Rozdział dwudziesty siódmy:
Pokonuje bariery.
***
„Pokonując granice
własnej wytrzymałości
Wznosisz się na
wyżyny własnych umiejętności
Bo to życie oferuje
nam dziś wiele możliwości
A ty łap los w swoje
ręce nadal bądź Duchowo Mocny”*
***
Było
jeszcze wcześnie rano, kiedy pewna dziewczyna maszerowała wesoło coś pomrukując
w stronę błoni.
W
oddali przed Zakazanym Lasem zamajaczył jej domek gajowego.
Zerknęła
na niebo zasłaniając ręką oczy. Właśnie budził się do życia piękny dzień.
Dziewczyna
westchnęła z zachwytu podziwiając wschodzące słońce. Oderwała wzrok od tego
widoku i skierowała się nad jezioro.
Usiadła
nieopodal brzegu wyciągając przed siebie nogi.
Zerknęła
do tyłu.
Ani
żywego ducha.
Z
miejsca, w którym się znajdowała nie było widać zamku ani chatki Hagrida.
-
A wiec, czemu by nie? - Zapytała głośno otaczającą ją przyrodę.
Zerknęła
na spokojna toń jeziora i jeszcze raz za siebie.
„Tak!”
Postanowiła.
Wstała.
Zaczerpnęła głęboko rześkiego powietrza przymykając oczy.
„Tak
dawno nie latałam!” Pomyślałaby w
następnej sekundzie puścić się biegiem brzegiem wody.
Zaśmiała
się jeszcze głośno i podskoczyła.
HOP!
I już jej niebyło.
Teraz
w miejscu gdzie przed sekunda biegła szybował piękny i duży orzeł. **
Jego
niemal czarne upierzenie lśniło w porannym słońcu.
Orzeł
zniżył lot by swoimi silnymi i ostrymi szponami dotknąć nieruchomej wody.
Zanurzył w niej swoje szpony powodując powstanie delikatnych fal.
Zaczął
zataczać kręgi mniejsze i większe cały czas lecąc nad wodą.
Pokonując
bariery.
Zapominając
o problemach i troskach.
Oddając
się tylko swojej pasji.
Tylko.
Być
wolnym i niezależnym.
I
nieśmiertelnie marzyć.
*
Przez
błonia do chatki gajowego szło dwóch młodzieńców.
-Hagrid!
– Krzyknął do niego ten z czarnymi i sterczącymi na wszystkie strony włosami.
Olbrzym
odwrócił się w ich stronę i pomachał ręką by do niego podeszli.
Po
czym powrócił do przerwanego zajęcia. Od dwóch godzin siedział nieopodal brzegu
jeziora. Przyszedł tam po wodę dla swoich roślinek i został. Podziwiał pięknego
ptaka szybującego nad wodą.
-Hagrid,
co tutaj robisz? - Zapytał Harry.
-Spójrz
tam. - Wskazał ręką na ptaka. - To mi wygląda na …
-Orła.
- Wpadł mu w słowo Ron.
-Nie
do końca. - Pokręcił głową chichocząc. –Wygląda jak orzeł czarny, ale on u nas
nie występuje. – Na nowo powrócił do podziwiania ptaka. – Może to być też młody
bielik. Widzicie? Jest on prawie cały ciemny. Ma najwyżej trzy, cztery lata. Z
upływem lat jego ogon jak i głowa staną się niemal śnieżnobiałe, a dziób jasno
żółty.
-Wow!
Nie wiedziałem, że znasz się tez na zwykłych zwierzętach. - Powiedział z
podziwem Ron.
-Taka
praca. - Zachichotał olbrzym. - Dziwny jest ten ptak. Do zwykłych bym go nie
zaliczył. Widywałem go czasem, ale dość dawno temu. Zawsze latał nad jeziorem a
potem… O! – Wykrzyknął – Patrzcie leci nad Zakazany Las.
I
rzeczywiście orzeł, czy też bielik poszybował ku szczytom drzew w lesie.
-
Odważny. - Szepnął Harry do Rona.
Chwile
spoglądali za ptakiem póki nie zniknął im z widoku.
-Napijecie
się herbatki? - Zapytał Hagrid zabierając wiadra z wodą i razem z chłopakami
skierował się do domu.
-Chętnie.
-A
gdzie Hermiona?
-Uczy
się. - Skłamał bez zająknięcia Harry.
-Hermiona! Jesteś? – Krzyczał
rudzielec stojąc na trzecim piętrze.
-Hermiona! – Dołączył
do niego Harry. - Myślisz, że co ona robi? - Zwróci się do przyjaciela.
-Pewnie się uczy. -
Ron machnął ręką. - Chodź idziemy sami.
-Haha jak zawsze.
*
Tymczasem
orzeł nadal leciał nad lasem. Zniżył lot lekko muskając koronę najwyższych drzew.
Nie zdawał sobie sprawy, że już dawno zostawił za sobą zamek i znajomy teren
lasu. Teraz wokoło niego były tylko drzewa.
Wiecznie
zielone sosny i świerki. Olbrzymie dęby.
Poranna
mgła już opadła ukazując piękno nieskalanej ludzką ręką dzikiej przyrody.
Nagle
ptak poczuł na swojej małej główce morską bryzę. W powietrzu unosił się słony
zapach wody pomieszany z zapachem lasu.
Zaraz
za lasem przed jego oczami wyrósł skalisty brzeg, o który niespokojnie uderzała
spieniona woda.
Ptak
wylądował na maleńkim występie skalnym rozglądając się wokoło.
Nic.
Pustka.
Tylko
on - ona.
Tylko
skały i woda.
Orzeł
zrobił parę kroków by po chwili wyprostować się pod postacią młodej dziewczyny.
Uśmiechnęła się ona do siebie i usiadła na wystającej skale opierając się o
skalną ścianę.
Przed
nią rozlegał się niesamowity widok.
Krystaliczna
woda raz po raz uderzała o skały, a dalej aż po horyzont ciągnęła się jej
bezkresna głębia.
Niby
ocean, ale przecież to niemożliwe.
Jak
więc wytłumaczyć to, że nie widać drugiego brzegu?
Nieodkryte
i dzikie miejsce stworzone tylko dla jej oczu.
Hermiona
nawet nie wiedziała jak długo tu siedziała, nie miała zegarka, ale w końcu
poczuła się głodna.
Wstała.
„Czemu
by nie?” - Pomyślała i skoczyła, w locie jeszcze zmieniając się w ptaka.
Leciała
chwilę nad niespokojną wodą, by w ciągu kilku sekund zniżyć lot i zanurzyć
szpony w wodzie łapiąc ofiarę. Poderwała się wyżej z całkiem sporym szczupakiem
zaciśniętym w szponach.
Gładko
wylądowała na skałach i zaczęła zjadać jeszcze żywy posiłek.
„W
końcu sushi już jadałam.” - Przemknęło jej przez myśl pomiędzy jednym a drugim
kęsem.
Zmieniając
się z powrotem z dziewczynę położyła się na skałach odpocząć.
W
końcu zmęczona zasnęła.
*
-Granger?!
Jesteś tam?! Otwieraj!
Chłopak
stał na trzecim piętrze i krzyczał. Był zdenerwowany.
-Choler
jasna! – Zaklął i odszedł, na „do widzenia” kopiąc jeszcze ścianę.
*
Dziewczyna
obudziła się wieczorem.
Przecierając
rękami zaspane oczy zerknęła na słońce.
Właśnie
zachodziło. Ostatnie i delikatne jego promienie mieniły się odcieniami
czerwieni, żółci i pomarańczy.
Dzień
ustępował nocy.
Wstała
i przeciągnęła się. Cóż, spanie na twardym podłoży nie należy do
najprzyjemniejszych rzeczy.
„Czas
wracać.”
A
byłe jej tu tak dobrze!
„To
twoje magiczne miejsce.”- Uśmiechnęła się na dźwięk tych słów.- „W prezencie
urodzinowym ode mnie.”
-Mmm?
Otrzepała
się z delikatnego kurzu i podchodząc do urwiska skoczyła.
Zrobiła
delikatny łuk i lekko kołując zawróciła w stronę zamku.
To
już trzeci rok odkąd panna Granger jest animagiem. W momencie, kiedy usłyszała
od Lupina, że jest to możliwe zapragnęła tego z całego serca. Nic nie mówiąc
przyjaciołom zaczęła się do tego przygotowywać już od końca trzeciej klasy.
Mimo że było trudno, a czasem i niebezpiecznie, udało się.
Może
zmieniać się, kiedy tylko chce w dużego czarnego orła.
To
niesamowite uczycie, być ponad zwykłymi śmiertelnikami.
Zawsze
lubiła latać na miotle, ale szybowanie bez niej jest bardziej ekscytujące.
To
uczucie wolności!
Krew
tętniąca w żyłach!
Jej
dziewiczy lot odbył się na początku szóstej klasy. Niestety różne wydarzenia, które
nastąpiły potem skutecznie odsunęły od niej myśl o lataniu. W lato też nie
mogła, za to teraz odbije sobie za wszystkie czasy.
Panna
Granger po wielu eksperymentach zdołała u „swojego ptaka” zachować bursztynowe
spojrzenie. Było to niespotykane u tego typu ptaków, tak samo jak i jego
występowanie w tych terenach.
No,
ale cóż.
Teraz
przynajmniej może latać bez obaw. Bez barier. Bez zakazów.
Lecący
orzeł otworzył swój dziób i zaskrzeczał donośnie widząc w oddali zamek.
Wylądowała
miedzy drzewami w Zakazanym Lesie. Wyszła stamtąd już, jako człowiek.
Pod
osłoną nocy zamierzała przez błonia, do zamku. Zbliżyła się do wrót, nacisnęła
na klamkę i…
-O
cholera! - Zaklęła cicho. - Zamknięte.
Zerknęła
na niebo. Księżyc już świecił wysoko.
-Do
licha! – Tupnęła nogą. - Co robić? Co robić? - Gorączkowo rozglądała się
wokoło, jakby w poszukiwaniu odpowiedzi.
„Patrz
w górę!” - Rozkazał GŁOS.
Zerknęła
na szczyty zamkowych wież. Z jednej z nich właśnie wyleciała sowa.
-Tak!
Sowiarnia!
Dziewczyna
rozejrzała się jeszcze czy aby nikogo nie ma w pobliżu.
Czysto.
Schyliła
się i zmieniła w orła. Rozłożyła skrzydła i wzbiła się w powietrze.
Wlatując
bez problemu do sowiarni narobiła sporego zamieszania. Nawet szybka zmiana nie
pomogła. Sowy, zwłaszcza te mniejsze wpadły w panikę. Hermiona szybko wybiegła
z tego pomieszczenia w obawie, że głośny hałas, zwłaszcza w nocy, może
sprowadzić Filcha.
Używając
kilku ukrytych przejść i skrótów dostała się na trzecie piętro. Wchodząc do
salonu, szepnęła jeszcze obrazowi strzegącemu wejścia: „Nie ma mnie dla nikogo,
do odwołania.” I zniknęła.
Zmęczona
padła na łóżko nawet się nie rozbierając.
Zegar
wybił północ w momencie, gdy zasnęła.
*******************************
*tekst
piosenki Peja „Pokonując granice”
**
Hermiona Granger była animagiem;))
Ten jej wewnętrzny głos powoli zaczyna działaś mi na nerwy :P
OdpowiedzUsuń