piątek, 25 lipca 2014

Pojedynek Serc: Rozdział trzydziesty drugi



Rozdział trzydziesty drugi: Pomyśl. Pomyślę…



***















-Wszystkiego najlepszego śpiochu!



Do szpitala wpadło chyba z dwadzieścia osób. Harmider, jakiego przy tym narobili zbudziłby umarłego, jednak dziewczyna, która w nocy miała problemy ze snem nie obudziła się.



- Hermiona! Wstawaj! – Potrząsali ją.



Jubilatka leniwie otworzyła zaspane oczy zerkając nieprzytomnie na swoich przyjaciół.



-Co jest..? - Zapytała głupio.



- Najlepszego kochana! - Ginny rzuciła się jej na szyję obcałowując. Oderwała się od niej po chwili dając jej chwilę wytchnienia i wtykając w dłonie małą paczuszkę.



Następna w uściskach była Tory potem Jenny, które także wręczyły jej prezenty. Do roześmianego towarzystwa dołączyła także Luna i Jessika. Poprzez mały tłumek dziewczyn, w którym były także Parvati i Lavender przecisnął się też Harry i Ron. Zaraz za nimi swoje życzenia złożył Neville, a po nim Semaus i Dean. W tłumie było widać także Hannę i Erniego. Oraz dziewczynę Wybrańca, Cho. Wszyscy wesoło rozmawiali do czasu aż pani Pomphey nie wygoniła całego towarzystwa.



-Do zobaczenia na lekcjach!



Wszyscy się zegnali.



-Zdrowiej!







I po kolei opuszczali sale, w której normalnie powinno zachowywać ciszę, a którego to zakazu aktualnie nie przestrzegano.



„Ach te dzieci!.”



Wykończona uściskami i buziakami dziewczyna, przepraszam młoda kobieta opadła na poduszki. Bo w końcu o 3.03 Skończyła 17 lat.



Nie specjalnie czuła się jakoś inaczej. Przeciwnie była bardziej zmęczona.



Zerknęła w bok na całkiem spory Stosik prezentów.



Westchnęła i zabrała się do ich przeglądania.



Gin podarowała jej cudną fiołkową apaszkę. Idealna na jesienne wypady do Hogsmeade. Wariatka wręczyła jej flakonik perfum, i jak głosiła nalepka na opakowaniu były to afrodyzjaki. Ech niepoprawna, zapewne kupiła je u bliźniaków. Jen tak jak i Jess kupiły jej książki. Harry bransoletkę a Ron kolczyki do kompletu. Następnie jej uwagę przykuło małe pudełeczko wyróżniające się na tle kolorowych prezentów.



Dziewczyna wzięła do ręki prezent oglądając go z każdej strony. Rozwiązała zielona tasiemkę i rozerwała srebrny papier ozdobny. Na pościel upadło małe czerwone zamszowe etui. Zaintrygowana otworzyła je powoli. Na kołdrę wypadła mała karteczka pisana odręcznie.







„Nie chcę żyć wspomnieniami…”  



Twój



A.S.







-A.S.? Nie znam nikogo takiego…. - Zamyśliła się głośno. Odłożyła karteczkę na bok i zerknęła do środka. Aż otworzyła usta ze zdziwienia. W środku był najpiękniejszy kolczyk do pępka, jaki kiedykolwiek widziała w życiu! Wzięła go do ręki. W promieniach słońca diamenty, którymi był wysadzany skrzyły się delikatnie.  Cały wykonany był z białego złota. W miejscu, w którym poprzedni jej kolczyk miał kwiatka tu był motylek, tak delikatny i kruchy jakby samo jego dotknięcie mogło go skruszyć. Uniosła go do góry i motylek zatrzepotał małymi skrzydełkami, wprawiając dziewczynę w zachwyt.



Piękny…






*











-Przyjdziesz?



-Jesteś pewna ze tego chcesz? Nie będzie odwrotu.



Pocałunek był odpowiedzią.










*











-Nie wiesz, kto Ci go przysłał?



Siedziała na obiedzie miedzy Ginny a Victoria. Z rana już ją wypuścili, z zaleceniem nie przemęczania się. Więc na lekcje dziś też nie poszła.



Ech! Nadrobi zaległości w kilka godzin.



Jej pojawianie się w Wielkiej Sali wywołało nie małe zamieszanie. W końcu na temat jej zniknięcia było wiele spekulacji.



Jak widać żadne nie były prawdziwe, co po niektórzy przyjęli to z uśmiechem, inni z grymasem. Do tych drugich jak wiadomo zaliczali się głównie ślizgoni, nie wszyscy, ale większość.



Dziewczyny z zachwytem podziwiały pięknego motylka, którego Hermiona od razu włożyła do pępka. Przy każdym, nawet najdrobniejszym ruchu motylek ruszał skrzydełkami, na co dziewczyny wzdychały z zachwytem.



-Na prawdę piękny… 






*











Tysiące mil od tego miejsca pewna kobieta siedziała w fotelu rozmyślając nad swoim życiem.



Zaczęło się…



Dziś w nocy.



Nie długo cały świat się o tym dowie.



Jak na to zareaguje?



A jak na to zareaguje ON?



To w końcu jego ojciec… nie był za dobry ani kochający, ale dal mu życie.



Czy to nie wystarczy, aby go, choć trochę żałować?



„NIE! Nie za to, co robił mi i jemu. Nie za te krzywdy, które wyrządził nieznanym i niewinnym ludziom. „



NIE!



Nikt nie będzie go żałować.



Ale czy ktoś inny nie będzie chciał zemsty?



Ktoś, kto będzie chciał zająć, ktoś, kto zajmie miejsce GROZNEGO.



Ktoś…



Jego potomek.



Jego dziecko.



Krew z jego krwi.



Kości z jego kości.



Dusza z jego duszy.



A może?



Może ONO nie będzie chciało władzy?



„Akurat!”



Kobieta zaśmiała się głośno.



Kto normalny odrzuci dobrowolnie przywileje, jakie się mu należą???



NIKT!!!



Wstała i powoli podeszła do kominka, na którym stało zdjęcie szczęśliwej rodziny. Kochającej się rodziny.



„Jak szkoda ze to były tylko pozory.” Prychnęła.



Wzięła do ręki owa ramkę przyglądając się jej intensywnie. Uśmiechnięty mężczyzna podrzucał małego najwyżej czteroletniego chłopczyka na rękach, a kobieta stojąca koło niego robiła miny do dziecka. Wizerunek idealnej rodziny na pokaz. Kobieta doskonale pamiętała, co było tego wieczoru, kiedy zrobiono to zdjęcie. Łza zakręciła się jej w oku i spłynęła powoli po policzku rysując niewidzialna ranę na duszy.




„Pomyśl

Że za każdą ranę,

Którą mi zadasz

Połknę jedną tabletkę na sen

Pomyśl

Że gdy przyjdziesz zadać kolejne,

Moje oczy nie ujrzą cię,

Nie usłyszę twego krzyku

Pomyśl

Że nigdy nie wygrasz,

Bo mam w sobie

Wieczność” *



















-Nawet obiadu nie umiesz podać?! – Wydarł się na nią tego wieczoru. – Jak zwykle musisz cos spieprzyc! - Mały chłopczyk cicho zapłakał w kacie. - I zabierz tego dzieciaka, bo mi zaraz głowa pęknie!   



Kobieta ze łzami w oczach podeszła do krzesełka stojącego w kacie jadani i zabrała stamtąd syna



-Ciii - uspokajała go - Tatuś miał zły dzien. - Mówiła do niego czule, po czym dziecko uspokoiło się trochę. Zaniosła go do pokoju dziecięcego i ułożyła w łóżeczku.



-Śpij maleńki - ucałowała go w czoło i wyszła cicho zamykając drzwi.



Przystanęła przed nimi nasłuchując czy aby się nie obudzi i nie zacznie płakać. Kiedy stwierdziła ze na pewno śpi, machnęła krótko różdżką w stronę drzwi, odwróciła się i zaczęła wolno schodzić po schodach i kierować się w stronę jadalni. W stronę piekła…



Zaklęcie wyciszenia nie pozwoli, aby jakikolwiek dźwięk dotarł do niewinnych uszu jej ukochanego synka.



Weszła do jadalni gdzie jej maż właśnie raczył się (chyba już nie pierwszą) szklaneczka ognistej Weeasky.



 -Nareszcie! - Rykną i zaczął zbliżać się w jej stronę nieco chwiejnym krokiem.



Jak co wieczór, tak i dziś ta sama scena.



Źle podany obiad, płaczące dziecko, nadmiar alkoholu i echo uderzenia rozchodzące się po domu.



Cichy krzyk rozpaczy.



-Zasłużyłaś sobie suko. - Mówi spoglądając z pogardą na skuloną postać kobiety leżącej u jego stup.



Jak co wieczór.







Kobieta odkłada zdjęcie na miejsce.



Pozory.



Cale jej życie to tylko i wyłącznie pozory.



Co się stało z tym mężczyzną, w którym się zakochała? Gdzie on się podział?



Umarł otrzymawszy pierwsze zlecenie od Czarnego Pana.



Kobieta odwróciła się powoli od kominka. Jej zamglony wzrok spoczął na spakowanych walizkach stojących u wejścia do pokoju.  Powoli podeszła do nich. Odwróciła się za siebie rzucając ostatnie spojrzenie na kominek i fotografie na nim stojącą. Wyjęła różdżkę i machnęła ją w stronę walizek, a te natychmiast zniknęły.  Cicho westchnęła i wyszła z pokoju zostawiając za sobą przykre wspomnienia.



Sprzedaje swój letni dom. Ten a także wszystkie inne, które źle się jej kojarzą, które maja przykre wspomnienia.



Ból, łzy i rozpacz idą pod młotek.



Koniec.



Jego Koniec będzie Jej Początkiem.







Wyszła do ogrodu. Zamknęła za sobą drzwi i skierowała się w stronę sportowego audi TT stojącego na podjeździe.



Wsiadając do niego ostatni raz spojrzała na dom, w którym począł się jej jedyny Syn. Powstrzymując łzy przekręciła kluczyk w stacyjce, wcisnęła gaz i z piskiem opon ruszyła.



Jakąś godzinę później zatrzymała się na podjeździe pewnego domu w cieniu pięknej rzeźby jednak nie zwróciła na nią większej uwagi i wysiadła. Schodami weszła na kwitnący ganek.



Późne lato. Kwiaty kwitnące w ogrodzie roztaczały miły dla nosa aromat.



Nacisnęła na dzwonek do drzwi, modląc się w duchu, aby właścicielka była w domu.  Gdzieś w głębi rozległo się donośne „ding- dong!”. A chwile później dało się słyszeć kroki, niewątpliwie pani domu.



Dźwięk przekręcanego kluczyka, skrzypienie starych drzwi i zdziwiony wyraz kuzynki.



-Narcyzo? Co się stało?






*











Przy stole obok pewien blondyn rozmawiał z przyjacielem na temat zbliżającej się soboty.



-Co ci szkodzi? – Zapytał Diabeł



- To, że ty kręcisz z tą…- umilkł patrząc w oczy dla Blaise – Weasleyówną nie znaczy, że ja będę chodzić na te ich imprezki  



-Daj spokój. - Machną ręką. – Lord idzie.



-Gdzie? - Wtrącił się Xavier



-NA imprezę do gryfonów



-No jasne, że idę, chce zobaczyć jak bawią się największe świętoszki ze szkoły – zaśmiał się paskudnie



- Ja tez idę - do stołu naprzeciw Draco usiadł właśnie Taha. Zaczął nakładać sobie cielęcinkę. - I Mati tez.



-Matylda? - Szepnął Lord. - O proszę. To pewnie i Rita też



-Chodzisz z moja siostra a nie wiesz gdzie ona chadza? – Zaśmiał się K2.



-Nie kontroluje jej jak chcesz wiedzieć. - Zaperzył się blondynek i zajął się swoim obiadem.



-Nie wiem. - Powiedział powoli Draco. - Musze się zastanowić.



-Daj spokój, może być zabawnie.



„-Nie wiem czy to dobry pomysł…



-Skarbie, zaufaj mi…”







-Zastanowię się. – Smok wrócił do obserwowania owej gryfonki, u której ma być zorganizowana sobotnia impreza. Dziewczyna właśnie chwaliła się przyjaciółkom swoim prezentem. Chłopak uśmiechną się pod nosem.



„Jakie to banalne. – Pomyślał. –Pełnoletniość. – Prychnął. - A tobie Granger i tak nic nie dała. Jesteś, jaka byłaś. Taka sama.”



I powrócił do obiadu.






*







-Nie mogę się doczekać …



-Imprezy! - Dokończyła za nią Tory



-Nie - Hermiona się uśmiechnęła. - Jutrzejszego dnia. W końcu wracam na lekcje.



Było już po kolacji i dziewczyny wspólnie siedziały w salonie gryfonów odpoczywając.



-Ty to zawsze z czymś wyskoczysz…



















„KTO???”



  

*************************************











*wiersz Anny Sahajdak, znaleziony gdzieś, już nawet nie pamiętam.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz