Wyznania Wampira: Epilog
Buahahahahahahaha
buhahahahaha buhahahahaha …
Donośny śmiech
zatrząsł fasadami naszego starego domu.
Siedzimy z
Draconem w moim gabinecie i wspominamy nasze życie.
- A pamiętasz to?
– Spogląda na mnie znacząco.
Zaczynam się
śmiać. „To” było moim pierwszym samodzielnym wyjściem na ulicę. Pierwsza nocna
eskapada. Dodam, że samotna.
-Tt- tak. –
Zdołałam wykrztusić. To było zaraz po naszym zbliżeniu… – Podobno miałeś mnie
pilnować? – Mowie z wyrzutem.
-Och… - Draco
teatralnym gestem przyłożył sobie dłoń do czoła. – Na śmierć zapomniałem!
Zaśmiewamy się z
tego dalej.
-Naprawdę nie
wiem…
-Ale przecież nic
się nie stało. – Przerywa mi.
Ale mogło. Wtedy
czując głód mogłabym zabić. Nawet nie zwróciłabym uwagi na to, kogo zabijam. Po
prostu bym to zrobiła.
Na szczęście Draco
w porę mnie wyczuł…
U wampirów, eghm, po
pewnych incydentach zostają pewne … ślady, że tak powiem…
Dzięki temu, Draco
z powodzeniem mnie znalazł i w porę powstrzymał.
Nadetnie chce
myśleć…
-Więc nie myśl. –
Znowu to robi! Czyta mi w myślach. Jak ja tego nie lubię. W odwecie pokazuje mu
język.
Patrzymy sobie w
oczy.
Przez te lata
nauczyliśmy się wspólnie funkcjonować, żyć po prostu.
Kiedy mi się oświadczył?
Bajka po prostu!
-Może byśmy to
powtórzyli?
-Paryż? –
Doskonale się uzupełniamy. On coś mówi, a ja kończę.
Kiwa głową na tak.
Właśnie w Paryżu
mi się oświadczył.
Wjechaliśmy na
Wieże Eiffla w nocy. Tylko my dwoje. Do dziś nie wiem jak zdołał namówić tego faceta,
aby nas wpuścił na górę…
Byliśmy tylko my
dwoje, gwiazdy na niebie i nasza miłość.
Powiało
romantyzmem, prawda?
Ale Draco wbrew
pozorom jest romantykiem.
Pierwszy ślub
wzięliśmy w Clermont Fernand na południu Francji. W takim ogrodzie, gdzie
wiosną jest kolorowo od milionów kwiatów.
-Ile to już było
razy? – Zwracam się do niego. Zawsze był lepszy w rachunkach.
-Hmmm – udaje, że
się zastanawia. – Gdzieś ze czterdzieści razy? Nie pamiętam po tylu latach.
Tak, gdzieś ze
czterdzieści razy braliśmy ślub. Przez tyle lat bycie w jednym związku małżeńskim
staje się monotonne.
A my, jako że co
kilka lat musieliśmy się przeprowadzać, zmienialiśmy nie tylko domy, ale i
personalia…
-Vegas, pamiętasz?
O tak. Taką tam
burdę zrobiliśmy, że właściciel nas grzecznie „wyprosił”.
-O tak. Było
bardzo grzecznie. Tak grzecznie, że mi nową koszule porwali.
-Ej, sam się o to
prosiłeś.
-Pokonał bym ich
jedna ręką, przecież wiesz…
-Wiem, wiem, mój
ty obrońco. – Przesyłam mu całusa w powietrzu.
-A Nowy Jork? Pani
Smith?
-O panie, Smith …
Jakbym śmiała zapomnieć. – Dziki sex na
szczycie Statuy Wolności.
Milczymy kilka
minut. Po czym Dracon idzie po „coś” do zjedzenia.
To tylko taki
pretekst. On po prostu chce abym pobyła teraz sama.
Abym mogła
pomyśleć.
Dostrzec to, co
mam dzięki temu, że „żyję”.
Wyglądam przez
okno. Ściemnia się.
Wzdycham.
Nigdy bym nie pomyślała,
że spędzę nieśmiertelność w jego towarzystwie.
Najzabawniejsze
jest to, że nigdy mi nie powiedział, co wtedy zaszło.
Patrząc wstecz na
TĄ sytuację ciągle się zastanawiam, co by było, gdyby on mi nie pomógł.
Minęły dwa dni.
I nic.
NIC!
On mi nic nie mówi.
Co robić?
Siedzę i myślę.
„Tak nie można!” – Pod wieczór zacznę
działać.
-Mmm Draco? – Jesteśmy już tak, „blisko”,
że sobie pozwolę tak to rozegrać.
-Tak? – Rzuca nawet nie zerkając w moją
stronę.
-Jak… Jak się tu znalazłam?
Tak. Odważyłam się w końcu to powiedzieć.
-Przyniosłem Cię.
I tyle. Koniec tematu. Wychodzi.
Cholera!
-Draco! – Dopadam go, gdy wraca. – Draco!
Porozmawiaj ze mną!
-Po co? – Rzuca złośliwie. Wraca stary
Malfoy!
-Draco… – Próbuje z innej strony. Zbliżam
się do niego zalotnie kręcąc biodrami. – Mmmm – Dotykam jego blond włosów.
Taak. Ten sposób na pewno zadziała. Uśmiecham się czarująco. Prowokuje go. To
złe. On będzie zły. Ale muszę. MUSZĘ. Muszę wiedzieć.
-Mmm Miona… – Zadziałało! Złapał przynętę.
Jego chłodne dłonie powoli wędrują pod moja koszulkę. – Och…
Narobiłam mu ochoty.
Tak.
Odsuwam się od niego.
-Najpierw obowiązki, potem przyjemności. –
Mrużę oczy.
-Co? – Mówi zachrypniętym głosem.
-Chcę wiedzieć, co się stało. – Mówię
twardo.
- Po co? Ta wiedza nie będzie ci do niczego
potrzebna. – Odwraca się ode mnie. Znowu wychodzi.
-Draco! – Krzyczę za nim.
Na nic.
Nie powiedział mi.
Ech.
Wzdycham.
Nadal tego nie
wiem.
Ale teraz … teraz
to nie ma znaczenia.
Patrzę na niego
jak wchodzi niosąc dwie filiżanki gęstej … chciałabym powiedzieć czekolady, ale
nie, to KREW.
Uśmiecha się do
mnie.
-Proszę. – Podaje
mi moją porcję.
-Dziękuję.
I tak dzień po
dniu.
Rok po roku.
Nieśmiertelność.
-Do, czego to
doszło? – Rzucam pytanie w przestrzeń.
-Do tego. – Draco
podchodzi do mnie i obejmuje ramieniem. – Do twoich wyznań. Wyznań wampira.
Zaczyna mnie
całować.
Kocham go.
Kocham Cię.
Znalazłam to teraz i o boże, super :)
OdpowiedzUsuńdziękuje :) milo mi :)
UsuńTylko czemu takie krótkie, weź idź jeszcze w tym kierunku. W kierunku wampirów :D Dokończ jakoś to xd
Usuńmilo mi :) może opisze to według Dracona, bo jest wiele niewiadomych spraw związanych z Dominkiem ;) dziękuje! zainspirowałaś mnie! ;))
UsuńZaskoczyłaś mnie, bo o dziwo, spodobało mi się! A mnie czasami ciężko zadowolić :D. Jeżeli chodzi o Dramione i jakieś takie nazwijmy to "odskocznie" to jestem nieugięta! Ale.. Warto było to przeczytać, dziękuję. :)
OdpowiedzUsuńPromise
pragnienia-naszego-serca.blogspot.com
milo mi :)
Usuń