poniedziałek, 18 czerwca 2012

Spirala Nienawiści 5


Rozdział czwarty


Rok 1997.

Nowy dzień, nowe możliwości.
Ale czy na pewno?

Kolejne dni nie różniły się zbytnio od siebie. Młodzież wpadła jakby w trans.
Rano wstawali, później odpowiednio było śniadanie, lekcje, obiad, lekcje i kolacja. No i odrabianie lekcji!
Kąpiel i sen.
I tak w kółko. Według ułożonego w głowie schematu.

A gdzie bycie spontanicznym?!
Ano było. Tyle, że w lochach. Chciałoby się powiedzieć, że w samym Piekle, choć mieszkał tam tylko jeden Diabeł – Blaise Zabini się zwał.
Ten oto Diabeł razu pewnego przemierzał szkolne korytarze, akurat w przerwie między obiadem, a lekcjami. Niczego nie świadomy przechodził właśnie obok nieczynnej łazienki na drugim piętrze, kiedy jego uwagę przykuł jakiś niezidentyfikowany dźwięk. Zaintrygowany chłopak stał chwilę pod drzwiami, niepewny czy może wejść do łazienki dla dziewcząt. Jednak jego wrodzona ciekawość zwyciężyła i wszedł da pomieszczenia, zachowują maksymalną ostrożność. Wszak nie wiedział, kogo, lub gorzej, co tam spotka. Kiedy jego zielone oczy przyzwyczaiły się do półmroku panującego w środku, dojrzał on przy jednej z umywalek zgarbioną postać. Owa istota, z której biła jakaś nieznana mu siła, wydawała te dziwne dźwięki. Lecz czy był to człowiek?
Blaise Zabini szczerze w to wątpił.
Podchodząc bliżej otworzył usta szeroko ze zdziwienia. Zdał sobie, bowiem sprawę z tego, iż ma przed sobą prawdziwego ANIOŁA!
Anielica, gdyż była to kobieta, lśniła delikatnym blaskiem, spowita w białą szatę. Z łopatek wyrastały jej piękne, prawie niewidoczne skrzydła, także białe. Spód szaty, co dziwne był koloru krwi, jakby Ona brodziła po kałuży z krwi. U dołu, zapewne od kostek, ku umywalce ciągnął się masywny, złoty łańcuch. Była przykuta.
Nasz Diabeł tak był zainteresowany tym łańcuchem, że nie zwrócił uwagi na twarz anielicy.
Kiedy jednak poczuł na sobie Jej wzrok, podniósł głowę.
Chłopak aż cofnął się speszony.
Miał, bowiem przed sobą Anioła Stróża Dracona!
Skąd to wiedział?
Anielica wyglądała jak jego bliźniacza siostra, a on takowej nie posiadał.
Tylko, co Ona robiła przykuta w nieczynnej toalecie, zamiast pilnować podopiecznego?
Wtem Ona przemówiła:
-Witaj. – Miała miękki, jedwabisty głos, dochodzący jakby z oddali, albo z zamknięcia – Dziwi cię mój widok? Dracon nie życzył sobie opieki w tym roku.
-Dlaczego? – Wychrypiał chłopak.
-Tego nie mogę ci powiedzieć. – Odwróciła wzrok do okna. – Możesz mi jednak pomóc.
-Jak? – Blaise postanowił myśleć za młodego Malfoya, gdyż ten najwyraźniej stracił rozum.
-Tylko człowiek może uratować Anioła na uwięzi. Zerwij mój łańcuch. – Delikatnym ruchem podniosła skraj szaty ukazując zakutą w okowy kostkę.
Blaise zbliżył się i ukląkł przed nią. Drżącą ręką dotknął złotego łańcucha. Był lodowaty, zupełnie jak nieczułe serce Dracona. Pociągnął.
Mosiężne kółka puściły od razu, jakby uderzone młotem.
Chłopak wstał.
-Dziękuję.
-Czy możesz mi coś powiedzieć?
-Jeśli będę w stanie, to tak.
-Dlaczego Twoja szata u dołu jest szkarłatna.
-To krwawi serce Dracona. – Wypowiadając te ostatnie słowa, Jej postać rozmyła się w powietrzu. Przez chwilę jeszcze w pomieszczeniu wyczuwało się zapach malin. Ale i on po kilku sekundach zniknął.
Zdezorientowany Diabeł stał przez chwilę w miejscu, a następnie, pewny, że to tylko halucynacja wywołana brakiem posiłku, opuścił łazienkę i skierował się do Wielkiej Sali na obiad.
Na schodach spotkał pewną dziewczynę, na którą od pewnego czasu miał oko.
Ginewra Weasley szła mocno czymś zaabsorbowana i nie zwracała na nic uwagi.
Chłopak zlustrował całą jej sylwetkę i aż stanął zobaczywszy jej skrwawione dłonie, opuszczone wzdłuż tułowia.
-Ruda, ty krwawisz!
Dziewczyna podniosła głowę na dźwięk jego głosu.
-Zabini! Ty także!
Diabeł spojrzał na swoje dłonie, na których rzeczywiście była krew.
-Widocznie ten Anioł to nie halucynacja…  – mruknął do siebie.
-Anioł, powiedziałeś? – Ruda zbliżyła się do niego. – Spotkałeś dzisiaj Anioła? – Zapytała dobitniej przyglądają się na zmianę jego i swoim dłoniom.
-Nie mów, że ty też.

Kilka minut później siedzieli zamknięci w nieużywanej klasie i przyciszonymi głosami opowiadali sobie, co im się przytrafiło.
Dlaczego spotkali Aniołów Stróżów swoich przyjaciół?
Dlaczego oni nie chcieli już więcej opieki?
Co to wszystko miało znaczyć?



Prefekci zwlekali z otwarciem koperty jak najdłużej jednak niepotrzebnie. Nie było w niej nic strasznego.
Ot regulamin, rozkład patroli, wykaz imprez i kilka ważnych informacji dotyczących nowych zasad bezpieczeństwa.
Normalnie, jak zawsze.

Z tym, że niektórym osobom niektóre sprawy nie szły po myśli.
-Do cholery! – Zaklął Malfoy przeglądają swój rozkład w samotności. – Pierwszy patrol i to w dodatku z Abbot!


Rok 1999

- Witaj Draconie.
O cholera! Ze zdziwienia otwieram moje blade usta szeroko.
Potter?
A ten tu, czego?

Nie odpowiadam mu. Nic dla mnie nie znaczy. NIC mnie z NIM nie łączy!
-Usiądź. – Mówi mi, jakby cokolwiek tu od  niego  zależało.
Policjant sadza mnie na krześle i standardowo przykuwa do metalowych poręczy, potem wychodzi zostawiając nas samych.
Jednak wiem, że czai się za drzwiami, jak cień, który pragnie zacisnąć swe ohydne ręce na mojej szyi.

-Jak się czujesz?
Troska? Niby, dlaczego?
-Czego chcesz? – Warczę na niego.
Znalazł się przyjaciel za centa.
Przeklęty czarodziej! – Wykrzywiam twarz w geście największego obrzydzenia.

-Chce ci pomóc. – Podchodzi do stolika, odsuwa sobie drugie krzesło i siada naprzeciw mnie. – Draconie, wiem…
-TY. NIC. NIE. WIESZ. – Cedzę przez zęby coraz bardziej zły.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz