czwartek, 28 czerwca 2012

Pojedynek Serc: Rozdział Pierwszy


Rozdział pierwszy: Utracona pamiątka miłości – rodzina & Szept nocy letniej & Oznaki życia – trudne rozmowy.


***
Siedziała sama w pokoju. Od blisko godziny wpatrywała się w jeden punkt na ścianie zupełnie tego nie świadoma. Z głębokich rozmyślań wyrwał ją dopiero głos mamy:
-Zaraz kolacja!
-Idę! – Od razu odkrzyknęła dziewczyna.
Była trochę zła na matkę, która tak brutalnie wdarła się w jej podświadomość, w jej wspomnienia. Z postanowieniem, że zajmie się sprawą po kolacji wstała, wyszła z pokoju i już zaczynała schodzić po schodach, gdy usłyszała sprzeczkę rodziców.
-Nic mnie to nie obchodzi – wzburzony głos ojca, zupełnie do niego niepasujący trochę ją przeraził. – To twój problem.
-Przecież nie możesz mnie tak zostawić – niemal błagalny ton jej mamy także był nie na miejscu. – Zrozum, przecież to…
-Skończ już. Myślałem, że mamy to za sobą. – Brutalnie jej przerwał. – Mój prawnik się z tobą skontaktuje –  ujrzawszy córkę w progu jadalni momentalnie zmienił ton głosu i wyraz zwarzy. – Skarbie, choć, choć, mama już podaje kolację.
Dziewczyna stała jak sparaliżowana. Czas dla niej staną w miejscu. Nie istniało nic, tylko te ich słowa, wypowiadane takim innym, obcym tonem.
W tej chwili Hermiona Granger tak niezwykła dziewczyna czuła jak jej ułożony świat się wali. W jednej chwili jej piękne orzechowe oczy wypełniły się łzami, odwróciła się na pięcie i wybiegła z domu trzaskając za sobą drzwiami. Zdążyła jeszcze usłyszeć za sobą krzyk ojca:
- Skarbie! To nie tak jak myślisz! – I już jej nie było.

Biegła tak długo aż znalazła się w parku znajdującym się w pobliżu osiedla, na którym mieszkała. Łzy obficie płynęły jej z oczu. Usiadła na skraju swojej ulubionej ławeczki z dzieciństwa. W głowie roiło się od czarnych myśli, scenariuszy.
„Nie tak sobie wyobrażałam powrót do domu. – Krzyknęła w myślach Hermiona. – Nie tak to miało wyglądać!”
*

W kuchni państwa Granger zaraz po „wyjściu” Hermiony.
- Nie mogłeś prawda? Nie mogłeś trochę poczekać? – Powiedziała z wyrzutem Jane.
-Daj się spokój, w końcu i tak by się dowiedziała. – Odpowiedział Arron, jej „mąż”. – Lepiej, że usłyszała to od nas niż od życzliwych sąsiadów.
- Nie tak to miało wyglądać!
-Wiem przecież, nie musisz tak wrzeszczeć!
-Jest bardzo wrażliwa, a co jeśli coś się jej stanie?
-Powtórzę ci to, co powtarzam już od dawna: Hermiona nie jest już dzieckiem, jest prawie pełnoletnia, zrozumie to.
-Nie wiem czy jakiekolwiek dziecko, prawie pełnoletnie dziecko – dodała z naciskiem. – Rozumie, dlaczego jej rodzice się rozwodzą.
-Przestań to w kółko wałkować.

W ciszy każde z nich spoglądało w innym kierunku.
Zegar wybił dziewiątą wieczorem.
W końcu po blisko piętnastu minutach cisze przerywa Arron:
-Robi się późno. Chyba pójdę i poszukam Hermi. – Wstał.
-Idę z tobą. – Powiedziała automatycznie Jane.
-Nie możesz. Ktoś musi być w domu na wypadek gdyby wróciła.
-Masz rację. – Brak jakichkolwiek emocji w jej głosie.
-Idę. Jestem pod telefonem.
I wyszedł w coraz szybciej zapadający zmrok.

*

Zmierzch. Ławeczka. Ciche łkanie roznoszące się po parku.
W tej chwili ta piękna i mądra dziewczyna wyglądała dość żałośnie. Jedynym plusem było to, że o tej porze nikt nie przychodził do parku i była pewna, że nikt jej nie zobaczy.
Jak bardzo się myliła!
Pogrążona w myślach nie była w stanie stwierdzić, że z niewielkiej odległości, skryty w cieniu drzew, obserwuje ją pewien chłopak. 

*

Blondyna zaskoczyło pojawienie się dziewczyny. Nie spodziewał się jej tutaj zaraz po końcu roku, a tym bardziej w takim stanie.
„Widać, coś musiało się stać. – Zastanawiał się chłopak, głęboko zaciągając się papierosem. – Przecież ona NIGDY nie płacze.”

Nieświadoma obecności intruza Hermiona nadal płakała. Robiło się coraz ciemniej, a ona nadal siedziała na tej ławeczce. Można by było uznać ja za posąg, gdyby nie to, że co chwilę pociągała nosem.
Chłopak postanowił działać. Nie był osobą szczególnie uczuciową, zwłaszcza w stosunku do niej, ale nie mógł pozwolić żeby siedziała w tym parku całą noc. Robiło się coraz ciemniej i coraz chłodniej, a ona ubrana była tylko w zwiewną sukienkę na ramiączkach. Nawet ukryty za drzewami chłopak widział jak trzęsie się z zimna. Mimo to nadal siedziała na ławce.
-Hermiono. – Odezwał się cicho.
Ona podniosła głowę i odwróciła wzrok w kierunku, z którego dochodził ten głos, tak dobrze jej znany. Na jej policzkach widać było ślady świeżych łez. W tej samej chwili usłyszała krzyk:
-Hermiono! – Ojciec biegł ku niej z drugiego końca alejki.
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę.
-Tato. – Powiedziała tylko dość chłodnie.
-Córeczko, tak się z mamą o ciebie martwiliśmy. – Zaczął mówić Arron. – Wybiegłaś tak szybko, chcieliśmy…
-Tak się o mnie martwiliście, że postanowiliście nic mi nie mówić o rozwodzie? – Przerwała mu ostro Hermiona.
-To nie tak.
-Więc może mi to wytłumaczysz.
-Córeczko… – zaczął znowu. – Wracajmy do domu. Wszystko ci z mamą wytłumaczymy. – Powiedział z rezygnacją.
-Dobrze. Chodźmy, zatem.
Kiedy znaleźli się już na ścieżce Hermiona obejrzała się za siebie. Wydawało się jej, że kogoś tam ujrzała.
„Nie, to niemożliwe – powiedziała do siebie w myślach. - To nie mógł być Malfoy, to po prostu nierealne!”

Ukryty za drzewami chłopak patrzył za oddalającą się sylwetką dziewczyny. W pewnej chwili ona odwróciła się i spojrzała wprost na niego.
„Nie mogła mnie zobaczyć – powiedział do siebie – jest zbyt ciemno.”

Draco Malfoy skończył kolejnego papierosa, rzucił niedopałek na ścieżkę i z uśmiechem na swej bladej twarzy zaczął iść ścieżką w przeciwnym kierunku.

*
W salonie państwa Granger.

-Hermiono – zaczęła mama. – My…
Dziewczyna patrzyła na nią w oczekiwaniu, lekko mrużąc oczy.
-Hermiono – podjął tata. – Mama chce powiedzieć, że rozwodzimy się.
Łzy cisnęły się jej do oczu, ale postanowiła, że się nie złamie, nie tutaj, nie teraz, nie przy nich.
-Co wcale nie oznacza, że cię nie kochamy. – Wtrąciła szybko mama.
-Tu wcale nie chodzi o ciebie…
-Tylko o nas…
-Nasze uczucie…
-Widzisz skarbie…

Dla Hermiony były to nic nieznaczące zdania. Kiwała głową na znak, że słyszy, przytakiwała, kiedy powinna i na tym ograniczyła swój wkład w tę rozmowę.
Po późnej kolacji, na którą składała się kanapka z dżemem i herbata, Hermiona poszła spać. Leżąc na wznak i wpatrując się w lawendowy sufit myślała o tym, co usłyszała. Z całego wieczoru, a właściwie już nocy dotarło do niej tylko to, że jej rodzice, których uważała za wzór kochającego się małżeństwa, rozwodzą się. Rozwodzą się po dwudziestu latach spędzonych razem!
„Nie – powiedziała do siebie w myślach. – Nie, ja tak nie skończę.”
Przewróciła się na bok i zasnęła.

*

W tym samym czasie po drugiej stronie parku.

-Jesteś teraz pod moja opieką i oczekuję od ciebie, choć trochę szacunku. – Niska i szczupła kobieta starająca się wyglądać srogo mierzyła palcem w stronę wysokiego i przystojnego młodzieńca. – Nie życzę sobie tak późnych powrotów, jasne?
- Jasne, jasne. – Mrukną Draco.
-Nie tym tonem chłopcze! – Kontynuowała kobieta. – Pół nocy się zamartwiam, a …
-Jakiej nocy? – Wtrąca chłopak.
-…a ty nic nie mówisz!
-Sorry Grace*, miałem coś do załatwienia na… – zaczyna mówić.
-Oczywiście, oczywiście. – Grace zaczyna kręcić głową. – Masz charakterek, nie ma, co.
 Draco uśmiecha się pod nosem.
-Idź już spać. Porozmawiamy rano. Dobranoc.
-Branoc – rzucił Draco i już go nie było.
Kobieta uśmiecha się do siebie, gdy tylko znika na schodach rąbek jego spodni. Ma słabość do swojego siostrzeńca.
-Ech, ten chłopak robi się coraz bardziej podobny do Lucjusza. – Cień smutku przebiegł po jej twarzy. – Mam nadzieję, że nie stanie się jego wierną kopią.


***

*Grace – ciotka Dracona, daleka krewna Narcyzy Malfoy, jest chirurgiem, specjalizującym się w beznadziejnych przypadkach, mugolka, jednak wie o istnieniu czarów. W dzieciństwie, do skończenia jedenastego roku życia, Draco spędzał u niej każde wakacje. 

***

Wersja poprawiona  i przeniesiona z bloga: dhl- pojedynek- serc. blog. onet.pl


1 komentarz:

  1. Świetne opowiadanie. Przeczytałam całość ze starego bloga i czekam na rozdział 66 tak naprawdę :) Zapraszam do siebie również na Dramione http://marrta97.blog.interia.pl/

    OdpowiedzUsuń