Wyznania Wampira: Część Pierwsza
Lato roku 1998.
Był piękny i
słoneczny lipiec. Dokładnie szesnastego.
Za oknami słońce
miło ogrzewało twarze zarówno dzieci jak i dorosłych. W parkach i na skwerach
można było spotkać tłumy odpoczywających po ciężkim tygodniu ludzi.
Sobota.
Matki bawiące się
z pociechami, ojcowie leniwie przeglądający jakieś gazety, a nierzadko i
czytający jakąś powieść. Nastolatkowie szczęśliwi, że w końcu w tym deszczowym
klimacie doczekali się upałów.
Właśnie takiego
ciepłego dnia dokładnie siedemnaście lat temu, o godzinie dwunastej rano na sali
porodowej w szpitalu św. Tomasza w Londynie rozległ się płacz małego dziecka.
Tak, to byłam ja.
I właśnie dziś
skończyłam siedemnaście lat.
Ale zamiast
cieszyć się taką iście wakacyjną pogodą siedzę przed lustrem i szczotkuje moje
loki.
Dlaczego, spyta ktoś?
A dlatego, że dziś
wieczorem wychodzę ze znajomymi uczcić moje wejście w pełnoletniość!
Hurra!
Impreza, impreza i
jeszcze raz impreza!
Stop. Ktoś się dziwi,
że w wieku lat siedemnastu jestem pełnoletnia?
W MOIM świecie
jestem już dorosła. W świecie magii i czarów.
Brednie,
pomyślisz.
Żadne brednie – odpowiem.
Jestem czarownicą.
Przez okrągłe dziesięć miesięcy w roku uczę się w szkole magii i
czarodziejstwa, o dumnej nazwie Hogwart.
Wracamy do mojego
wieczornego wyjścia…
Złoty cień na
powieki, czarny tusz i taki sam eyeliner. Różowa szminka i błyszczyk.
Mauu! Wyglądam
bosko!
Jeszcze tylko
lakier do włosów. Utrwalam moją idealną fryzurę i gotowe.
Mój pokój.
Siedem na pięć
metrów.
Złote ściany, gdzieniegdzie
przyprószone srebrem – dla lepszego efektu.
W centralnym
punkcie stoi ogromne łoże z mnóstwem puchowych poduszek, a nad nim baldachim.
Może w nim śmiało spać siedem osób.
Wiem, bo to
sprawdziłam.
Piętnastego
sierpnia ubiegłego roku – prywatna impreza, wjazd za okazaniem zaproszenia. Jest,
co wspominać!
Obok łóżka – nocna
szafka, a na niej najnowsza powieść Stephena Kinga pod tytułem "Worek Kości" . Osobiście polecam.
Naprzeciwko
szafeczki stoi moja „mała” toaletka.
Trój skrzydłowa, a
do tego elektryczna – kąt nachylenia bocznych skrzydeł reguluję za pomocą
pilota – z oryginalnym kryształowym szkłem. Jej rama zrobiona jest ze srebra, a
do tego grawerowana, na moje specjalne życzenie – w lilie. Na środku znajduje
się mała – także srebrna – rzeźba aniołka. Rozczula mnie ten widok. Naprawdę.
Obok stoi lustro
mogące pokazać całą moją sylwetkę. I właśnie w tej chwili przed nim stoję i
oglądam efekt mojej pięciogodzinnej pracy nad wyglądem.
Krótka mini
spódniczka w komplecie z topem od Versacego,
projekt specjalnie dla mnie, nie chwaląc się – ma się te znajomości.
Złote szpilki od Coco Chanel.
Gotowe!
- No Mionka –
mówię do swojego odbicia. – Wyglądasz świetnie. – Przesyłam lustru całusa i
wychodzę z pokoju.
Kilka,
kilkanaście, kilkadziesiąt schodków w dół!
Czy ktoś kiedyś
próbował zejść dwa pietra w butach na siedmio centymetrowej szpilce?
Nie? To i nie
próbujcie.
Dziesięć minut
później staje w holu mojego domu.
Rodzice? Pewnie na
Hawajach. To ten czas.
Wchodzę do salonu
zajmującego prawię połowę całego parteru. Druga połowa to kuchnia i jadalnia.
Biały puchaty
dywan przed kominkiem.
Kremowe, skórzane kanapy
koło niego.
A na nich?
Siedzą wesoło
rozmawiając moi przyjaciele.
-Miona! –
Krzyknęła dziewczyna o blond włosach do pasa. Wstała z fotela i podeszła do
mnie. – Wyglądasz wspaniale! – Pocałowała mnie w policzek, nie dotykając go. To
takie nasze przywitanie. Buzi, buzi bez czułości.
-Dzięki Hannah! Ty
również! – Patrzę z podziwem na jej długie i zgrabne nogi w srebrnych
szpileczkach.
-Laski, wszystkie
wyglądacie ekstra, ale może już czas się zbierać? – Powiedział Marco, nasz
dzisiejszy ochroniarz.
-Ja też? –
Zapytała go słodko się uśmiechając Melania, jego dziewczyna.
-A już zwłaszcza
ty. – Pocałował ją w usta.
-Dajcie spokój. –
Kris złapał Marca za szyje odciągając od dziewczyny. – Idziemy.
-Zaraz, zaraz. –
Rozglądam się po nich, licząc wszystkich . - Ja, Hannah, Melania, Marco, Kris, Orion. –
Wyliczam wskazując na poszczególne osoby palcem. – A gdzie Max, Fabia i Faust?
- Dojadą później.
Starzy bliźniaków zrobili im straszną jazdę za ostatni wyskok. – Z odpowiedzią
pospieszył Orion, nasz marzyciel. Blondynek, niewielkich rozmiarów, ale z masą
pomysłów.
Bliźniaki, czyli
Fabia i Faust.
-Och. Trudno. –
Odpowiadam i wychodzimy.
Zawsze spotykamy
się u mnie. Mam największy dom, a moi przyjaciele klucze do niego. Ufam im jak
nikomu innemu.
Co prawda mam też
INNYCH przyjaciół? W szkole.
Mniejsza o to.
Wsiadamy do mojej
prywatnej limuzyny i jedziemy do jednego z najlepszych klubów w mieście.
„Paradise lost” – Raj Utracony. Idealne miejsce dla grzeszników.
To najlepszy klub nocny, do jakiego dostanie się
jest marzeniem połowy młodzieży w całej Wielkiej Brytanii! Druga połowa to…
hmmm lepiej to przemilczę.
Wstęp tylko dla
VIPów. Swoją drogą jak tu nie być VIP’em, mając rodziców, którzy są najlepszymi
prawnikami w mieście? Mogę pozwolić sobie na takie luksusy.
Ten klub … jest
nieziemski!
Wejście jest po
stromych schodach do „Raju”, następnie mija się bramkę i kilka stopni w
dół, do „Utraconego.”
Krwiście czerwone
ściany, gdzieniegdzie z wizerunkiem Anioła i Demona., A do tego pochodnie
zamiast lamp. Klub ma swój własny klimat. O tak.
Dookoła
największej sali biegnie rządzik białych skórzanych fotelików i szklanych
stolików. A w kącie bar, przy którym drinkami raczą się jacyś chłopcy.
Sex, drugs and rock and roll, chciałoby się rzec.
Gdy zjawiamy się
na parkiecie, muza już dudni w głośnikach. Bawimy się świetnie.
Moje idealne ciało
porusza się w rytm najnowszego singla Britney Spears pod tytułem „ Baby One More Time”.
Super muzyka,
niebiański klimat i chłopcy.
Tak. Mega seksowni
chłopcy.
Normalnie w szkole
jestem zwykłą nastolatką – czarownicą, grzeczna, miła i uczynna – po prostu
wzór do naśladowania! Ale tylko w szkole.
Wakacje są dla
mnie. Dopiero wtedy jestem sobą – tą prawdziwą, rozpieszczoną do granic
możliwości.
Najlepsze ciuchy,
najdroższe kosmetyki, firmowe perfumy. PRAWDZIWY wzór do naśladowania.
Ostry makijaż, ale
bez przesady i idealne skąpe ciuszki, delikatnie podkreślające moją opaleniznę
przywiezioną prosto z Sycylii oraz biust w rozmiarze „C.” [!]
I imprezy.
Kocham to. Tu
żyję. I oddycham.
Tak i teraz, bawię
się w najlepsze, kiedy…
-Mionka! – Tuż nad
uchem słyszę krzyk Melani. – Tylko się nie oglądaj, ale pewien blondyn przy
barze cały czas się na ciebie gapi!
Wzdycham. Tak, kiedyś to było życie. Sex, drugs
and rock and roll. Śmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz