piątek, 25 lipca 2014

Pojedynek Serc: Rozdział trzydziesty czwarty


Rozdział trzydziesty czwarty: Moja wina…? Tak? Nie!!!

****


Następnego dnia na śniadaniu nie obyło się bez „poważnej rozmowy” …
-Gdzie wczoraj byłaś? - Zapytała ją z wyrzutem Jenny.
-Ja? - Mionka udała głupią.
-Nie, ja. - Prychnęła ta. - Nie było cię na transmutacji.
-I, co z tego? - Burknęła.
-No nic, ale myślałam, że…
-To źle myślałaś. – Odpowiedziała gniewnie Hermiona - To gdzie byłam, z kim i kiedy to tylko i wyłącznie moja sprawa, jasne?
„BRAWO!!!” GŁOS zaklaskał by w dłonie gdyby takowe miał.
-Ja tylko…- speszona dziewczyna lekko się zarumieniła
- Hermiona! - Harry spojrzał na nią z wyrzutem.
-Ja tylko…- panna Granger spojrzała ze strachem na przyjaciół. Na ludzi, którzy byli z nią na dobre i których była pewna, że byli by z nią gdyby działo się coś złego. A jak się w stosunku nich zachowuje? Jak prawdziwa przyjaciółka? Nie!
-Ja… przepraszam. - Wstała od stołu i wybiegła z Wielkiej Sali nie skończywszy posiłku.
W tym samym czasie przy sąsiednim stole.
-Patrz! – Pansy szturchnęła Astorię i wskazała na stół lwa. -Szlama znowu ma kaprysy - zacmokała kręcąc głową.
-Powiem ci szczerze, że nie wiem, co w niej widza chłopacy - powiedziała blondynka wyniośle. - Zwykła, brudna szlama.
-Mówisz tak, bo ciebie nikt nie zaprosił na sobotę. - Wtrąciła się Rita ze śmiechem.
-Tak? –Asti wydęła usta w charakterystyczny sposób - A ciebie, kto zaprosił?
-Ja. - Mruknęła Matylda znad talerza.
-Ty? - Zaśmiała się arystokratka. - A jakie ty masz tam wejście?
-Na pewno większe niż ty. - Swoje trzy sykle* wsadziła Anna.
Mimo że dziewczyny mieszkały w jednym dormitorium już siódmy rok z rzędu dość często miewały konflikty. Zwłaszcza z Astorią, która uważała się za lepszą od wszystkich innych. Pansy pomimo ostrego i jawnego konfliktu z jej młodszą siostra Dafne, była, jest jej najlepszą przyjaciółką. I jeśli dochodziło do jakichkolwiek konfrontacji to zazwyczaj Astoria i Pansy kontra Rita i Anna, gdzie sędzią jest zazwyczaj Matylda albo Alexandra. Do rękoczynów także do chodziło jednak nie tak często jakby się wydawać mogło znając impulsywność niektórych dziewczyn.
-Nie bądź taka pewna. - Pansy stanęła po stronie swojej przyjaciółki.
Rita już otworzyła usta, gdy…
-Siostra daj już spokój dobra? - K2 postanowił uciszyć dziewczyny. Wczoraj nieco zabalował z kolegami i teraz głowa mu „pękała”, zresztą nie tylko jemu.
-Phi!
Od stołu gryfonów właśnie wstała dość szybkim ruchem Granger i wybiegła.
Jej sylwetkę śledzili wszyscy spożywający śniadanie.
„Co z nią się dzieje?” Pomyślał ktoś.

*

„- Nie martw się. Pomogę ci.”

„On kocha cię nad życie,
Chociaż górę biorą nerwy,
To, że pije później bije,
Nazwiesz to życiem codziennym?
Na razie nie jest źle?
Lepiej nad tym się zastanów.
Gdy rodzice po raz enty zastaną cię skatowaną.
Ubolewasz nad losem?
Miałaś mieć super rodzinę,
Zamiast szczęścia czujesz strach,
On ma wciąż wkurwioną minę.
Jest strasznym skurwysynem.
Przecież nie o tym marzyłaś,
To, że masz z nim dzieciaka ma ciebie przy nim zatrzymać?
To, że krzywdzi was obu to zapewne twoja wina?
Zupa znów była za słona,
Znów cios z góry, z nóg ścina,
Nie wiesz jego obietnicom,
Że to już ostatni raz,
Że przeprasza w pracy ciężko,
Że ostatni raz dał w gaz.
Policz sińce na ciele,
Ile miałaś stłuczeń złamań?
Piękne podpuchnięte oczy zapłakane masz od rana.
Zostaw tego chama kobiecino weź się ratuj,
Tak mi szkoda ciebie siostro,
Nad swym życiem się zastanów.
Już zapewne ktoś ci wspomniał,
Zasługujesz na lepszego,
Na takiego, co doceni twoje naturalne piękno.
Spytam:, Kiedy koleżanki wiedziały cię uśmiechniętą?
Taki żywot męczennico? Nazwę domową gehenną.
Za poświecenie wpierdol,
Tym się miłość ma objawiać?
To, co przezywasz to nie miłość jest, a dramat.

Zamiast ciosów- przytulasy,
Zamiast krzyków- czułe szepty,
Zamiast obelg - śmiech pocieszny,
Zamiast poniżeń- prezenty

A ty nie bój się miłości w końcu znajdziesz ją dziewucho,
Tylko rozstań się z tym katem, który nazywa cię su.ką. ” **


-No kochanie, mów, będzie ci lżej jak wyrzucisz to z siebie.
-To zaczęło się…

*

„Co się ze mną dzieje? Czemu tak wybucham? Przecież nic złego się nie stało?” – Myślała Hermiona wychodząc szybkim krokiem z Wielkiej Sali i kierując się w stronę klasy od zaklęć. 
„Dojrzewasz. - Podpowiedział GŁOS. – Ujawnia się w tobie dobrze skrywane zło…”
„Nie!!! Ja nie jestem zła!” – Krzyczała w myślach.
„Jesteś. Jesteś moją córka i…”
„NIE!!!”
Cisza…
„Nie możliwe…
Nie to nie może być prawdą!!!”
, „Ale jest… wkrótce się o TYM przekonasz…”
Pokręciła głową, odganiając TE myśli od siebie.
Roztrzęsiona dziewczyna stanęła pod klasa zaklęć. Rozejrzała się dookoła. Pusto.  Ale zaraz zaczną schodzić się uczniowie. Zerknęła na zegarek na ręku. Do dzwonka pozostało jej jeszcze z dwadzieścia minut. Oparła się o ścianę i powoli zsunęła po niej siadając na zimnej podłodze.
Na końcu korytarza zaczęły się już pojawiać pierwsze osoby. W małym tłumie Hermiona ujrzała Jenny z Victoria. Wstała. Dziewczyny zbliżyły się do niej na odległość kilku stup.
-Ja…- zaczęła Hermiona. - Ja chce cię przeprosić. Nie wiem, co się ze mną dzieje ostatnio.
Blondynka spojrzała na nią.
-Nie ma sprawy. - Uśmiechnęła się słabo. Nigdy nie byłą osobą skorą do waśni.
-To przez te lekcje! – Krzyknęła Tory. - Zawsze mówiłam, że za dużo bierzesz na siebie.
-Taak. Możliwe. To, co zgoda? - Wyciągnęła rękę do przyjaciółek.
-Jasne.
-Zgoda.
Dzwonek.
Do dziewczyn dołączyli chłopacy i cala reszta klasy.
-Słuchaj Harry.- Hermiona chwyciła Wybrańca za rękaw bluzy. - Przepraszam za moje zachowanie. To chyba przez nawal lekcji.
-Mionka, musisz wrzucić trochę na luz. - Odszepnął jej chłopak, jako że już weszli do klasy i usiedli w ławkach nieco z tylu.
-Chyba tak. – Niechętnie się zgodziła.
„Wrzucić na luz? Chyba sama w to nie wierzysz?!” Jak zwykle GŁOS musi się wypowiedzieć.
„Milcz!”

*

-To zaczęło się zaraz po naszym ślubie. Ja…- kobieta zamilkła. – Ja go na prawdę kochałam, i chyba nadal kocham. Nie… nie wiem…, Ale to, co zrobiłam. To… Tego nie da się już cofnąć. Ja… na prawdę… to było jedyne wyjście. Ja musiałam to zrobić. Wiem… wiem, że to złe…, ale musiałam… to… ja… on… tak nie można żyć. Nie można…- zaniosła się głośnym płaczem wtulona w otwarte ramiona starszej kuzynki.
Co, jak co, ale na nią zawsze można było liczyć, w każdej sytuacji. Nawet w tak beznadziejnej jak TA.
-Wiem, nie jestem Bogiem żebym mogła rozporządzać czyim życiem, ale… zrozum, ja … inaczej nie mogłam postąpić… nie mogłam.
-Skarbie. - Starsza kobieta pogłaskała ją po głowie. - O nic się już nie martw. Cokolwiek się działo kiedyś, to nigdy nie była twoja wina. Nigdy.


Londyn  1987
Wigilia.

-Co ty sobie wyobrażasz?! – Ryknął na nią mąż. - Mugolka w moim domu?! W moim?!
Kobieta jakby skuliła się w sobie.
Sześcioletni chłopczyk płakał w kącie pokoju.
-Ucisz tego dzieciaka! - Krzykną patrząc z pogarda na kobietę. Po czym wyszedł z domu trzaskając za sobą drzwiami.
-Choć skarbie. - Do chłopca podeszła jego ciotka, owa mugolka, której pojawienie się w Malfoy Manor wywołało złość u pana domu. Pana w dosłownym tego znaczeniu. –Mamusia musi przygotować kolacje. – Wzięła malca na ręce i zaniosła na górę. Po kilku minutach wróciła na dół. Zajrzała do kuchni, ale nie było w niej gospodyni. Swe kroki skierowała do salonu. A tam w kącie stała młoda kobieta, plącząc.
-Kochana. - Podeszła do niej ta starsza. –Co się dzieje?        
-Jest coraz gorzej. - Przytuliła się do niej. – Coraz gorzej.
-To nigdy nie była twoje wina. Nie twoja. -  Objęła kruchą i plączącą postać. – Nigdy.

*
-Teraz to tylko przeżyć dwie godziny z nietoperzem! - Westchnął Harry wchodząc z obiadu.
Ron poklepał go po plecach.
-Pilnuj się żeby nie zarobić szlabanu. Jutro wielki dzień.
Hermiona z Jenny dogoniły resztę przy schodach do lochów.
-Powiecie mi w końcu, co…
-Nie. - Rozmowę ucięła Victoria.
-No wiesz ty, co?!
Dziewczyna się zaśmiała.
-Wiem. - I pokazała jej język.
Razem zeszli na dol.
-Brr!
Stanęli w ogonku pod salą od eliksirów wesoło rozmawiając.
Dzwonek obwieścił koniec laby i młodzież weszła do klasy.
Hermiona już nie popełniła błędu z poprzedniego dnia i od razu usiadła w pierwszej ławce. Profesora jeszcze nie było.
Dziewczyna postanowiła skorzystać z okazji ze nie ma i Snape i Malfoya … „A fretka gdzie?” I zapytać Zabiniego, co wczoraj chciał powiedzieć.
Odwróciła się do tyłu.
-Hej Blaise – rzuciła.
-Hej. - Odpowiedział chłopak. - Znasz Xaviera***? – Zapytał, na co ona pokręciła głową.
Kolejny blondyn wśród ślizgonów wyciągnął do niej rękę.
-Mówi mi Lord. - Przedstawił się.
-Hermiona. - Uścisnęła szczupłą i bladą dłoń lekko się uśmiechając.
-Te Granger - do ich ławki podeszła Rita - Nie podrywaj mi chłopaka. – Hermiona puściła jego rękę a Rita pocałowała Lorda w policzek.
-Sorry.
-Nie szkodzi, znam sytuacje. - Odpowiedziała ta.
„Jaka sytuacje?”
-Jestem Rita Dołohow. - Dziewczyna wyciągnęła do niej rękę.
-Hermiona Granger. - „Co to za uprzejmości?”
-Jutro …- nie dokończyła, bo od klasy wszedł właśnie nauczyciel a nieco za nim panicz Malfoy.
-Spokój! – Odszedł do katedry i usiadł na krześle spoglądając na klasę lekko zmrużonymi oczami. - Mam nadziej, że wszyscy napisali mi prace, która zadałem w zeszłym tygodniu. Jeśli nie… cóż, nie będzie wam do śmiechu. Trace! – Snape spojrzał na bladą dziewczynę w pierwszej ławce.- Zbierz wszystkie prace.
Anna wstała i przez kilka pierwszych minut chodziła po klasie zbierając arkusze z wypocinami uczniów.
-Dobrze. - Odpowiedział nietoperz, kiedy dziewczyna oddala mu wszystkie prace i wróciła na swoje miejsce. – Sprawdzę je na następne zajęcia. A dzisiaj będziemy kontynuować zagadnienie eliksiru zapomnienia. Tak wiec…

(…)

W końcu zabrzmiał tak upragniony przez wszystkich dzwonek! Klasa tłumnie wylała się na korytarz.  Panna Granger chciała jakoś złapać albo Blaise albo Ritę i zapytać o sobotę, ale nigdzie nie było widać owych Ślizgonów.
-Idziesz? - Szturchnął ją Ron.
-Tak, tak idę.
Czy jej się wydawało? Nie, wyraźnie poczuła jak ktoś złapał ją za rękę. Odwróciła się szybko do, tylu ale ujrzała tylko plecy blond chłopaka, który oddalał się szybkim krokiem na jeszcze niższe pietra Łochów. Blondyn, ślizgon… tylko czy to na pewno był Malfoy? W sumie zna już kilku blondynów z tego domu…
Hmmm…
„Potem.”

*

Wieczorem leżąc już łóżku Hermiona myślała o jutrze. Gin wspomniała coś o nieziemskiej imprezie. „Nieziemska. Co to może znaczyć…?”
Przewróciła się na drugi bok i usiłowała zasnąć. Jednak nie mogła. Kręciła się na łóżku szukając odpowiedniej pozycji jednak bez skutku. W końcu westchnęła i wstała. Narzuciła na ramiona szlafrok i podeszła do okna. Uchyliła je lekko wdychając świeże powietrze.
-Ech.
Wróciła do łóżka. Wślizgnęła się pod kołdrę i ułożywszy wygodnie zamknęła oczy.
Zasnęła.
Świeże powietrze zawsze działało na nią kojąco.
Zawsze.

*

Po drugiej stronie zamku Draco Malfoy kręcił się nie mogąc zasnąć.
„Jutro.”
„Diabeł gwarantował dobrą zabawę. Kto wie, może bliższa znajomość z Rudą będzie opłacalna?”
Założył ręce za głowę i przez chwilę wpatrywał się w sufit, następnie odwrócił się na bok i już miał zamknąć oczy, kiedy przed oczami błysnęło mu coś leżącego na szafce nocnej. Wyciągnął rękę i ujął palcami ów przedmiot. Zacisnął go w dłoni i uśmiechając się do własnych myśli. Nadal ściskając go zamknął oczy i zasnął.
Coś podejrzewał, że jutrzejszy wieczór będzie nieziemski…

*


-To nigdy nie była twoje wina. Nie twoja. -  Objęła krucha i płaczącą postać. – Nigdy.
-Nie rozumiesz. - Otarła oczy dłonią. - To nie to samo. Ja … zrobiłam coś strasznego…ja
-Uspokój się.
-Ale…
-Żadne, ale, zapamiętaj to nigdy nie była twoja wina. A to, co się teraz stało też nie było twoją wina, jasne?
„Ona wie?”
-Tak.
„Wie?”


 *****************************************************************************************************

*trzy sykle- w Polsce mówi się trzy grosze, ale jako że to Anglia zmieniłam te przysłowie ;p
** tekst piosenki Peji z Jego najnowszej płyty pod takim samym tytułem „Reedukacja” Polecam :D
***Xavier MacPerson- Lord- jakie to zabawne, że nikt tego nie zauważył, ale może to i dobrze. Ale ja to teraz zauważyłam i postanowiłam to jakoś sprostować. Wiec Lord powinien być w 6tej klasie, ale skoro wcisnął się na siłę do 7mej, niech już tak będzie. Za to wywalę jednego z osiłków Malfoya, Gregory ego lub Vincenta, jak mi tam będzie pasowało w kolejnych rozdziałach. Bo oni obaj u mnie żyją, bo będą mi potrzebni w grudniu OBAJ ; p to chyba tyle :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz