Rozdział
trzydziesty czwarty: Moja wina…? Tak? Nie!!!
****
Następnego
dnia na śniadaniu nie obyło się bez „poważnej rozmowy” …
-Gdzie
wczoraj byłaś? - Zapytała ją z wyrzutem Jenny.
-Ja? - Mionka
udała głupią.
-Nie, ja. -
Prychnęła ta. - Nie było cię na transmutacji.
-I, co z
tego? - Burknęła.
-No nic, ale
myślałam, że…
-To źle
myślałaś. – Odpowiedziała gniewnie Hermiona - To gdzie byłam, z kim i kiedy to
tylko i wyłącznie moja sprawa, jasne?
„BRAWO!!!”
GŁOS zaklaskał by w dłonie gdyby takowe miał.
-Ja tylko…-
speszona dziewczyna lekko się zarumieniła
- Hermiona! -
Harry spojrzał na nią z wyrzutem.
-Ja tylko…-
panna Granger spojrzała ze strachem na przyjaciół. Na ludzi, którzy byli z nią
na dobre i których była pewna, że byli by z nią gdyby działo się coś złego. A
jak się w stosunku nich zachowuje? Jak prawdziwa przyjaciółka? Nie!
-Ja…
przepraszam. - Wstała od stołu i wybiegła z Wielkiej Sali nie skończywszy
posiłku.
W tym samym
czasie przy sąsiednim stole.
-Patrz! –
Pansy szturchnęła Astorię i wskazała na stół lwa. -Szlama znowu ma kaprysy -
zacmokała kręcąc głową.
-Powiem ci
szczerze, że nie wiem, co w niej widza chłopacy - powiedziała blondynka
wyniośle. - Zwykła, brudna szlama.
-Mówisz tak,
bo ciebie nikt nie zaprosił na sobotę. - Wtrąciła się Rita ze śmiechem.
-Tak? –Asti
wydęła usta w charakterystyczny sposób - A ciebie, kto zaprosił?
-Ja. -
Mruknęła Matylda znad talerza.
-Ty? -
Zaśmiała się arystokratka. - A jakie ty masz tam wejście?
-Na pewno
większe niż ty. - Swoje trzy sykle* wsadziła Anna.
Mimo że
dziewczyny mieszkały w jednym dormitorium już siódmy rok z rzędu dość często
miewały konflikty. Zwłaszcza z Astorią, która uważała się za lepszą od
wszystkich innych. Pansy pomimo ostrego i jawnego konfliktu z jej młodszą
siostra Dafne, była, jest jej najlepszą przyjaciółką. I jeśli dochodziło do
jakichkolwiek konfrontacji to zazwyczaj Astoria i Pansy kontra Rita i Anna,
gdzie sędzią jest zazwyczaj Matylda albo Alexandra. Do rękoczynów także do
chodziło jednak nie tak często jakby się wydawać mogło znając impulsywność
niektórych dziewczyn.
-Nie bądź
taka pewna. - Pansy stanęła po stronie swojej przyjaciółki.
Rita już
otworzyła usta, gdy…
-Siostra daj
już spokój dobra? - K2 postanowił uciszyć dziewczyny. Wczoraj nieco zabalował z
kolegami i teraz głowa mu „pękała”, zresztą nie tylko jemu.
-Phi!
Od stołu
gryfonów właśnie wstała dość szybkim ruchem Granger i wybiegła.
Jej sylwetkę
śledzili wszyscy spożywający śniadanie.
„Co z nią się
dzieje?” Pomyślał ktoś.
*
„- Nie martw
się. Pomogę ci.”
„On kocha cię
nad życie,
Chociaż górę
biorą nerwy,
To, że pije
później bije,
Nazwiesz to
życiem codziennym?
Na razie nie
jest źle?
Lepiej nad
tym się zastanów.
Gdy rodzice
po raz enty zastaną cię skatowaną.
Ubolewasz nad
losem?
Miałaś mieć
super rodzinę,
Zamiast
szczęścia czujesz strach,
On ma wciąż
wkurwioną minę.
Jest
strasznym skurwysynem.
Przecież nie
o tym marzyłaś,
To, że masz z
nim dzieciaka ma ciebie przy nim zatrzymać?
To, że
krzywdzi was obu to zapewne twoja wina?
Zupa znów
była za słona,
Znów cios z
góry, z nóg ścina,
Nie wiesz
jego obietnicom,
Że to już ostatni
raz,
Że przeprasza
w pracy ciężko,
Że ostatni
raz dał w gaz.
Policz sińce
na ciele,
Ile miałaś
stłuczeń złamań?
Piękne
podpuchnięte oczy zapłakane masz od rana.
Zostaw tego
chama kobiecino weź się ratuj,
Tak mi szkoda
ciebie siostro,
Nad swym
życiem się zastanów.
Już zapewne
ktoś ci wspomniał,
Zasługujesz
na lepszego,
Na takiego,
co doceni twoje naturalne piękno.
Spytam:,
Kiedy koleżanki wiedziały cię uśmiechniętą?
Taki żywot
męczennico? Nazwę domową gehenną.
Za
poświecenie wpierdol,
Tym się
miłość ma objawiać?
To, co
przezywasz to nie miłość jest, a dramat.
Zamiast
ciosów- przytulasy,
Zamiast
krzyków- czułe szepty,
Zamiast obelg
- śmiech pocieszny,
Zamiast
poniżeń- prezenty
A ty nie bój
się miłości w końcu znajdziesz ją dziewucho,
Tylko rozstań
się z tym katem, który nazywa cię su.ką. ” **
-No kochanie,
mów, będzie ci lżej jak wyrzucisz to z siebie.
-To zaczęło
się…
*
„Co się ze
mną dzieje? Czemu tak wybucham? Przecież nic złego się nie stało?” – Myślała
Hermiona wychodząc szybkim krokiem z Wielkiej Sali i kierując się w stronę
klasy od zaklęć.
„Dojrzewasz.
- Podpowiedział GŁOS. – Ujawnia się w tobie dobrze skrywane zło…”
„Nie!!! Ja
nie jestem zła!” – Krzyczała w myślach.
„Jesteś.
Jesteś moją córka i…”
„NIE!!!”
Cisza…
„Nie możliwe…
Nie to nie
może być prawdą!!!”
, „Ale jest…
wkrótce się o TYM przekonasz…”
Pokręciła
głową, odganiając TE myśli od siebie.
Roztrzęsiona
dziewczyna stanęła pod klasa zaklęć. Rozejrzała się dookoła. Pusto. Ale zaraz zaczną schodzić się uczniowie. Zerknęła
na zegarek na ręku. Do dzwonka pozostało jej jeszcze z dwadzieścia minut.
Oparła się o ścianę i powoli zsunęła po niej siadając na zimnej podłodze.
Na końcu
korytarza zaczęły się już pojawiać pierwsze osoby. W małym tłumie Hermiona
ujrzała Jenny z Victoria. Wstała. Dziewczyny zbliżyły się do niej na odległość
kilku stup.
-Ja…- zaczęła
Hermiona. - Ja chce cię przeprosić. Nie wiem, co się ze mną dzieje ostatnio.
Blondynka
spojrzała na nią.
-Nie ma
sprawy. - Uśmiechnęła się słabo. Nigdy nie byłą osobą skorą do waśni.
-To przez te
lekcje! – Krzyknęła Tory. - Zawsze mówiłam, że za dużo bierzesz na siebie.
-Taak.
Możliwe. To, co zgoda? - Wyciągnęła rękę do przyjaciółek.
-Jasne.
-Zgoda.
Dzwonek.
Do dziewczyn
dołączyli chłopacy i cala reszta klasy.
-Słuchaj
Harry.- Hermiona chwyciła Wybrańca za rękaw bluzy. - Przepraszam za moje
zachowanie. To chyba przez nawal lekcji.
-Mionka,
musisz wrzucić trochę na luz. - Odszepnął jej chłopak, jako że już weszli do
klasy i usiedli w ławkach nieco z tylu.
-Chyba tak. –
Niechętnie się zgodziła.
„Wrzucić na
luz? Chyba sama w to nie wierzysz?!” Jak zwykle GŁOS musi się wypowiedzieć.
„Milcz!”
*
-To zaczęło
się zaraz po naszym ślubie. Ja…- kobieta zamilkła. – Ja go na prawdę kochałam,
i chyba nadal kocham. Nie… nie wiem…, Ale to, co zrobiłam. To… Tego nie da się
już cofnąć. Ja… na prawdę… to było jedyne wyjście. Ja musiałam to zrobić. Wiem…
wiem, że to złe…, ale musiałam… to… ja… on… tak nie można żyć. Nie można…-
zaniosła się głośnym płaczem wtulona w otwarte ramiona starszej kuzynki.
Co, jak co,
ale na nią zawsze można było liczyć, w każdej sytuacji. Nawet w tak
beznadziejnej jak TA.
-Wiem, nie
jestem Bogiem żebym mogła rozporządzać czyim życiem, ale… zrozum, ja … inaczej
nie mogłam postąpić… nie mogłam.
-Skarbie. -
Starsza kobieta pogłaskała ją po głowie. - O nic się już nie martw. Cokolwiek
się działo kiedyś, to nigdy nie była twoja wina. Nigdy.
Londyn 1987
Wigilia.
-Co ty sobie
wyobrażasz?! – Ryknął na nią mąż. - Mugolka w moim domu?! W moim?!
Kobieta jakby
skuliła się w sobie.
Sześcioletni
chłopczyk płakał w kącie pokoju.
-Ucisz tego
dzieciaka! - Krzykną patrząc z pogarda na kobietę. Po czym wyszedł z domu
trzaskając za sobą drzwiami.
-Choć
skarbie. - Do chłopca podeszła jego ciotka, owa mugolka, której pojawienie się
w Malfoy Manor wywołało złość u pana domu. Pana w dosłownym tego znaczeniu.
–Mamusia musi przygotować kolacje. – Wzięła malca na ręce i zaniosła na górę.
Po kilku minutach wróciła na dół. Zajrzała do kuchni, ale nie było w niej
gospodyni. Swe kroki skierowała do salonu. A tam w kącie stała młoda kobieta,
plącząc.
-Kochana. -
Podeszła do niej ta starsza. –Co się dzieje?
-Jest coraz
gorzej. - Przytuliła się do niej. – Coraz gorzej.
-To nigdy nie
była twoje wina. Nie twoja. - Objęła
kruchą i plączącą postać. – Nigdy.
*
-Teraz to
tylko przeżyć dwie godziny z nietoperzem! - Westchnął Harry wchodząc z obiadu.
Ron poklepał
go po plecach.
-Pilnuj się
żeby nie zarobić szlabanu. Jutro wielki dzień.
Hermiona z
Jenny dogoniły resztę przy schodach do lochów.
-Powiecie mi
w końcu, co…
-Nie. -
Rozmowę ucięła Victoria.
-No wiesz ty,
co?!
Dziewczyna
się zaśmiała.
-Wiem. - I
pokazała jej język.
Razem zeszli
na dol.
-Brr!
Stanęli w
ogonku pod salą od eliksirów wesoło rozmawiając.
Dzwonek
obwieścił koniec laby i młodzież weszła do klasy.
Hermiona już
nie popełniła błędu z poprzedniego dnia i od razu usiadła w pierwszej ławce.
Profesora jeszcze nie było.
Dziewczyna
postanowiła skorzystać z okazji ze nie ma i Snape i Malfoya … „A fretka gdzie?”
I zapytać Zabiniego, co wczoraj chciał powiedzieć.
Odwróciła się
do tyłu.
-Hej Blaise –
rzuciła.
-Hej. -
Odpowiedział chłopak. - Znasz Xaviera***? – Zapytał, na co ona pokręciła głową.
Kolejny
blondyn wśród ślizgonów wyciągnął do niej rękę.
-Mówi mi
Lord. - Przedstawił się.
-Hermiona. -
Uścisnęła szczupłą i bladą dłoń lekko się uśmiechając.
-Te Granger -
do ich ławki podeszła Rita - Nie podrywaj mi chłopaka. – Hermiona puściła jego
rękę a Rita pocałowała Lorda w policzek.
-Sorry.
-Nie szkodzi,
znam sytuacje. - Odpowiedziała ta.
„Jaka
sytuacje?”
-Jestem Rita
Dołohow. - Dziewczyna wyciągnęła do niej rękę.
-Hermiona
Granger. - „Co to za uprzejmości?”
-Jutro …- nie
dokończyła, bo od klasy wszedł właśnie nauczyciel a nieco za nim panicz Malfoy.
-Spokój! –
Odszedł do katedry i usiadł na krześle spoglądając na klasę lekko zmrużonymi
oczami. - Mam nadziej, że wszyscy napisali mi prace, która zadałem w zeszłym
tygodniu. Jeśli nie… cóż, nie będzie wam do śmiechu. Trace! – Snape spojrzał na
bladą dziewczynę w pierwszej ławce.- Zbierz wszystkie prace.
Anna wstała i
przez kilka pierwszych minut chodziła po klasie zbierając arkusze z wypocinami
uczniów.
-Dobrze. -
Odpowiedział nietoperz, kiedy dziewczyna oddala mu wszystkie prace i wróciła na
swoje miejsce. – Sprawdzę je na następne zajęcia. A dzisiaj będziemy
kontynuować zagadnienie eliksiru zapomnienia. Tak wiec…
(…)
W końcu
zabrzmiał tak upragniony przez wszystkich dzwonek! Klasa tłumnie wylała się na
korytarz. Panna Granger chciała jakoś
złapać albo Blaise albo Ritę i zapytać o sobotę, ale nigdzie nie było widać
owych Ślizgonów.
-Idziesz? -
Szturchnął ją Ron.
-Tak, tak
idę.
Czy jej się
wydawało? Nie, wyraźnie poczuła jak ktoś złapał ją za rękę. Odwróciła się
szybko do, tylu ale ujrzała tylko plecy blond chłopaka, który oddalał się
szybkim krokiem na jeszcze niższe pietra Łochów. Blondyn, ślizgon… tylko czy to
na pewno był Malfoy? W sumie zna już kilku blondynów z tego domu…
Hmmm…
„Potem.”
*
Wieczorem
leżąc już łóżku Hermiona myślała o jutrze. Gin wspomniała coś o nieziemskiej
imprezie. „Nieziemska. Co to może znaczyć…?”
Przewróciła
się na drugi bok i usiłowała zasnąć. Jednak nie mogła. Kręciła się na łóżku
szukając odpowiedniej pozycji jednak bez skutku. W końcu westchnęła i wstała.
Narzuciła na ramiona szlafrok i podeszła do okna. Uchyliła je lekko wdychając
świeże powietrze.
-Ech.
Wróciła do
łóżka. Wślizgnęła się pod kołdrę i ułożywszy wygodnie zamknęła oczy.
Zasnęła.
Świeże
powietrze zawsze działało na nią kojąco.
Zawsze.
*
Po drugiej
stronie zamku Draco Malfoy kręcił się nie mogąc zasnąć.
„Jutro.”
„Diabeł
gwarantował dobrą zabawę. Kto wie, może bliższa znajomość z Rudą będzie
opłacalna?”
Założył ręce
za głowę i przez chwilę wpatrywał się w sufit, następnie odwrócił się na bok i
już miał zamknąć oczy, kiedy przed oczami błysnęło mu coś leżącego na szafce
nocnej. Wyciągnął rękę i ujął palcami ów przedmiot. Zacisnął go w dłoni i
uśmiechając się do własnych myśli. Nadal ściskając go zamknął oczy i zasnął.
Coś
podejrzewał, że jutrzejszy wieczór będzie nieziemski…
*
-To nigdy nie
była twoje wina. Nie twoja. - Objęła
krucha i płaczącą postać. – Nigdy.
-Nie
rozumiesz. - Otarła oczy dłonią. - To nie to samo. Ja … zrobiłam coś
strasznego…ja
-Uspokój się.
-Ale…
-Żadne, ale,
zapamiętaj to nigdy nie była twoja wina. A to, co się teraz stało też nie było
twoją wina, jasne?
„Ona wie?”
-Tak.
„Wie?”
*****************************************************************************************************
*trzy sykle-
w Polsce mówi się trzy grosze, ale jako że to Anglia zmieniłam te przysłowie ;p
** tekst
piosenki Peji z Jego najnowszej płyty pod takim samym tytułem „Reedukacja”
Polecam :D
***Xavier
MacPerson- Lord- jakie to zabawne, że nikt tego nie zauważył, ale może to i
dobrze. Ale ja to teraz zauważyłam i postanowiłam to jakoś sprostować. Wiec
Lord powinien być w 6tej klasie, ale skoro wcisnął się na siłę do 7mej, niech
już tak będzie. Za to wywalę jednego z osiłków Malfoya, Gregory ego lub
Vincenta, jak mi tam będzie pasowało w kolejnych rozdziałach. Bo oni obaj u
mnie żyją, bo będą mi potrzebni w grudniu OBAJ ; p to chyba tyle :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz