czwartek, 24 lipca 2014

Pojedynek Serc: Rozdział dwudziesty dziewiąty



 Rozdział dwudziesty dziewiąty: Przymus rozmowy?



********************



Od incydentu u dyrektorki Hermiona unikała blondyna jak ognia. Choć chciała z nim porozmawiać coś jej nie pozwalało. Miała tyle pytań, ale w głowie królowała jedna główna myśl:, DLACZEGO???
To pytanie jak i inne miały pozostać bez odpowiedzi. Jak zwykle, bez odpowiedzi.
Chłopak w ciągu pięciu minut spakował się i wyniósł do lochów. Tam też dostał oddzielną sypialnie, tyle, że nieco mniejszą niż ta.

*

Szła korytarzem, chłopak także, tylko z przeciwnego kierunku. Zbliżali się do siebie. Chłopak uparcie się w nią wpatrywał, lecz ona unikała jego wzroku. Byli już bardzo blisko siebie. Chłopak postanowił coś zrobić. W końcu musi z nią porozmawiać!
Gdy dziewczyna zrównała się z nim ramieniem wystawił rękę i złapał ją za brzuch, mniej więcej na wysokości pępka.
Potem wszystko potoczyło się w przyspieszonym tempie.
Ona cicho krzyknęła i osunęła się na kolana. Jedną ręką chwyciła się za brzuch*, druga zaciśniętą w pieść uderzała w zimną posadzkę. Z jej zaciśniętych oczu płynęły łzy. Cierpiała, lecz nie krzyknęła już ani razu. Udawała silną. Przed nim. A w środku wydawało się ze cos ją rozrywa.
Chłopak odsunął się od niej o krok.
-Granger? - Zapytał z niepokojem. -  Co ci jest?
Lecz ona nic nie odpowiedziała, tylko dalej trwała w tej pozycji.
Aż w końcu upadla na posadzkę. Zemdlała.


Z perspektywy Dracona.
Szła korytarzem nawet na mnie nie patrząc. Nie przywykłem do ignorowania mojej osoby! Kiedy zbliżyła się na odległość ręki postanowiłem działać. Musiałem z nią pogadać. Wyjaśnić wszystko. A ona mnie unikała! Przecież nie zrobiłbym jej nic złego… Nie teraz. Kiedyś może tak, ale nie teraz. Nie!
Zrównała się ze mną.
Teraz albo nigdy!
Złapałem ja w pasie. To, co się potem stało, to jakiś koszmar!
Krzyknęła jakbym ją uderzył przynajmniej Crutiatiusem i upadla na kolana.
Jedną ręką ścisnęła brzuch a drugą zacisnęła w pięść i uderzała w posadzkę. Płakała jednak już nie krzyczała. Co jest?
Zrobiłem krok w tył.
-Granger? Co ci jest?
Lecz mi nie odpowiedziała.
Nadal płakała.
Nadal uderzała w posadzkę.
W pewnym momencie jej ręka uniosła się w powietrze i zastygła, by w następnej chwili osunąć się na podłogę nieprzytomnie.
Zemdlała wycieńczona bólem. Tylko, jakim?
Podszedłem do niej. Dotknąłem jej czoła. Było zimne. Tak nienaturalnie zimne. Niby trup. Ale żyła. Oddychała. Przykładając ucho do jej klatki piersiowej usłyszałem bicie jej serca pomieszane z jakimś nieznanym mi dźwiękiem. Jakby syk węża? Rozejrzałem się po korytarzu.
Pusto.
Więc skąd dochodził ten dziwny dźwięk?
Podniosłem głowę rozglądając się za jakimiś osobami.
-Cholera.
Nigdy nikogo nie ma jak jest potrzebny.
Wziąłem ją na ręce. Była taka leciutka, jak piórko. I wydawała się taka krucha jak kryształowa zabawka.
Do jej spoconego czoła przykleiło się kilka pasm włosów. Odgarnąłem je. Miała niespokojną twarz. Nadal wykrzywiona bólem.
Zaniosłem ją do Skrzydła Szpitalnego.
Nie obyło się bez ciekawskich spojrzeń. No tak, teraz to gapiów jest pełno!
-Na się, co się gapicie? - Krzyknąłem do jakiś małolatów, sądząc po krawatach byli to krukoni.
Wszedłem do Skrzydła Szpitalnego i położyłem nieprzytomną dziewczynę na wolnym łóżku.
No prawdę powiedziawszy wszystkie były wolne.
-Pani Pompey! – Krzyknąłem.
-Idę, idę. Co się stało?

Narracja bezosobowa.
-Idę, idę. Co się stało? – Krzyknęła kobieta wyłaniając się z gabinetu i szybkim krokiem podchodząc do pacjentki.
-J-ja nie wiem. - Zaczął. - Złapała się za brzuch, upadla i zemdlała. – Streścił pomijając niektóre mało istotne fakty.
-Hmmm – mruknęła. Poszła do gabinetu wróciła z jakimś eliksirem. – Możesz już iść.
-Poczekam. - Stwierdził.
-Nie, nie. Musisz wyjść stad. Możesz poczekać pod salą.
-Oh…- i wyszedł.
*
-Malfoy!
Usłyszał krzyk i odwrócił się. Biegł ku niemu Potter i Chang.
-Czego? - Rzucił od niechcenia wywracając oczami na znak znudzenia.
-Co zrobiłeś Hermionie? - Zaczął Harry. - Słyszeliśmy…

*
Z perspektywy Hermiony.
Bezczelny jest ten Malfoy! Czego on ode mnie chce? Czy nie dałam mu jasno do zrozumienia, że nie życzę sobie przebywać w jego towarzystwie? No nie! Jeszcze idzie korytarzem! Co robić? Co robić? Może zawrócić? Nie, to oznaka tchórzostwa. A to w końcu on jest tchórzliwą fretką a nie ja.
Minę go. Może mnie nie zauważy. HA!  Już to widzę.
Tylko oddychaj. Oddychaj…
-Aaaaaaa! - Krzyknęłam upadając na kolana. Mój brzuch! Z zaciśniętych oczu popłynęły mi łzy. Jak to boli. Cholera jasna! Głęboki wdech i wydech. Uff! Oddychaj! Ten ból! A miało nie boleć! Niech to już się skończy! Jeśli taka jest Twoja wola zabij mnie! Błagam! 
I … ulga.
Natychmiastowa ulga i cisza…
Czuje się tak lekko.
Otwieram oczy i widzę jak pochyla się nade mną pielęgniarka.
-Witaj. – Mówi.
-Co ja tu robię? – Hmm nie przypominam sobie żebym doszła w takim stanie do SS. Nie sadze żebym była zdolna do jakichkolwiek ruchów.
-Zemdlałaś. Pan Malfoy cię przyniósł.
-Malfoy? - A tak to ten padalec złapał mnie za brzuch, w tym jakże czułym miejscu!
-Możesz mi wyjaśnić, co to jest? – Zapytała wskazując na owa część ciała w tej chwili odsłoniętą. 
Zerknęłam na dół i moim oczom ukazał się wielki fioletowy siniak na całym brzuchu i prawie czarny dookoła pępka. Na szczęście już nie bolał.
Tylko zaraz, zaraz.
Gdzie jest mój kolczyk?!

*

-Słyszeliśmy, co jej zrobiłeś!
-Ja? Nawet jej nie dotknąłem. - Krzyknął rozłoszczony takim zarzutem blondyn.
-Tak? - Zapytała Cho. - A jak wyjaśnisz, że się tu…- wskazała na drzwi. - Znalazła?
-Zemdlała. - Odparł spokojnie. - Przyniosłem ją tu.
-AHA! – Krzyknął Harry - Co jej zrobiłeś?
-Nic!
                                                 




****************


*Hermiona jak pamiętacie zrobiła sobie kolczyk w pępku, który wolniej się goił w magicznym świecie, dlatego tak bardzo ją bolało. [Ja także przez dwa tygodnie od zrobienia kolczyka nie dałam rady się zginać , nie mówiąc o dotykaniu, opisywałam z autopsji, nieco podkoloryzowane  ;)]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz