piątek, 25 lipca 2014

Pojedynek Serc: Rozdział trzydziesty trzeci





Rozdział trzydziesty trzeci: Brak jakiejkolwiek informacji, czy może prowadzić do szaleństwa?



                             **********************


Wielkimi krokami zbliżał się weekend. Panna Granger nie miała pojęcia, co organizują jej przyjaciele ani kto jest zaproszony.



Na każdą wzmiankę o sobocie dziewczyny odpowiadały tak:

- Będzie super…

-… o nic się nie martw…

-… wszystko załatwione…

-… spokojna głowa..

-… bez problemów…

Nawet listy gości nie widziała, bo zdaniem Ginny …

-To ma być niespodzianka!

- Kiedy ja nie lubię niespodzianek. - Mruczała wtedy Hermiona.


Na nic się zdały prośby, błagania czy szantaże.

Choć przy tych ostatnich Ron jakby się trochę załamał.

- Daj spokój, znasz ją. - Pocieszał go Harry. - Przejdzie jej i zapomni, co mówiła.

-Obyś miał racje. -  Mamrotał rudzielec – To ostatnia klasa, nie mogę jej zawalić.

-Ani ja przyjacielu, ani ja.



Więc można by śmiało powiedzieć, że organizatorka nie wiedziała nic oprócz tego, że to będzie w sobotę o godzinie dwudziestej u niej.

Tylko tyle, nic więcej.




*




W czwartek przed porannymi eliksirami stojąc w ogonku do klasy Hermiona usłyszała strzępy rozmowy o …

-Tak w sobotę.  - Mówiła Rita Dołohow –Idziesz?

-Nie wiem. - Zastanawiała się Wampirzyca. - Kto cię zaprosił?

-Matylda.

-A ją, kto? Ma jakieś wejście u Lwów? - Zainteresowała się Anna.

-Taa. Z tego, co wiem to chyba dobrze zna Rudą.

Ginny? Przeleciało przez głowę pannie prefekt. Jak to?

-Weasley? – Upewniła się Anna.

-Tak.

-A, kto będzie?

-Sami znajomi. Wiesz …

W tym momencie rozległ się dzwonek i uczniowie weszli do klasy.

„Cholera!”

Hermiona automatycznie skierowała się na koniec klasy, ale…

-Granger. - Zagrzmiał glos Snape. - Zapomniałaś gdzie siedzisz?

Ona tylko otworzyła usta ze zdziwienia i jak w transie skierowała się na przód klasy. Usiadła koło Malfoya, który uśmiechał się z satysfakcja.

-O Granger…

- Dzisiaj. – Rozległ się glos profesora, i wszystkie rozmowy ucichły. – Zajmiemy się eliksirem szczątkowego zapomnienia. Kto mi powie, czym się on różni od standardowego eliksiru zapomnienia?

Nikt w klasie się nie poruszył. Nikt oprócz Hermiony Granger, której ręka wystrzeliła w powietrze z prędkością światła.

Jednak Snape ją zignorował.

-Nikt? – Westchnął. - Granger?

-Eliksir szczątkowego zapomnienia różni się od standardowego eliksiru zapomnienia tym, że mamy świadomość i możliwość wybrania odpowiedniej sytuacji, która chcemy wymazać. Jak również możemy mieć wpływ na długości jak i skutki zapomnienia. Oraz na czas, w jakim dana osoba ma być nie świadoma.


Lekki grymas wykrzywił twarz nauczyciela. Jednak…

- Dobrze. – Powiedział w końcu. - 5 Pkt dla gryfonów. Głównym składnikiem tego eliksiru jest mięta…

I tak dalej i tak dalej…

Uczniowie w pocie czoła produkowali się przy swoich kociołkach, byle tylko ich eliksir, choć w połowie przypominał ten opisany przez Snape.


-Pst! Granger!

Szepnął ktoś za plecami gryfonki. Ona dyskretnie się odwróciła i ujrzała wyszczerzone zęby Zabiniego.

-Co? – Burknęła niezbyt miłe.

- Słyszałem ze robisz w sobotę imprezę… - powiedział zagadkowo.

-Możeee

- Podobno ma być …

-Granger! Minus 5 pkt za przeszkadzanie w lekcji! -  Zagrzmiał glos nietoperza.

Była to jawna dyskryminacja, bo gadał ślizgon a ona straciła punkty, które zyskała na początku lekcji.

Już otworzyła usta żeby cos odpowiedzieć, kiedy …

„ZAMILCZ!” Rozkazał GLOS, tak długo się nie odzywał, że już myślała, że zniknął a tu taka niespodzianka! Ech!...

Zamknęła buzie i spuściła speszony wzrok na swój kociołek.

Wrrrrr!

Była zła.

Chciała jakoś dać upust swojej złości tylko jak?

Jak uwolnić się od tego ciężaru, który spoczywał jej na barkach?

Wiem!

Polecieć! Tak! Teraz to jest jej potrzebne!

Tylko… dziś transmutacja… nie może jej opuścić…

Ale z drugiej strony…

„A wiec postanowione!”

Rozległ się upragniony przez wszystkich dzwonek. Nim ktokolwiek zdołał się ruszyć Granger w tępię ekspresowym położyła swoja fiolkę z próbką eliksiru na biurku profesora i wypadła z klasy.  Biegła szybko przez zatłoczone korytarze. Schodami w górę, i jeszcze raz. Kolejny korytarz i kolejne schody. Tak. Dotarła. Szepnęła obrazowi „szkarłatne piękno” i weszła do swojego pokoju. Rzuciła torbę na kanapę i podeszła do biurka. Leżała na niej praca z transmutacji na dzisiaj. Na zaklęciach nic jej nie zadano wiec nie powinno być problemów. Chwyciła pergamin w dłonie i wyszła. Kierując się do sowiarni uważnie rozglądała się na boki czy aby nie widać nikogo znajomego. Pusto.

Szybko pokonała ostatnie kilka stopni i znalazła się w sowiarni. Okrągłe pomieszczenie było pełne różnej maści i koloru sów. Mniejszych i większych.  Hermiona przywołała jedna ze szkolnych płymówek i przywiązała jej do nóżki swoją prace. Zaniosła sowę do okna i wypuściła na dwór. Chwile patrzyła za nią. Po czym sama usiadła na szerokim parapecie okiennym. Zerknęła za siebie czy nikogo nie ma w pobliżu. Spojrzała na zewnątrz. Także pusto. Wychyliła się i … skoczyła. Tak po prostu. Chwile potem już szybowała miedzy zamkowymi wieżami wdychając świeże powietrze i uspakajając się powoli. Tak, tego jej było trzeba. Chwilki spokoju i relaksu. Poleciała nad jezioro. Następnie, co było już jej rytuałem zakręciła nad zakazany las i zniknęła z widoku potencjalnym obserwatorom. W tym momencie jej obserwatorem był pewien profesor, nie do końca będący profesorem.




„Gdzie ona jest? - Myślał blondyn stojąc samotnie w sowiarni. - Widziałem jak tu wchodziła. Przecież nie mogła się rozpłynąć. „

Podszedł do okna, opierając dłonie na parapecie. Wychylił się delikatnie na zewnątrz.

„Może wyskoczyła? Nie - wychylił się jeszcze trochę. - Nie, nic tam nie widać. „

Odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia. Wolnymi krokami skierował się w stronę salonu ślizgonów. Jako że miał okienko postanowił się trochę zrelaksować.  


*



-Nie wdziałeś jej?

-Po eliksirach się jakby rozpłynęła.

-Dziwne. - Bliznowaty zamyślił się. - Naprawdę dziwne.


*


Hermiona całkowicie naładowana pozytywną energią zjawiła się w zamku późnym wieczorem. Leżąc już w łóżku zastanawiała się, co powie rano przyjaciołom?

„Może prawdę?”

„Nie, jeszcze nie teraz”

Po chwili już oddala się w objęcia morfeusza.



„Rano…?”

„Jutro…!?”

*

-Ale powiedz mi, co się stało?

Obie kobiety siedział w salonie popijając wzmocnioną herbatkę.

- Och. Chyba zrobiłam coś naprawdę strasznego. - Blond włosa piękność spojrzała na nią załzawionym wzrokiem. - I chyba nie potrafię sobie z tym poradzić…- rozpłakała się.

- Nie martw się. Pomogę ci. - Starsza kobieta odstawiła filiżankę na stolik i przytuliła swoją rozmówczynię. - Nie martw się.

1 komentarz: