poniedziałek, 18 czerwca 2012

Spirala Nienawiści 9


Rozdział ósmy



Rok 1999.

Patrząc przez pryzmat tamtych wydarzeń, żal mi Severusa. On jeden nam kibicował. On sprzeciwił się moim rodzicom i stanął  w naszej obronie.
Przepraszam, Severusie.
To nie tak miało wyglądać.
Zawiodłem…

Jednak naprawię mój błąd.
Już niedługo.

Rok 1997.

Grudzień.
Magiczny okres w życiu każdego człowieka.
Czas wybaczania. Czas miłości i nadziei.

-Granger! Hermiono! – Dziewczyna poczuła szarpnięcie za rękaw i w jednej sekundzie znalazła się w schowku na miotły. – Tęskniłem. – Na drżących ustach poczuła namiętny pocałunek, który z pasją oddała.
Chłodne ręce chłopaka zręcznie rozpięły szkolny mundurek dziewczyny i teraz błądziły po jej brzuchu.
-Malfoy! – Pisnęła cienko, gdy poczuła jak jego ręka dość mocno ścisnęła jej pierś.
Jednak chłopak nie zwracał na to najmniejszej uwagi i dalej pieścił wrażliwą skórę w tym miejscu i szczypał szybko twardniejący sutek.
O tak.
Było im niezwykle gorąco w tym momencie, w tej sekundzie.
Jednak nie przerywali.
Hermiona włożyła dłoń pod białą koszulę i gładziła smukłą skórę jego klatki piersiowej.
-Mmm.

Kto wie, do czego by doszło, gdyby nad głowami nie usłyszeli dzwonka na popołudniowe lekcje.
-Ej! Mam teraz eliksiry! – Dziewczyna usiłowała pozbyć się ręki spod bluzki i jednocześnie próbując zapiąć koszulę. – Lekcje! – Odpycha chłopaka, całuje go namiętnie i wybiega ze schowka.
-Cholera!

Na lekcji oboje pojawiają się w krótkim odstępie czasu i oczywiście spóźnieni.
-Minus dziesięć punktów oboje. A teraz siadać.



Na korytarzu, w klasach i w Wielkiej Sali pojawiły się już bożonarodzeniowe drzewka i girlandy ozdabiające schody i poręcze.
W powietrzu czuć było pierniki.
W wejściach do klas wisiały gałązki jemioły, a niektórzy chłopcy z zaskoczenia łapali swoje dziewczyny i całowali pod nimi, by zapewnić sobie powodzenie i szczęście na długie lata.

Dyrektor ogłosił datę Balu Bożonarodzeniowego.
Miał się on odbyć dwudziestego pierwszego grudnia, aby przed świętami można było spokojnie odpocząć po nim.
-Oczywiście obowiązuje ogólny zakaz spożywania alkoholu. – Albus Dumbledore uśmiechnął się do wpatrzonych w niego uczniów. – Pan Filch osobiście tego dopilnuje. A teraz, jak już zjedliście to zmykajcie na lekcje. Miłego dnia wszystkim życzę.


Rok 1999

Bal.
Wszyscy czekali na ten dzień z utęsknieniem.
Ja też.

Rok 1997

-Herm! – Ze schodów zbiegła Ginny. – Masz już sukienkę na bal? Chcesz się ze mną wybrać do Hogsmade?
-Jasne. A kiedy jest wyjście? – Odpowiedziała starsza koleżanka.
-W tą sobotę. To ostatni termin. Bal za dwa tygodnie a później nie będę miała gdzie kupić…


Weekend nadszedł szybko.
Dla niektórych za szybko.
-Rany – żalił się przy śniadaniu Ron. – Taka pogoda a my mamy trening.
Jego entuzjazm wynikał z tego, iż nad Hogwartem szalała burza śnieżna. Było to dość dziwne zjawisko, zwłaszcza, że była dopiero połowa grudnia.
Ale cóż. Takie anomalia się zdarzają  i nic na to nie poradzimy.
-Nie narzekaj. – Starał się go pocieszyć Harry, który to jako kapitan gryfońskiej drużyny zarządził w ten weekend ostre treningi. – Poprawi się do południa.

Dziewczyny szybko skończyły posiłek i udały się do swoich sypialni w celu zaopatrzenia się w peleryny, czapki, szaliki i rękawiczki.
Następnie pomimo brzydkiej pogody ustawiły się  w ogonku przy wyjściu z zamku, gdzie woźny sprawdzał ich pozwolenia.
Wszak czasy nadal były niebezpieczne.
Po tej jakże miłej kontroli obie, otulone od stóp po głowy udały się do miasteczka czarodziei.

Dzięki takiej, a nie innej pogodzie nie widziały, że w pewnej odległości za nimi sunie samotna postać.
Osoba ta, podążała za nimi aż do miasteczka, a potem trzymała się w niewielkiej odległości od nich. Tak, blisko, aby nie stracić ich z oczu, jednocześnie tak daleko, aby samemu pozostać niezauważonym.
Od sklepu do sklepu, od pubu do kawiarni, niczym cień sunęła za nimi.

Dziewczyny wyszły na ulicę z kilkoma paczkami.
Ginny kupiła nowe buty, torebkę i masę kosmetyków, ponadto jej zielona marszczona suknia, na pewno przykuje wzrok większości chłopaków w szkole. Hermiona kupiła tylko czarne sandałki na szpilce, twierdząc, że nic innego nie jest jej potrzebne. A na pytanie o  sukienkę odpowiadała tylko:
-Zobaczysz na balu. – I tyle.

Jak można tak długo łazić po sklepach? I co one tak długo robią w tych butikach? Czekają, aż mi wróżki uprzędą materiał? Zastanawiała się osoba, która chodziła za nimi od rana.
Chłopak właśnie miał wejść do Trzech Mioteł, by się ogrzać, kiedy one akurat wyszły z butiku i skierowały się do zamku. Jak widać już skończyły dzienny maraton i zmęczone, objuczone wieloma pakunkami, wolnym krokiem, pokonując śnieg i wiatr szły do zamku.

Nareszcie! Chłopak cieszył się w duszy jak małe dziecko. Sam wpadł na ten głupi pomysł śledzenia jej, ale musiał mieć pewność, że nic ani nikt jej nie zagrozi. Na szczęście nie stało się nic, w czym musiałby interweniować i spokojny wracał za nimi do zamku.



W końcu nadszedł ten dzień.
Dzień balu.
W piątek lekcje trwały tylko do obiadu, a i to nie było dobrym pomysłem, bo większość dziewczyn od samego rana nie mówiła o niczym innym, jak tylko o wieczornym balu.
Ten radosny nastrój nie udzielił się wszystkim.
Hermiona Granger pilnie słuchała nauczycieli i notowała tematy prac domowych.
-Uważam, że bal to bal, jeden wieczór i nic więcej. To, że będę o nim gadać kilka godzin tego nie zmieni. Jutro tak jak zawsze wstanę, zjem śniadanie i będę się uczyć. I wam radze to samo, jeśli chcecie mieć pozytywne wyniki na koniec. – Pogroziła jeszcze Levander i Parvati palcem, wstała i z dumne uniesioną głową wyszła.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz