Wyznania Wampira: Część Piąta
-Boże. – Szepnęłam
nieświadomie. W jego oczach dostrzegłam głód.
-Bóg ci nie
pomoże.
Krzyknęłam i
dostałam w twarz.
Mój oprawca
warknął.
- Zamknij się!
Weszłam prosto w
paszcze potwora, który zaraz mnie zabije! Nigdy nie brałam pod uwagę takiej
możliwości. No, bo jak? Wampir w mugolskim klubie? Czarodzieja trudno było tu
spotkać.
Wampir zbliżył
swoją twarz ku mojej. Dłonie położył po moich bokach tak, że byłam
unieruchomiona, nie mogłam pozwolić sobie na jakikolwiek, nawet najdrobniejszy
ruch.
Zaczął mnie
całować. Zachłannie, brutalnie jakby obawiał się, że ktoś może mu przerwać.
Opierałam się, broniłam. Wszystko na nic – jest silniejszy.
Jedną ręką przytrzymał
moje obie dłonie nad głową, drugą zerwał ze mnie bluzkę. Nie minęła kolejna minuta,
a pozbył się reszty ubrań. Położył się na mnie.
Leżałam naga,
wystraszona i bezbronna.
Coś jeszcze?
Tak. Świadoma mojego końca. Właśnie kończył się
mój żywot.
Łzy same zaczęły
mi płynąć, choć z całej siły starałam się nie płakać.
W głowie kołata
się myśl: Umieram.
Jego zimne dłonie
błądziły po moim drżącym ciele.
Prawą ręką
rozsunął mi nogi. Krzyknęłam, gdy zaczął mnie gwałcić.
Nie byłam dziewicą od dawna, jednak to, co
on mi wtedy robił strasznie bolało. To tak jakby wbić sobie w brzuch tępe
nożyczki i próbować przeciąć nimi skórę, sypiąc do tego sól na świeżo powstałą ranę!
To tak jakby przejść operację wycięcia migdałków bez znieczulenia. To tak,
jakby być uczulonym na pszczoły i zostać przez nie zaatakowanym.
Podczas całego
tego aktu krzyczałam. Uciszył mnie dopiero kolejnym ciosem w twarz. Czułam jak
puchnie mi oko.
-Zamknij się. –
Wysyczał mi prosto w ucho.
Następnie zbliżył
swoje usta to mojej szyi. Kilka drobnych pocałunków i mnie ugryzł.
Poczułam pieczenie
i rozchodzące się po całym ciele, najpierw delikatne, potem coraz mocniejsze
napięcie.
Wgryzł się
mocniej, czuje to. Ten ból…
Boże… pozwól mi
umrzeć, błagam.
Błagam…
Oddam wszystko,
byle to ustało.
Zaczął ssać moją
krew, w uszach słyszałam dziwne brzęczenie. Mało tlenu…
Czuje delikatne
pieczenie i paraliż, który powoli rozchodzi się po moim ciele. Ale… to już nie
jest moje ciało…
Z każdą minutą
mojej krwi ciągle ubywało, a ta, która jeszcze była wolniej krążyła w żyłach.
Moje serce
zwalniało…
Boże! Nie chcę tak
umrzeć!
Nie słyszałam go, nie
czułam…
Błagam…
W końcu się
zatrzymało.
Na zawsze.
Jeszcze mój mózg,
na koniec zarejestrował jakiś huk, ale nie wiem czy to nie agonia.
Przestałam
oddychać…
Moje powieki
powoli opadły na oczy.
Umarłam.
Umarłam
człowiekiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz