnie słowa,
Jej postać rozmyła się w powietrzu. Przez chwilę jeszcze w pomieszczeniu
wyczuwało się zapach malin. Ale i on po kilku sekundach zniknął.
Zdezorientowany Diabeł stał przez chwilę w miejscu, a
następnie, pewny, że to tylko halucynacja wywołana brakiem posiłku, opuścił
łazienkę i skierował się do Wielkiej Sali na obiad.
Na schodach spotkał pewną dziewczynę, na którą od pewnego
czasu miał oko.
Ginewra Weasley szła mocno czymś zaabsorbowana i nie
zwracała na nic uwagi.
Chłopak zlustrował całą jej sylwetkę i aż stanął zobaczywszy
jej skrwawione dłonie, opuszczone wzdłuż tułowia.
-Ruda, ty krwawisz!
Dziewczyna podniosła głowę na dźwięk jego głosu.
-Zabini! Ty także!
Diabeł spojrzał na swoje dłonie, na których rzeczywiście
była krew.
-Widocznie ten Anioł to nie halucynacja… – mruknął do siebie.
-Anioł, powiedziałeś? – Ruda zbliżyła się do niego. –
Spotkałeś dzisiaj Anioła? – Zapytała dobitniej przyglądają się na zmianę jego i
swoim dłoniom.
-Nie mów, że ty też.
Kilka minut później siedzieli zamknięci w nieużywanej klasie
i przyciszonymi głosami opowiadali sobie, co im się przytrafiło.
Dlaczego spotkali Aniołów Stróżów swoich przyjaciół?
Dlaczego oni nie chcieli już więcej opieki?
Co to wszystko miało znaczyć?
Prefekci zwlekali z otwarciem koperty jak najdłużej jednak niepotrzebnie.
Nie było w niej nic strasznego.
Ot regulamin, rozkład patroli, wykaz imprez i kilka ważnych
informacji dotyczących nowych zasad bezpieczeństwa.
Normalnie, jak zawsze.
Z tym, że niektórym osobom niektóre sprawy nie szły po
myśli.
-Do cholery! – Zaklął Malfoy przeglądają swój rozkład w
samotności. – Pierwszy patrol i to w dodatku z Abbot!
Rok 1999
- Witaj Draconie.
O cholera! Ze zdziwienia otwieram moje blade usta szeroko.
Potter?
A ten tu, czego?
Nie odpowiadam mu. Nic dla mnie nie znaczy. NIC mnie z NIM
nie łączy!
-Usiądź. – Mówi mi, jakby cokolwiek tu od niego zależało.
Policjant sadza mnie na krześle i standardowo przykuwa do
metalowych poręczy, potem wychodzi zostawiając nas samych.
Jednak wiem, że czai się za drzwiami, jak cień, który
pragnie zacisnąć swe ohydne ręce na mojej szyi.
-Jak się czujesz?
Troska? Niby, dlaczego?
-Czego chcesz? – Warczę na niego.
Znalazł się przyjaciel za centa.
Przeklęty czarodziej! – Wykrzywiam twarz w geście
największego obrzydzenia.
-Chce ci pomóc. – Podchodzi do stolika, odsuwa sobie drugie
krzesło i siada naprzeciw mnie. – Draconie, wiem…
-TY. NIC. NIE. WIESZ. – Cedzę przez zęby coraz bardziej zły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz