Rozdział dwudziesty dziewiąty: Przymus
rozmowy?
********************
Od
incydentu u dyrektorki Hermiona unikała blondyna jak ognia. Choć chciała z nim
porozmawiać coś jej nie pozwalało. Miała tyle pytań, ale w głowie królowała
jedna główna myśl:, DLACZEGO???
To
pytanie jak i inne miały pozostać bez odpowiedzi. Jak zwykle, bez odpowiedzi.
Chłopak
w ciągu pięciu minut spakował się i wyniósł do lochów. Tam też dostał oddzielną
sypialnie, tyle, że nieco mniejszą niż ta.
*
Szła
korytarzem, chłopak także, tylko z przeciwnego kierunku. Zbliżali się do
siebie. Chłopak uparcie się w nią wpatrywał, lecz ona unikała jego wzroku. Byli
już bardzo blisko siebie. Chłopak postanowił coś zrobić. W końcu musi z nią
porozmawiać!
Gdy
dziewczyna zrównała się z nim ramieniem wystawił rękę i złapał ją za brzuch,
mniej więcej na wysokości pępka.
Potem
wszystko potoczyło się w przyspieszonym tempie.
Ona
cicho krzyknęła i osunęła się na kolana. Jedną ręką chwyciła się za brzuch*,
druga zaciśniętą w pieść uderzała w zimną posadzkę. Z jej zaciśniętych oczu
płynęły łzy. Cierpiała, lecz nie krzyknęła już ani razu. Udawała silną. Przed
nim. A w środku wydawało się ze cos ją rozrywa.
Chłopak
odsunął się od niej o krok.
-Granger?
- Zapytał z niepokojem. - Co ci jest?
Lecz
ona nic nie odpowiedziała, tylko dalej trwała w tej pozycji.
Aż
w końcu upadla na posadzkę. Zemdlała.
Z
perspektywy Dracona.
Szła
korytarzem nawet na mnie nie patrząc. Nie przywykłem do ignorowania mojej
osoby! Kiedy zbliżyła się na odległość ręki postanowiłem działać. Musiałem z
nią pogadać. Wyjaśnić wszystko. A ona mnie unikała! Przecież nie zrobiłbym jej
nic złego… Nie teraz. Kiedyś może tak, ale nie teraz. Nie!
Zrównała
się ze mną.
Teraz
albo nigdy!
Złapałem
ja w pasie. To, co się potem stało, to jakiś koszmar!
Krzyknęła
jakbym ją uderzył przynajmniej Crutiatiusem i upadla na kolana.
Jedną
ręką ścisnęła brzuch a drugą zacisnęła w pięść i uderzała w posadzkę. Płakała
jednak już nie krzyczała. Co jest?
Zrobiłem
krok w tył.
-Granger?
Co ci jest?
Lecz
mi nie odpowiedziała.
Nadal
płakała.
Nadal
uderzała w posadzkę.
W
pewnym momencie jej ręka uniosła się w powietrze i zastygła, by w następnej
chwili osunąć się na podłogę nieprzytomnie.
Zemdlała
wycieńczona bólem. Tylko, jakim?
Podszedłem
do niej. Dotknąłem jej czoła. Było zimne. Tak nienaturalnie zimne. Niby trup.
Ale żyła. Oddychała. Przykładając ucho do jej klatki piersiowej usłyszałem
bicie jej serca pomieszane z jakimś nieznanym mi dźwiękiem. Jakby syk węża?
Rozejrzałem się po korytarzu.
Pusto.
Więc
skąd dochodził ten dziwny dźwięk?
Podniosłem
głowę rozglądając się za jakimiś osobami.
-Cholera.
Nigdy
nikogo nie ma jak jest potrzebny.
Wziąłem
ją na ręce. Była taka leciutka, jak piórko. I wydawała się taka krucha jak
kryształowa zabawka.
Do
jej spoconego czoła przykleiło się kilka pasm włosów. Odgarnąłem je. Miała
niespokojną twarz. Nadal wykrzywiona bólem.
Zaniosłem
ją do Skrzydła Szpitalnego.
Nie
obyło się bez ciekawskich spojrzeń. No tak, teraz to gapiów jest pełno!
-Na
się, co się gapicie? - Krzyknąłem do jakiś małolatów, sądząc po krawatach byli
to krukoni.
Wszedłem
do Skrzydła Szpitalnego i położyłem nieprzytomną dziewczynę na wolnym łóżku.
No
prawdę powiedziawszy wszystkie były wolne.
-Pani
Pompey! – Krzyknąłem.
-Idę,
idę. Co się stało?
Narracja
bezosobowa.
-Idę,
idę. Co się stało? – Krzyknęła kobieta wyłaniając się z gabinetu i szybkim krokiem
podchodząc do pacjentki.
-J-ja
nie wiem. - Zaczął. - Złapała się za brzuch, upadla i zemdlała. – Streścił
pomijając niektóre mało istotne fakty.
-Hmmm
– mruknęła. Poszła do gabinetu wróciła z jakimś eliksirem. – Możesz już iść.
-Poczekam.
- Stwierdził.
-Nie,
nie. Musisz wyjść stad. Możesz poczekać pod salą.
-Oh…-
i wyszedł.
*
-Malfoy!
Usłyszał
krzyk i odwrócił się. Biegł ku niemu Potter i Chang.
-Czego?
- Rzucił od niechcenia wywracając oczami na znak znudzenia.
-Co
zrobiłeś Hermionie? - Zaczął Harry. - Słyszeliśmy…
*
Z
perspektywy Hermiony.
Bezczelny
jest ten Malfoy! Czego on ode mnie chce? Czy nie dałam mu jasno do zrozumienia,
że nie życzę sobie przebywać w jego towarzystwie? No nie! Jeszcze idzie
korytarzem! Co robić? Co robić? Może zawrócić? Nie, to oznaka tchórzostwa. A to
w końcu on jest tchórzliwą fretką a nie ja.
Minę
go. Może mnie nie zauważy. HA! Już to
widzę.
Tylko
oddychaj. Oddychaj…
-Aaaaaaa!
- Krzyknęłam upadając na kolana. Mój brzuch! Z zaciśniętych oczu popłynęły mi
łzy. Jak to boli. Cholera jasna! Głęboki wdech i wydech. Uff! Oddychaj! Ten
ból! A miało nie boleć! Niech to już się skończy! Jeśli taka jest Twoja wola
zabij mnie! Błagam!
I
… ulga.
Natychmiastowa
ulga i cisza…
Czuje
się tak lekko.
Otwieram
oczy i widzę jak pochyla się nade mną pielęgniarka.
-Witaj.
– Mówi.
-Co
ja tu robię? – Hmm nie przypominam sobie żebym doszła w takim stanie do SS. Nie
sadze żebym była zdolna do jakichkolwiek ruchów.
-Zemdlałaś.
Pan Malfoy cię przyniósł.
-Malfoy?
- A tak to ten padalec złapał mnie za brzuch, w tym jakże czułym miejscu!
-Możesz
mi wyjaśnić, co to jest? – Zapytała wskazując na owa część ciała w tej chwili
odsłoniętą.
Zerknęłam
na dół i moim oczom ukazał się wielki fioletowy siniak na całym brzuchu i prawie
czarny dookoła pępka. Na szczęście już nie bolał.
Tylko
zaraz, zaraz.
Gdzie
jest mój kolczyk?!
*
-Słyszeliśmy,
co jej zrobiłeś!
-Ja?
Nawet jej nie dotknąłem. - Krzyknął rozłoszczony takim zarzutem blondyn.
-Tak?
- Zapytała Cho. - A jak wyjaśnisz, że się tu…- wskazała na drzwi. - Znalazła?
-Zemdlała.
- Odparł spokojnie. - Przyniosłem ją tu.
-AHA!
– Krzyknął Harry - Co jej zrobiłeś?
-Nic!
****************
*Hermiona
jak pamiętacie zrobiła sobie kolczyk w pępku, który wolniej się goił w
magicznym świecie, dlatego tak bardzo ją bolało. [Ja także przez dwa tygodnie od
zrobienia kolczyka nie dałam rady się zginać , nie mówiąc o dotykaniu, opisywałam z autopsji, nieco podkoloryzowane ;)]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz