czwartek, 24 lipca 2014

Pojedynek Serc: Rozdział trzydziesty



Rozdział trzydziesty: Nigdy nie mów „NIE” Księciu! Nawet, jeśli jest on Aniołem!

**************************


„Tylko zaraz, zaraz. Gdzie jest mój kolczyk?!”
-Ja … to znaczy… yyy - no i panna wiem wszystko znowu nie wie, co opowiedzieć!
- To znaczy, że zrobiłaś sobie dziurę w brzuchu?
-Tak. To znaczy nie. Nie do końca. To była hmmm chwila słabości.
-Słabości? Jak na moja głowę to musiało cho… strasznie boleć.– Poprawiła się.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
-Teraz już nie.
Kobieta westchnęła.
-Proszę. - Podała jej jakąś maść. – Posmaruj się nią. Niestety nie wiem gdzie jest to COŚ, co tam miałaś, ale nie widzę tu rany, więc musiało się odczepić. Jeśli nadal chcesz TO nosić to nie widzę problemu, tylko na prawdę nie wiem gdzie TO jest.
-Dziękuję. – Zaczęła energicznie wcierać pachnącą pomarańczami maść w brzuch.
-Nic ci nie jest, ale na wszelki wypadek zostaniesz tu na noc. Musze się upewnić, że wszystko idzie zgodnie z planem. – I oddaliła się w stronę swojego gabinetu mrucząc pod nosem coś, co miało oznaczać: ”Ta dzisiejsza młodzież. Zero szacunku do własnego ciała. Tatuaże, kolczyki, co jeszcze wymyślą?” Po czym za trzasnęła drzwi.
Hermiona została sama. Była całkowicie pochłonięta czynnością, jaką było doprowadzenie swojego brzucha do stanu używalności.

**

Na korytarzu przed Skrzydłem Szpitalnym nadal stała trojka uczniów z różnych domów.
Wąż, lew i kruk. Którzy zawzięcie się o coś kłócili.
-To nie moja wina! – Zapierał się Draco.
-A czyja? - Cho wzięła się pod boki.
-Ty z nią byłeś. - Harry szturchnął go palcem w pierś - Gadaj, co jej zrobiłeś albo pożałujesz!
-Patrz, bo się ciebie boje Potter!
-Ty…
-Zamknijcie się! - Krzyknęła Cho. - Coś słyszałam. To chyba trzaśniecie drzwi…
Chłopcy umilkli natychmiast, ale nadal rzucali sobie wrogie i nienawistne spojrzenia.
Jednak nasłuchiwali razem. Cisza.
W końcu Harry odważył się zajrzeć do SS. Uchylił lekko drzwi i … nie zobaczył nic!
Łóżko z jedynym pacjentem było zasłonięte parawanem, tak, aby od strony drzwi nie było widać, kto na nim leży i dlaczego.
-Właź – Malfoy wepchnął go do środka, a za nim weszła Cho.
Nigdzie nie było widać pani Pomfrey.  Zaryzykowali i szli dalej. Zaraz minął parawan.
I tak, Hermiona siedzi na łóżku oparta o poduszki i wciera sobie coś w brzuch. Nic jej nie jest, tylko ten brzuch… jeden wielki siniak!
Wszyscy stoją jak sparaliżowani. Wszyscy maja otwarte ze zdziwienia usta. Ich oczy wyrażają szok, strach i złość.
Nagle Hermiona jakby tchnięta jakimś przeczuciem podnosi głowę i napotyka wzrok swoich znajomych, i Malfoya. Otwiera usta ze zdziwienia. Momentalnie blednie, spogląda na brzuch i szybko zakrywa go koszulką. Jednak za późno. Oni już TO widzieli. Następnie twarz gryfonki pokrywa szkarłatny rumieniec wstydu. Chowa się pod kołdrą.
-Co ten bydlak ci zrobił?! - Harry podchodzi do jej łóżka. Spogląda na Malfoya. - Zabije cię za …
-Nie. - Cicho przerywa mu Hermiona.
Wszyscy unoszą brwi zdziwieni.
-To nie jego wina. On mnie tu tylko przyniósł. - „To moja głupota!” Myśli.
-A jak wyjaśnisz to? - Cho wskazuje na jej brzuch.
-Yyy to nic takiego eee to jest yyy uznajmy to za przywidzenie. - Uśmiecha się słabo.
-Żadne przywidzenie! Ten bydlak cię pobił! Nigdy bym Malfoy nie przypuszczał, że podniesiesz rękę na jakakolwiek dziewczynę. – Zwraca się od blondyna. - Pożałujesz.
-Nie dotknąłem jej. - Mówi przez zaciśnięte usta Draco. - Nigdy nie uderzyłem żadnej dziewczyny. – Po czym rzuca Mionie jedno jakby przepraszające spojrzenie i wychodzi na korytarz.
Parę minut później ze skrzydła szpitalnego dochodzi radosny śmiech przyjaciół.

*

Tym czasem Draco Malfoy wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego mocno zdenerwowany. Jeszcze nikt go tak nie wkurzył, a to dopiero początek roku! „Zapowiada się ciekawie.” Pomyślał rozgoryczony.
I te głupie spekulacje, bezpodstawne oskarżenia.
”I bądź tu człowieku dobrym!”
Nigdy nie uderzył żadnej, ale to ŻADNEJ dziewczyny! NIGDY! A tu takie coś.
Słowne poniżanie to, co innego, jakiś pojedynek na różdżki, ale żeby tak bez podstaw kogoś pobić? I w dodatku dziewczynę? Albo kobietę. Nie no szok!
Chłopak skierował swe kroki do lochów. Mijał właśnie miejsce, w którym zemdlała Granger, gdy coś błyszczącego na podłodze przykuło jego uwagę. Powoli schylił się i podniósł ów przedmiot. Był to chyba jakiś breloczek, może broszka albo kolczyk? Miał kształt serca i brakowało mu zatyczki, którą znalazł nieco dalej.
-Hmmm
Chowając znalezisko do kieszeni skierował się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
-Parkinson! - Krzyknął wchodząc do środka.
-Tak Dracusiu? - Zaszczebiotała przybiegając do niego w podskokach.
-Za mną. - Rzucił i odszedł w stronę swojej sypialni.
Szczęśliwa Pansy rzuciła Daphne spojrzenie mówiące „Wygrałam” i pobiegła za chłopakiem, całkowicie mylnie interpretując jego zachowanie. 
Zamknęła za sobą drzwi.
-Co to jest? - Draco wyciągnął z kieszeni dziwna błyskotkę i pokazał dziewczynie.
-Och Draco! To dla mnie! Śliczny jest! – Wykrzyknęła radośnie.
-Nie dla ciebie. Pytam, co to według ciebie jest? - Uściślił.
Mina jej trochę zrzedła, ale odpowiedziała.
Księciu nie należy się NIGDY sprzeciwiać, ani narażać, a tym bardziej ignorować.
-To jest kolczyk do pępka. - Przy czym podniosła swoja bluzkę ukazując przekutą tą cześć ciała. - Taka mugolska - wykrzywiła usta - ozdoba.
-Mugolska mówisz? - Zapytał patrząc z uwagą na kolczyk na swojej dłoni. - Dzięki. Możesz już iść.
-Ale Draco…- „On mi podziękował?”
-Spadaj.
Wiec chcąc nie chcąc niezadowolona dziewczyna w lekkim szoku opuściła jego sypialnie.
Draco położył się na łóżku nadal bawiąc się kolczykiem.
-Hmmm taka przykładna uczennica, a tu taka niespodzianka. No Granger, Granger zaskakujesz mnie coraz bardziej.
Odłożył go na szafkę nocną, założył ręce za głowę i zaczął wpatrywać się w sufit.
„Jutro…”

*

Pansy po wyjściu z sypialni Smoka zatrzymała się w korytarzu. Nie miała zamiaru prowokować Dafne zbyt wczesnym wyjściem. „Spławił mnie!” Ze złości zacisnęła pięści. „Coś się z nim nie dobrego dzieje. Od kiedy on dziękuję?” Oparła się o ścianę.
Pansy może i nie grzeszyła zbytnia mądrością, ale głupia też nie była. Ani tym bardziej ślepa. „Widać, że coś go trapi? Tylko, co? I u kogo szuka pocieszenia? Sądząc po minie Daf nie u niej. A skoro też nie u mnie to, u kogo?”
Zerknęła na zegarek na ręce. „No, minęło 20 min, w sam raz na szybki numerek.” Uśmiechnęła się i ruszyła do pokoju wspólnego. Weszła tam z dumnie uniesiona głową, przeszła koło Daf i reszty dziewczyn i skierowała się do sypialni.
Wiedziała, co sobie one myślą. I była pewna, że za nic w świecie nie zapytają o to Smoka. Jej małe kłamstwo było bezpiecznie.

*

Draco Malfoy.
Anioł w skórze Demona.
Obiekt westchnień masy młodych czarownic.
Niedostępny dla zwykłych śmiertelników.
Pozbawiony uczuć
Pozbawiony sumienia.
ON.
Wybiera swoje ofiary.
Bawi się nimi.
Wszyscy to wiedzą.
Wiedzą i szanują.

Nie prowokują...
Bo Księciu nie należy się sprzeciwiać.
Księciu nie należy mówić NIE.

Księcia trzeba szanować!

*

Jakoś godzinę po tym z szpitala zostali wyproszeni Harry i Cho. Zdaniem pielęgniarki Hermiona musi odpocząć, a nie jest to możliwe w tak głośnym towarzystwie.
-Nie mogę uwierzyć ze przekuła sobie brzuch! - Harry pokręcił głową.
-Hmmm może ja tez zrobię sobie kolczyk? - Zastanawiała się głośno Cho, ale widząc minę swojego chłopaka wybuchnęła śmiechem.
-Ani mi się waż! – Zagroził jej Harry.
-Przecież żartuje. - I ręka w rękę poszli do Pokoju Wspólnego Krukonów zahaczając przy okazji o salon gryfonów.

*

-NIE wierze ze nic mi nie powiedziałaś! - Cicho krzyknęła Tory. - Jak mogłaś?!
-Ci jak ci, ale ze mi nic nie powiedziała! - Włączyła się Ginny - No to już zbrodnia!
Było już po obiedzie, Gin miała wolne a Victoria zrobiła wolne na własną rękę.
Siódmoklasiści, w tym Hermiona mieli dziś dwie godziny transmutacji i numerologie do obiadu a potem godzinę runów ( Tory miała okienko) i dwie lekcje zielarstwa.
-Ja bym chciała być na lekcjach a ty je opuszczasz! - Westchnęła Miona.
-No daj spokój. - Tory machnęła ręką. - Wiesz, że rośliny akurat mi, nie leżą. - Zaśmiała się.
-Aleś się załatwiła na urodziny, a planowaliśmy imprezę.
-W środku tygodnia? – Nie dowierzała dziewczyna
-Ej każda pora jest dobra, jeśli masz dobry powód.
-No nie Gin, i ty to mówisz? Zamieniłaś się pomysłami z nią? -  Wskazała głową na Tory.
-Nie, ale jutro masz urodziny! To jest dostateczny powód żeby zaszaleć trochę póki nie ma jeszcze dużo do nauki – uśmiechnęła się chytrze.
-Sama nie wiem. - Powiedziała powoli - Jutro wychodzę, i będę jeszcze się źle czuła. Rozumiecie?  –Panna doskonała postanowiła nie imprezować ostro w siedemnaste urodziny. Choć to ważny moment w życiu każdego czarodzieja, ona postanowiła spędzić go kameralnie w gronie najbliższych przyjaciół. Ale jak widać przyjaciele planują coś większego.
-Hmm - mruknęła Gin. –No rozumiem, że możesz się źle czuć. Ale to twoje urodz …
-Wiem!
-Co? - Obie dziewczyny spojrzały na nią zaskoczone.
-Urządzimy twoja siedemnastkę w sobotę razem z imprezą zaczynającą nowy rok i parapetówką! – Tory wstała i klasnęła w dłonie zadowolona z tak genialnego pomysłu.
-Sama nie wiem…
-Miona to jest genialne! - Ucieszyła się ruda.
-Ja z Jeny załatwię muzykę!- Wykrzyknęła Tory - I po proszę chłopaków żeby skołowali trochę żarcia.
-To ja z Jess zajmę się zaproszeniami. Kogo chcesz widzieć?
-A obojętnie. – Skapitulowała i opadła na poduszki. - Naszych znajomych. – Wzruszyła ramionami.
Gin zaświeciły się oczy. Zawsze tak miała, gdy knuła coś naprawdę paskudnego. No w sumie mając za wzór do naśladowania Freda i Georga trudno się dziwić, że ma iście szatańskie pomysły.
-Wiec mogę zaprosić, kogo chce?
Kiwniecie głową
-Super.
Victoria wstała i pociągnęła za rękę Ginny.
-Choć musimy wszystko omówić i zaplanować.
Cmoknęła jeszcze Hermionę w policzek i wypadła jak burza z Sali. Gin spojrzała jak zamknęły się za nią drzwi i też ucałowawszy policzek przyjaciółki zamierzała wyjść.
-Wpadnę jutro rano. Ta wariatka pewnie też.
Hermiona się uśmiechnęła.
-Dobrze.
I ruda wyszła.
Gryfonka westchnęła i z powrotem opadła na poduszki.
„Zapowiada się ciekawy weekend. Dobrze ze to dopiero poniedziałek.” Pocieszała się.

*

„Jutro…”


***********************************************






1 komentarz: