czwartek, 31 maja 2012

Wyznania Wampira: Część Pierwsza


Lato roku 1998.

 

Był piękny i słoneczny lipiec. Dokładnie szesnastego.

Za oknami słońce miło ogrzewało twarze zarówno dzieci jak i dorosłych. W parkach i na skwerach można było spotkać tłumy odpoczywających po ciężkim tygodniu ludzi.

Sobota.

Matki bawiące się z pociechami, ojcowie leniwie przeglądający jakieś gazety, a nierzadko i czytający jakąś powieść. Nastolatkowie szczęśliwi, że w końcu w tym deszczowym klimacie doczekali się upałów.

Właśnie takiego ciepłego dnia dokładnie siedemnaście lat temu, o godzinie dwunastej rano na sali porodowej w szpitalu św. Tomasza w Londynie rozległ się płacz małego dziecka.

Tak, to byłam ja.

I właśnie dziś skończyłam siedemnaście lat.

Ale zamiast cieszyć się taką iście wakacyjną pogodą siedzę przed lustrem i szczotkuje moje loki.

Dlaczego, spyta ktoś?

A dlatego, że dziś wieczorem wychodzę ze znajomymi uczcić moje wejście w pełnoletniość!

Hurra!

Impreza, impreza i jeszcze raz impreza!

Stop. Ktoś się dziwi, że w wieku lat siedemnastu jestem pełnoletnia?

W MOIM świecie jestem już dorosła. W świecie magii i czarów.

Brednie, pomyślisz.

Żadne brednie – odpowiem.

Jestem czarownicą. Przez okrągłe dziesięć miesięcy w roku uczę się w szkole magii i czarodziejstwa, o dumnej nazwie Hogwart.

 

Wracamy do mojego wieczornego wyjścia…

Złoty cień na powieki, czarny tusz i taki sam eyeliner. Różowa szminka i błyszczyk.

Mauu! Wyglądam bosko!

Jeszcze tylko lakier do włosów. Utrwalam moją idealną fryzurę i gotowe.

 

Mój pokój.

Siedem na pięć metrów.

Złote ściany, gdzieniegdzie przyprószone srebrem – dla lepszego efektu.

W centralnym punkcie stoi ogromne łoże z mnóstwem puchowych poduszek, a nad nim baldachim. Może w nim śmiało spać siedem osób.

Wiem, bo to sprawdziłam.

Piętnastego sierpnia ubiegłego roku – prywatna impreza, wjazd za okazaniem zaproszenia. Jest, co wspominać!

Obok łóżka – nocna szafka, a na niej najnowsza powieść Stephena Kinga pod tytułem "Worek Kości" . Osobiście polecam.

Naprzeciwko szafeczki stoi moja „mała” toaletka.

Trój skrzydłowa, a do tego elektryczna – kąt nachylenia bocznych skrzydeł reguluję za pomocą pilota – z oryginalnym kryształowym szkłem. Jej rama zrobiona jest ze srebra, a do tego grawerowana, na moje specjalne życzenie – w lilie. Na środku znajduje się mała – także srebrna – rzeźba aniołka. Rozczula mnie ten widok. Naprawdę.

Obok stoi lustro mogące pokazać całą moją sylwetkę. I właśnie w tej chwili przed nim stoję i oglądam efekt mojej pięciogodzinnej pracy nad wyglądem.

Krótka mini spódniczka w komplecie z topem od Versacego,  projekt specjalnie dla mnie, nie chwaląc się – ma się te znajomości.

Złote szpilki od Coco Chanel.

Gotowe!

- No Mionka – mówię do swojego odbicia. – Wyglądasz świetnie. – Przesyłam lustru całusa i wychodzę z pokoju.

Kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt schodków w dół!

Czy ktoś kiedyś próbował zejść dwa pietra w butach na siedmio centymetrowej szpilce?

Nie? To i nie próbujcie.

Dziesięć minut później staje w holu mojego domu.

Rodzice? Pewnie na Hawajach. To ten czas.

Wchodzę do salonu zajmującego prawię połowę całego parteru. Druga połowa to kuchnia i jadalnia.

Biały puchaty dywan przed  kominkiem.

Kremowe, skórzane kanapy koło niego.

A na nich?

Siedzą wesoło rozmawiając moi przyjaciele.

-Miona! – Krzyknęła dziewczyna o blond włosach do pasa. Wstała z fotela i podeszła do mnie. – Wyglądasz wspaniale! – Pocałowała mnie w policzek, nie dotykając go. To takie nasze przywitanie. Buzi, buzi bez czułości.

-Dzięki Hannah! Ty również! – Patrzę z podziwem na jej długie i zgrabne nogi w srebrnych szpileczkach.

-Laski, wszystkie wyglądacie ekstra, ale może już czas się zbierać? – Powiedział Marco, nasz dzisiejszy ochroniarz.

-Ja też? – Zapytała go słodko się uśmiechając Melania, jego dziewczyna.

-A już zwłaszcza ty. – Pocałował ją w usta.

-Dajcie spokój. – Kris złapał Marca za szyje odciągając od dziewczyny. – Idziemy.

-Zaraz, zaraz. – Rozglądam się po nich, licząc wszystkich . - Ja, Hannah, Melania, Marco, Kris, Orion. – Wyliczam wskazując na poszczególne osoby palcem. – A gdzie Max, Fabia i Faust?

- Dojadą później. Starzy bliźniaków zrobili im straszną jazdę za ostatni wyskok. – Z odpowiedzią pospieszył Orion, nasz marzyciel. Blondynek, niewielkich rozmiarów, ale z masą pomysłów.

Bliźniaki, czyli Fabia i Faust.

-Och. Trudno. – Odpowiadam i wychodzimy.

Zawsze spotykamy się u mnie. Mam największy dom, a moi przyjaciele klucze do niego. Ufam im jak nikomu innemu.

Co prawda mam też INNYCH przyjaciół? W szkole.

Mniejsza o to.

Wsiadamy do mojej prywatnej limuzyny i jedziemy do jednego z najlepszych klubów w mieście. „Paradise lost” – Raj Utracony. Idealne miejsce dla grzeszników.

To  najlepszy klub nocny, do jakiego dostanie się jest marzeniem połowy młodzieży w całej Wielkiej Brytanii! Druga połowa to… hmmm lepiej to przemilczę.

Wstęp tylko dla VIPów. Swoją drogą jak tu nie być VIP’em, mając rodziców, którzy są najlepszymi prawnikami w mieście? Mogę pozwolić sobie na takie luksusy.

Ten klub … jest nieziemski!

Wejście jest po stromych  schodach do „Raju”, następnie mija się bramkę i kilka stopni w dół, do „Utraconego.”

Krwiście czerwone ściany, gdzieniegdzie z wizerunkiem Anioła i Demona., A do tego pochodnie zamiast lamp. Klub ma swój własny klimat. O tak.

Dookoła największej sali biegnie rządzik białych skórzanych fotelików i szklanych stolików. A w kącie bar, przy którym drinkami raczą się jacyś chłopcy.

Sex, drugs and rock and roll, chciałoby się rzec.

Gdy zjawiamy się na parkiecie, muza już dudni w głośnikach. Bawimy się świetnie.

Moje idealne ciało porusza się w rytm najnowszego singla Britney Spears pod tytułem „ Baby One More Time”.

Super muzyka, niebiański klimat i chłopcy.

Tak. Mega seksowni chłopcy.

Normalnie w szkole jestem zwykłą nastolatką – czarownicą, grzeczna, miła i uczynna – po prostu wzór do naśladowania! Ale tylko w szkole.

Wakacje są dla mnie. Dopiero wtedy jestem sobą – tą prawdziwą, rozpieszczoną do granic możliwości.

Najlepsze ciuchy, najdroższe kosmetyki, firmowe perfumy. PRAWDZIWY wzór do naśladowania.

Ostry makijaż, ale bez przesady i idealne skąpe ciuszki, delikatnie podkreślające moją opaleniznę przywiezioną prosto z Sycylii oraz biust w rozmiarze „C.” [!]

I imprezy.

Kocham to. Tu żyję. I oddycham.

Tak i teraz, bawię się w najlepsze, kiedy…

-Mionka! – Tuż nad uchem słyszę krzyk Melani. – Tylko się nie oglądaj, ale pewien blondyn przy barze cały czas się  na ciebie gapi!

 

 

Wzdycham. Tak, kiedyś to było życie. Sex, drugs and rock and roll. Śmiech.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz