czwartek, 31 maja 2012

Wyznania Wampira: Część Piąta


-Boże. – Szepnęłam nieświadomie. W jego oczach dostrzegłam głód.

-Bóg ci nie pomoże.

 

Krzyknęłam i dostałam w twarz.

Mój oprawca warknął.

- Zamknij się!

 

Weszłam prosto w paszcze potwora, który zaraz mnie zabije! Nigdy nie brałam pod uwagę takiej możliwości. No, bo jak? Wampir w mugolskim klubie? Czarodzieja trudno było tu spotkać.

 

Wampir zbliżył swoją twarz ku mojej. Dłonie położył po moich bokach tak, że byłam unieruchomiona, nie mogłam pozwolić sobie na jakikolwiek, nawet najdrobniejszy ruch.

Zaczął mnie całować. Zachłannie, brutalnie jakby obawiał się, że ktoś może mu przerwać. Opierałam się, broniłam. Wszystko na nic – jest silniejszy.

Jedną ręką przytrzymał moje obie dłonie nad głową, drugą zerwał ze mnie bluzkę. Nie minęła kolejna minuta, a pozbył się reszty ubrań. Położył się na mnie.

Leżałam naga, wystraszona i bezbronna.

Coś jeszcze?

Tak.  Świadoma mojego końca. Właśnie kończył się mój żywot.

Łzy same zaczęły mi płynąć, choć z całej siły starałam się nie płakać.

W głowie kołata się myśl: Umieram.

Jego zimne dłonie błądziły po moim drżącym ciele.

Prawą ręką rozsunął mi nogi. Krzyknęłam, gdy zaczął mnie gwałcić.

 

Nie byłam dziewicą od dawna, jednak to, co on mi wtedy robił strasznie bolało. To tak jakby wbić sobie w brzuch tępe nożyczki i próbować przeciąć nimi skórę, sypiąc do tego sól na świeżo powstałą ranę! To tak jakby przejść operację wycięcia migdałków bez znieczulenia. To tak, jakby być uczulonym na pszczoły i zostać przez nie zaatakowanym.

 

Podczas całego tego aktu krzyczałam. Uciszył mnie dopiero kolejnym ciosem w twarz. Czułam jak puchnie mi oko.

-Zamknij się. – Wysyczał mi prosto w ucho.

Następnie zbliżył swoje usta to mojej szyi. Kilka drobnych pocałunków i mnie ugryzł.

Poczułam pieczenie i rozchodzące się po całym ciele, najpierw delikatne, potem coraz mocniejsze napięcie.

Wgryzł się mocniej, czuje to. Ten ból…

Boże… pozwól mi umrzeć, błagam.

Błagam…

Oddam wszystko, byle to ustało.

Zaczął ssać moją krew, w uszach słyszałam dziwne brzęczenie. Mało tlenu…

Czuje delikatne pieczenie i paraliż, który powoli rozchodzi się po moim ciele. Ale… to już nie jest moje ciało…

Z każdą minutą mojej krwi ciągle ubywało, a ta, która jeszcze była wolniej krążyła w żyłach.

Moje serce zwalniało…

Boże! Nie chcę tak umrzeć!

Nie słyszałam go, nie czułam…

Błagam…

W końcu się zatrzymało.

Na zawsze.

Jeszcze mój mózg, na koniec zarejestrował jakiś huk, ale nie wiem czy to nie agonia.

Przestałam oddychać…

Moje powieki powoli opadły na oczy.

Umarłam.

 

Umarłam człowiekiem.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz