czwartek, 31 maja 2012

Wyznania Wampira: Część Szósta


Umarłam człowiekiem.

Obudziłam się potworem.

 

Co było potem?

Nie wiem. Nie pamiętam. Możliwe, że nie chcę o tym pamiętać.

Obudziłam się w jakimś pokoju …

 

 

Powoli otwieram oczy. Czerń.

Rozglądam się uważnie po ścianach jakiegoś obcego pokoju. Czarne ściany, czarne meble czarna pościel, w której leżę.

Zerkam na swoje ciało. Mam na sobie czarną koszulkę, o wiele na mnie za dużą. Jakby ze starszego brata…

W pokoju znajduje się okno, ale zasłonięte ciemną zasłoną, tak, aby nie mogło  przepuszczać światła.

Co się ze mną stało?

 

Wtedy nie wiedziałam…

Prawda spadła na mnie znienacka. I to usłyszana od najmniej spodziewanej osoby…

 

Bezwiednie dotykam szyi. Nic.

Zjeżdżam dłonią na pierś. Nic!

Cholera jasna!

Powili dociera do mnie to, że nie żyje…

Że ja naprawdę nie żyje!

Nie żyję? Próbuje zaczerpnąć powietrza … nic…

Powoli, niezgrabnie odsuwam kołdrę i wstaje. Musze podejść do tego cholernego okna!

Łapie się za głowę, gdy czuje, że słabnę. Zamykam oczy, dłonią dotykam czoła…

- Nie powinnaś wstawać. – Głos. Znany, ale skąd?

Patrzę w jego stronę.

Cofam się wystraszona. To ON! Mój oprawca!

Wróciłby dokończyć dzieło!

- Nie bój się. Nie skrzywdzę cię. – Powoli zbliża się do mnie.

Ja, cofając się nadal trafiam na ścianę.

Koniec ucieczki.

Młody mężczyzna zbliżył się do mnie na odległość wyciągniętej ręki. Z ulgą stwierdzam, że to nie ON, tylko…

- Malfoy? – Zaledwie szept. Jedno nazwisko. Jedna osoba.

 

Nigdy bym nie pomyślała, że to właśnie Draco mnie uratuje…

To było takie dziwne… patrzyłam na niego ciesząc się i obawiając jednoczesne. No, bo jak to?

Draco Malfoy miał by mnie – szlame – uratować?

Wzdycham.

Bo istnieje coś więcej niż więzy krwi.

 

- Dla swoich Smok. – Uśmiecha się.

„Dla swoich?” Co on rozum postradał? A gdzie się podziała wstrętna szlama,  Granger? Hmmm? Czyżbym awansowała jakimś cudem?

Albo to z nim jest gorzej i nie poznaje osoby przed nim stojącej…

Tak, to jedyne logiczne rozwiązanie…

Widząc moje niezdecydowanie podchodzi jeszcze bliżej, łapie za moją rękę i przykłada sobie do piersi. W tym miejscu powinnam wyczuć bicie jego serca. Ale nie czułam. Tak jak i u siebie.

Nienaturalna cisza…

-Jesteś…? – Nie mogę skończyć zdania. Po prostu to słowo nie chce przejść mi przez gardło!

-Tak jak ty.

Smok – jak to zabawnie brzmi – pomaga mi dojść do łóżka. Ja się kładę, a on przysuwa sobie krzesło i siada obok.

Przyglądał mi się przez chwile, jakby analizując fakty, które mi były nieznane. Po czym pyta:

-Wiesz, kto ci to zrobił? – Zwykłe pytanie zadane swobodnym tonem. Tak jakbyśmy rozmawiali o pogodzie!

Spuszczam wzrok.

-Nie.

-Dominic. Mój brat. – Rzucam na niego szybkie spojrzenie. To błąd. Głowa zaczyna mnie strasznie boleć. Tak jakby ktoś wbijał mi tysiące igieł w czaszkę. Potworność.

-Jesteś głodna. – Stwierdza. – Przyniosę ci coś.

Zanim zdążyłam otworzyć zaciśnięte z bólu oczy, on bezszelestnie zniknął.

Porusza się niezwykle cicho i szybko.

Nie mijają dwie sekundy, a już jest z powrotem.

 

-Wypij to. – Podaje mi szklankę wypełnioną po brzeg jakimś gęstym płynem.

-To…

-Krew. – Kończy za mnie.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz