czwartek, 31 maja 2012

Wyznania Wampira: Część Czwarta


Dziwi Was to,że mam męża?

Osobę, istotę, której na mnie zależy?

Która mnie kocha? Wielbi, szanuje?

Która pomaga mi, która POMOGŁA mi w pewnym okresie mojego życia?

Która ufa mi bezgranicznie, a której ja śmiało oddam swoje „życie”?

 

Zabawni jesteście!

Myślicie, że ktoś taki jak JA nie zasługuje na szczęście i miłość? Na odrobinę czułości?

Mylicie się!

Każdy zasługuje na szczęście. Na miłość także.

Ja też.

A już zwłaszcza ja.

Ktoś tak bardzo doświadczony przez los, przez życie.

 

Ech, wzdycham…

 

Nie przedłużam… słuchajcie dalej…

 

 

Stanęłam z NIM oko w oko.

Gorzej już być nie mogło…

Serce zaczęło mi szybciej bić. Ze strachu? Tak. To był strach.

Panicznie się go bałam.

-Wybierasz się gdzieś? – Zapytał aksamitnym głosem  mój koszmar.

-Tak. Do łazienki. – Pisnęłam zadziwiająco wyraźnie.

Zszedł mi z drogi i gestem ręki wskazał drzwi do owego pomieszczenia.

Weszłam tam, zamykając za sobą drzwi na haczyk. Nawet porządnego zamka tu nie było!

Stanęłam przed popękanym lustrem, ręką dotykając swojej misternie ułożonej fryzury. Teraz moje włosy jakby oklapły i mimo tony lakieru, straciły swoją sprężystość i blask. Westchnęłam.

Spojrzałam na swoje odbicie. Kogo ujrzałam?

Wystraszoną nastolatkę.

Tak. Bałam się jak Diabeł Święconej Wody.

 

Rozejrzałam się po tej tak zwanej łazience. Choć użycie terminu „łazienka” jest mocno naciągane. To pomieszczenie miało brudne ściany, popękane w wielu miejscach. Połamane i szczątkowe meble. Oderwana umywalka trzymała się tylko na strzępach silikonu, a jakieś brudne szmaty leżały  na podłodze. W rogach i przy podłodze rozprzestrzeniał się grzyb i różne inne zarazki.

Nie pomijając smrodu, oczywiście.

Fuj!

Naprzeciwko drzwi znajdowało się okno – wybite oczywiście.

No nic. Wychyliłam się z niego.

-Cholera. Drugie piętro. – Mruknęłam cicho spoglądając w dół na chodnik, w tym momencie akurat pusty. – Mogę sobie coś złamać…

Ale… lepiej zostać w tym koszmarze, czy zaryzykować i spróbować uciec?

To żaden wybór.

Zdjęłam szpilki i przesadziłam jedną nogę przez parapet. Muszę uważać na rozbite szkło, którego było tu pełno.

Usiadłam na nim w momencie, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.

- Co ty tam tak długo robisz? – Jego głos przestał być tak miły. Stał się oschły, wyprany z uczuć, zimny.

Nie odpowiedziałam.

Jeszcze się wąchałam. Skoczyć czy nie?

 

W chwili, kiedy wychyliłam się do przodu, poczułam silne szarpniecie do tylu.

Cholera!

Przystojniak wyważył drzwi i złapał mnie w ostatniej chwili.

Jeszcze ze dwie sekundy i byłabym na dole!

-Czy ty usiłujesz uciec? – Spojrzał na mnie, a ja ze strachem stwierdziłam, że jego oczy przybrały barwę szkarłatu.

Gdzie się podział ten cholerny błękit do kurwy nędzy?!

-Ja… – Nie zdołałam nic wykrztusić.

Złapał mnie za ramie i siłą zaciągnął do pokoju. Brutalnie popchnął na lóżko, uśmiechnął się i zaczął rozpinać koszule.

- Zaraz się przekonasz jak każemy nieposłusznych.

Patrzyłam ze strachem na jego poczynania.

Gdy pozbył się koszuli, mimo niekomfortowej sytuacji, w jakiej się znajdowałam, nie mogłam nie powiedzieć, że był cholernie dobrze napakowany i umięśniony.

Ponadto płaski brzuch pokrywał tatuaż przedstawiający dwa walczące ze sobą smoki.

A jego skóra była niezwykle blada, wręcz chorobliwie blada i jakaś taka… błyszcząca? Nie, ona skrzyła się jakby posypana brokatem, drobnymi kryształkami, które odbijały światło.

On, zbliżył się do mnie półnagi, niczym młody Bóg Seksu.

Leżałam na łóżku jak spetryfikowana, nie mogłam się ruszyć. Nic powiedzieć. Ledwo oddychałam.

Kiedy był już prawie nade mną uśmiechnął się ukazując swoje idealne zęby. Tyle, że teraz u góry zauważyłam ostro zakończone kły.

Głośno wciągnęłam powietrze do płuc.

-Boże. – Szepnęłam nieświadomie. W jego oczach dostrzegłam głód.

-Bóg ci nie pomoże.

Krzyknęłam.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz