Rozdział trzydziesty:
Nigdy nie mów „NIE” Księciu! Nawet, jeśli jest on Aniołem!
**************************
„Tylko
zaraz, zaraz. Gdzie jest mój kolczyk?!”
-Ja
… to znaczy… yyy - no i panna wiem wszystko znowu nie wie, co opowiedzieć!
-
To znaczy, że zrobiłaś sobie dziurę w brzuchu?
-Tak.
To znaczy nie. Nie do końca. To była hmmm chwila słabości.
-Słabości?
Jak na moja głowę to musiało cho… strasznie boleć.– Poprawiła się.
Dziewczyna
uśmiechnęła się.
-Teraz
już nie.
Kobieta
westchnęła.
-Proszę.
- Podała jej jakąś maść. – Posmaruj się nią. Niestety nie wiem gdzie jest to COŚ,
co tam miałaś, ale nie widzę tu rany, więc musiało się odczepić. Jeśli nadal
chcesz TO nosić to nie widzę problemu, tylko na prawdę nie wiem gdzie TO jest.
-Dziękuję.
– Zaczęła energicznie wcierać pachnącą pomarańczami maść w brzuch.
-Nic
ci nie jest, ale na wszelki wypadek zostaniesz tu na noc. Musze się upewnić, że
wszystko idzie zgodnie z planem. – I oddaliła się w stronę swojego gabinetu
mrucząc pod nosem coś, co miało oznaczać: ”Ta dzisiejsza młodzież. Zero
szacunku do własnego ciała. Tatuaże, kolczyki, co jeszcze wymyślą?” Po czym za
trzasnęła drzwi.
Hermiona
została sama. Była całkowicie pochłonięta czynnością, jaką było doprowadzenie
swojego brzucha do stanu używalności.
**
Na
korytarzu przed Skrzydłem Szpitalnym nadal stała trojka uczniów z różnych
domów.
Wąż,
lew i kruk. Którzy zawzięcie się o coś kłócili.
-To
nie moja wina! – Zapierał się Draco.
-A
czyja? - Cho wzięła się pod boki.
-Ty
z nią byłeś. - Harry szturchnął go palcem w pierś - Gadaj, co jej zrobiłeś albo
pożałujesz!
-Patrz,
bo się ciebie boje Potter!
-Ty…
-Zamknijcie
się! - Krzyknęła Cho. - Coś słyszałam. To chyba trzaśniecie drzwi…
Chłopcy
umilkli natychmiast, ale nadal rzucali sobie wrogie i nienawistne spojrzenia.
Jednak
nasłuchiwali razem. Cisza.
W
końcu Harry odważył się zajrzeć do SS. Uchylił lekko drzwi i … nie zobaczył
nic!
Łóżko
z jedynym pacjentem było zasłonięte parawanem, tak, aby od strony drzwi nie
było widać, kto na nim leży i dlaczego.
-Właź
– Malfoy wepchnął go do środka, a za nim weszła Cho.
Nigdzie
nie było widać pani Pomfrey.
Zaryzykowali i szli dalej. Zaraz minął parawan.
I
tak, Hermiona siedzi na łóżku oparta o poduszki i wciera sobie coś w brzuch.
Nic jej nie jest, tylko ten brzuch… jeden wielki siniak!
Wszyscy
stoją jak sparaliżowani. Wszyscy maja otwarte ze zdziwienia usta. Ich oczy
wyrażają szok, strach i złość.
Nagle
Hermiona jakby tchnięta jakimś przeczuciem podnosi głowę i napotyka wzrok
swoich znajomych, i Malfoya. Otwiera usta ze zdziwienia. Momentalnie blednie, spogląda
na brzuch i szybko zakrywa go koszulką. Jednak za późno. Oni już TO widzieli.
Następnie twarz gryfonki pokrywa szkarłatny rumieniec wstydu. Chowa się pod
kołdrą.
-Co
ten bydlak ci zrobił?! - Harry podchodzi do jej łóżka. Spogląda na Malfoya. -
Zabije cię za …
-Nie.
- Cicho przerywa mu Hermiona.
Wszyscy
unoszą brwi zdziwieni.
-To
nie jego wina. On mnie tu tylko przyniósł. - „To moja głupota!” Myśli.
-A
jak wyjaśnisz to? - Cho wskazuje na jej brzuch.
-Yyy
to nic takiego eee to jest yyy uznajmy to za przywidzenie. - Uśmiecha się
słabo.
-Żadne
przywidzenie! Ten bydlak cię pobił! Nigdy bym Malfoy nie przypuszczał, że
podniesiesz rękę na jakakolwiek dziewczynę. – Zwraca się od blondyna. -
Pożałujesz.
-Nie
dotknąłem jej. - Mówi przez zaciśnięte usta Draco. - Nigdy nie uderzyłem żadnej
dziewczyny. – Po czym rzuca Mionie jedno jakby przepraszające spojrzenie i
wychodzi na korytarz.
Parę
minut później ze skrzydła szpitalnego dochodzi radosny śmiech przyjaciół.
*
Tym
czasem Draco Malfoy wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego mocno zdenerwowany. Jeszcze
nikt go tak nie wkurzył, a to dopiero początek roku! „Zapowiada się ciekawie.”
Pomyślał rozgoryczony.
I
te głupie spekulacje, bezpodstawne oskarżenia.
”I
bądź tu człowieku dobrym!”
Nigdy
nie uderzył żadnej, ale to ŻADNEJ dziewczyny! NIGDY! A tu takie coś.
Słowne
poniżanie to, co innego, jakiś pojedynek na różdżki, ale żeby tak bez podstaw
kogoś pobić? I w dodatku dziewczynę? Albo kobietę. Nie no szok!
Chłopak
skierował swe kroki do lochów. Mijał właśnie miejsce, w którym zemdlała Granger,
gdy coś błyszczącego na podłodze przykuło jego uwagę. Powoli schylił się i podniósł
ów przedmiot. Był to chyba jakiś breloczek, może broszka albo kolczyk? Miał
kształt serca i brakowało mu zatyczki, którą znalazł nieco dalej.
-Hmmm
Chowając
znalezisko do kieszeni skierował się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
-Parkinson!
- Krzyknął wchodząc do środka.
-Tak
Dracusiu? - Zaszczebiotała przybiegając do niego w podskokach.
-Za
mną. - Rzucił i odszedł w stronę swojej sypialni.
Szczęśliwa
Pansy rzuciła Daphne spojrzenie mówiące „Wygrałam” i pobiegła za chłopakiem,
całkowicie mylnie interpretując jego zachowanie.
Zamknęła
za sobą drzwi.
-Co
to jest? - Draco wyciągnął z kieszeni dziwna błyskotkę i pokazał dziewczynie.
-Och
Draco! To dla mnie! Śliczny jest! – Wykrzyknęła radośnie.
-Nie
dla ciebie. Pytam, co to według ciebie jest? - Uściślił.
Mina
jej trochę zrzedła, ale odpowiedziała.
Księciu
nie należy się NIGDY sprzeciwiać, ani narażać, a tym bardziej ignorować.
-To
jest kolczyk do pępka. - Przy czym podniosła swoja bluzkę ukazując przekutą tą
cześć ciała. - Taka mugolska - wykrzywiła usta - ozdoba.
-Mugolska
mówisz? - Zapytał patrząc z uwagą na kolczyk na swojej dłoni. - Dzięki. Możesz
już iść.
-Ale
Draco…- „On mi podziękował?”
-Spadaj.
Wiec
chcąc nie chcąc niezadowolona dziewczyna w lekkim szoku opuściła jego
sypialnie.
Draco
położył się na łóżku nadal bawiąc się kolczykiem.
-Hmmm
taka przykładna uczennica, a tu taka niespodzianka. No Granger, Granger
zaskakujesz mnie coraz bardziej.
Odłożył
go na szafkę nocną, założył ręce za głowę i zaczął wpatrywać się w sufit.
„Jutro…”
*
Pansy
po wyjściu z sypialni Smoka zatrzymała się w korytarzu. Nie miała zamiaru
prowokować Dafne zbyt wczesnym wyjściem. „Spławił mnie!” Ze złości zacisnęła
pięści. „Coś się z nim nie dobrego dzieje. Od kiedy on dziękuję?” Oparła się o
ścianę.
Pansy
może i nie grzeszyła zbytnia mądrością, ale głupia też nie była. Ani tym
bardziej ślepa. „Widać, że coś go trapi? Tylko, co? I u kogo szuka pocieszenia?
Sądząc po minie Daf nie u niej. A skoro też nie u mnie to, u kogo?”
Zerknęła
na zegarek na ręce. „No, minęło 20 min, w sam raz na szybki numerek.”
Uśmiechnęła się i ruszyła do pokoju wspólnego. Weszła tam z dumnie uniesiona głową,
przeszła koło Daf i reszty dziewczyn i skierowała się do sypialni.
Wiedziała,
co sobie one myślą. I była pewna, że za nic w świecie nie zapytają o to Smoka. Jej
małe kłamstwo było bezpiecznie.
*
Draco
Malfoy.
Anioł
w skórze Demona.
Obiekt
westchnień masy młodych czarownic.
Niedostępny
dla zwykłych śmiertelników.
Pozbawiony
uczuć
Pozbawiony
sumienia.
ON.
Wybiera
swoje ofiary.
Bawi
się nimi.
Wszyscy
to wiedzą.
Wiedzą
i szanują.
Nie
prowokują...
Bo
Księciu nie należy się sprzeciwiać.
Księciu
nie należy mówić NIE.
Księcia
trzeba szanować!
*
Jakoś
godzinę po tym z szpitala zostali wyproszeni Harry i Cho. Zdaniem pielęgniarki
Hermiona musi odpocząć, a nie jest to możliwe w tak głośnym towarzystwie.
-Nie
mogę uwierzyć ze przekuła sobie brzuch! - Harry pokręcił głową.
-Hmmm
może ja tez zrobię sobie kolczyk? - Zastanawiała się głośno Cho, ale widząc
minę swojego chłopaka wybuchnęła śmiechem.
-Ani
mi się waż! – Zagroził jej Harry.
-Przecież
żartuje. - I ręka w rękę poszli do Pokoju Wspólnego Krukonów zahaczając przy
okazji o salon gryfonów.
*
-NIE
wierze ze nic mi nie powiedziałaś! - Cicho krzyknęła Tory. - Jak mogłaś?!
-Ci
jak ci, ale ze mi nic nie powiedziała! - Włączyła się Ginny - No to już
zbrodnia!
Było
już po obiedzie, Gin miała wolne a Victoria zrobiła wolne na własną rękę.
Siódmoklasiści,
w tym Hermiona mieli dziś dwie godziny transmutacji i numerologie do obiadu a
potem godzinę runów ( Tory miała okienko) i dwie lekcje zielarstwa.
-Ja
bym chciała być na lekcjach a ty je opuszczasz! - Westchnęła Miona.
-No
daj spokój. - Tory machnęła ręką. - Wiesz, że rośliny akurat mi, nie leżą. - Zaśmiała
się.
-Aleś
się załatwiła na urodziny, a planowaliśmy imprezę.
-W
środku tygodnia? – Nie dowierzała dziewczyna
-Ej
każda pora jest dobra, jeśli masz dobry powód.
-No
nie Gin, i ty to mówisz? Zamieniłaś się pomysłami z nią? - Wskazała głową na Tory.
-Nie,
ale jutro masz urodziny! To jest dostateczny powód żeby zaszaleć trochę póki
nie ma jeszcze dużo do nauki – uśmiechnęła się chytrze.
-Sama
nie wiem. - Powiedziała powoli - Jutro wychodzę, i będę jeszcze się źle czuła. Rozumiecie? –Panna doskonała postanowiła nie imprezować
ostro w siedemnaste urodziny. Choć to ważny moment w życiu każdego czarodzieja,
ona postanowiła spędzić go kameralnie w gronie najbliższych przyjaciół. Ale jak
widać przyjaciele planują coś większego.
-Hmm
- mruknęła Gin. –No rozumiem, że możesz się źle czuć. Ale to twoje urodz …
-Wiem!
-Co?
- Obie dziewczyny spojrzały na nią zaskoczone.
-Urządzimy
twoja siedemnastkę w sobotę razem z imprezą zaczynającą nowy rok i parapetówką!
– Tory wstała i klasnęła w dłonie zadowolona z tak genialnego pomysłu.
-Sama
nie wiem…
-Miona
to jest genialne! - Ucieszyła się ruda.
-Ja
z Jeny załatwię muzykę!- Wykrzyknęła Tory - I po proszę chłopaków żeby
skołowali trochę żarcia.
-To
ja z Jess zajmę się zaproszeniami. Kogo chcesz widzieć?
-A
obojętnie. – Skapitulowała i opadła na poduszki. - Naszych znajomych. – Wzruszyła
ramionami.
Gin
zaświeciły się oczy. Zawsze tak miała, gdy knuła coś naprawdę paskudnego. No w
sumie mając za wzór do naśladowania Freda i Georga trudno się dziwić, że ma
iście szatańskie pomysły.
-Wiec
mogę zaprosić, kogo chce?
Kiwniecie
głową
-Super.
Victoria
wstała i pociągnęła za rękę Ginny.
-Choć
musimy wszystko omówić i zaplanować.
Cmoknęła
jeszcze Hermionę w policzek i wypadła jak burza z Sali. Gin spojrzała jak
zamknęły się za nią drzwi i też ucałowawszy policzek przyjaciółki zamierzała
wyjść.
-Wpadnę
jutro rano. Ta wariatka pewnie też.
Hermiona
się uśmiechnęła.
-Dobrze.
I
ruda wyszła.
Gryfonka
westchnęła i z powrotem opadła na poduszki.
„Zapowiada
się ciekawy weekend. Dobrze ze to dopiero poniedziałek.” Pocieszała się.
*
„Jutro…”
***********************************************
Ginny, Ty diablico!:D
OdpowiedzUsuń