Rozdział pięćdziesiąty czwarty: Rachunek sumienia. Cz. 2.
DRACO
-Nie powinieneś unosić się dumą i honorem. Zwłaszcza
teraz, kiedy możesz zacząć żyć na własny rachunek.
- Ale… – Nie rozumiałem Babci. O co jej chodziło? Ja, mam
się nie unosić dumą i honorem? Przecież tak zostałem wychowany!
- Coni, wiem doskonale, co tu robisz. Dziwi mnie tylko to,
że tak łatwo ustąpiłeś. Przecież Ty zawsze unikałeś kary, nawet tej, która była
słuszna, a teraz?
-Ja…
- Masz wyrzuty sumienia? – Babcia przechyliła głowę na
bok, jakby mi się przyglądała z ciekawością. – Powiem ci coś chłopcze. – Babcia
uśmiechnęła się do mnie. – Użalasz się nad sobą jakbyś był nie wiadomo, kim
ważnym. A powinieneś zawalczyć o to by być szczęśliwym. Jennifer ma racje.
Kiedyś może być już za późno na miłość i przyjaźń. I co wtedy? Otwórz oczy
Coni, otwórz oczy! – Zakończyła swój wywód, po czym westchnęła i wstała. –
Zwłaszcza teraz, kiedy nastały tak trudne czasy. Teraz, kiedy ma dojść do
ostatecznego starcia Dobra i Zła. – Spojrzała na jezioro znów wzdychając.
-Powodzenia skarbie, powodzenia. – Poklepała mnie po
plecach, odwróciła się i odeszła. Patrzyłem za nią dopóki nie zniknęła za zakrętem.
Ale tego nie jestem pewien. Może po prostu jestem przemęczony, a Babcia mi się
przywidziała?
Nie wiem.
Możliwe, że mi się ukazała, bo chciałem z kimś
porozmawiać, choć nawet o tym nie wiedziałem…
Wstałem i poczułem jak z moich kolan coś spada.
Koperta.
Skąd się tam wzięła?
Podniosłem ją i otworzyłem.
-Och! – Wyrwało się z mojego gardła.
HERMIONA
Ale ona jest samolubną egoistką! – Myślałam, wyobrażając
sobie Max. Mówiła, że wstęp do lasu jest zakazany, a sama tam łazi. Jakby miała
coś do ukrycia…
I ten chłopak…Niepokoi mnie… muszę to wszystko sprawdzić.
Delikatny wiatr musną moje policzki. Uśmiecham się do
siebie wdychając rześkie powietrze.
-Wiedziałam, że cię tu znajdę. – Tuż nad moim uchem
słyszę słaby głos.
Wzdrygnęłam się.
Powoli otwieram oczy i rozglądam się. Mój zaspany wzrok
kieruję na drobną osobę siedzącą obok mnie na ławce.
Nie wiem, kim ona jest, bo ma na sobie zbyt duży podróżny
płaszcz. Dodatkowo kaptur zasłania jej twarz. Jednak jej postawa kogoś mi
przypomina… i ten głos, taki znany…
-Och skarbie! – Wzdycha postać. Po sposobie, jakim to
zrobiła wnioskuje, iż jest to kobieta.
Jeden – zero dla Granger, panie i panowie!
-NIE! – Znowu GŁOS. A już myślałam, że odpuścił.
-Tak? – Zwracam się w miarę uprzejmie do staruszki.
-Zawsze byłaś mądrą i grzeczną osobą.
- Dziękuję. – Tylko skąd ona to wie?
-Tym bardziej dziwi mnie fakt, że taka osoba jak ty dała
się ponieść emocjom na tyle, by skutkowało to taką karą. Jak to możliwe, że nie
dałaś rady się opanować?
-Ja… – Kompletnie nie wiem, co powiedzieć. No, bo i w
sumie nie wiem, do kogo się zwracam.
Jednak w jednej sekundzie przed moimi oczami staje wizja
z przeszłości. Wspomnienie, które ukryłam głęboko w swojej podświadomości i nie
pozwalałam się ujawnić.
Słoneczny dzień.
Ludzie powiadają, że jeśli w dniu pogrzebu świeci słońce osoba,
która umarła jest szczęśliwa. Cieszy się, bo idzie na spotkanie z Bogiem. Wtedy
nie powinniśmy płakać, tylko cieszyć się razem z Nią.
Ja jednak nie umiałam się cieszyć.
Miałam osiem lat i nie wiedziałam, czemu zakopują Babcie
do ziemi.
Co z tego, że to niebyła moja prawdziwa Babcia?
Opiekowała się mną tak jak i moimi przyjaciółmi.
Była najbliższą mi osobą.
Ale umarła. We śnie.
Mówili, że to JEJ czas.
Nie prawda. Ona nie powinna umierać, nie wtedy.
Ale stało się.
Około dziesięć lat temu została pochowana, a wraz z nią
moje marzenia.
Jednak dziś, patrząc na postać siedzącą obok mnie, miałam
dziwne wrażenie, że to właśnie Babcia. Zstąpiła z Nieba by mi przekazać coś
ważnego.
-Babcia? – Szepczę.
Kobieta delikatnie kiwa głową.
-Och Babciu! – Przytulam ją. Tak bardzo mi jej brakowało!
Jej rozmów, zapachu, czy nawet tego gestu, kiedy
tarmosiła mi włosy, powodując powstanie na mojej głowie wielkiej szopy.
- Och skarbie. – Babcia westchnęła. – Co się z tobą
stało?
-Nie rozumiem?
-Dlaczego stałaś się tak wielką egoistką, że poświęciłaś
swoje życie na naukę? Co się stało z wielką miłością, o której mnie tak
gorliwie zapewniałaś? Gdzie twój Książę?
-Nie istnieje Babciu. – Spuściłam wzrok. Pamiętam, co jej
mówiłam. Zakocham się w księciu i będziemy żyli długo i szczęśliwie. Jednak
rzeczywistość okazała się aż nazbyt brutalna i szybko postawiła mnie do pionu…
Tylko dzięki nauce mogłam wszystkim udowodnić, że jestem coś warta…
- Mylisz się. – Westchnęła. – Dlaczego nie chcesz się przyznać,
do tego, że pragniesz być kochana? Skarbie, uwierz w to, że ktoś się może w
tobie zakochać bez tych wszystkich dyplomów i odznaczeń.
-Ale…
-Uwierz w siebie, moje dziecko. – Babcia wstała, poklepała
mnie po plecach i odeszła. Zostałam sama.
Uwierz w siebie…
Uwierzę! – Postanowiłam.
RETROSPEKCJA
JOJO
Kiedy jest mi źle i smutno, modlę się.
Proszę Boga o pomoc i błogosławieństwo.
Tak i teraz, po wyjątkowo ciężkim dniu zaszyłam się w
małej kaplicy na terenie naszej Akademii.
Zawsze tu przychodzę.
Modle się. Relaksuje. Odpoczywam.
Siedzę w drewnianej ławce i przyglądam się obrazowi
Najświętszej Marii Panny z Dzieciątkiem.
Mały Jezus leży spokojnie w Jej ramionach, a Ona go
przytula.
Matko – zwracam się do niej w milczeniu – Pomóż mi, bo
nie wiem, co mam czynić.
Córko… – w głowie słyszę czyjś głos – O nic się nie
martw. Pomogę Ci.
Patrzę w spokojne oczy Matki wszystkich ludzi na Ziemi.
Wydaje mi się, że one się do mnie uśmiechają, tak jakby Ona chciała dodać mi
otuchy.
Dziękuję. – Posyłam w jej kierunku jeden z moich
uśmiechów.
Wstaje z ławki i podchodzę do obrazu.
Klękam.
Żegnam się i wychodzę.
Proście, a będzie Wam dane…
GINNY
-Odzywał się do ciebie Malfoy?
-Nie.
-Hmm. Nie uważasz, że to dziwne? Minęło już tyle czasu…
-Może po prostu nie mają jak pisać?
-Nie wiem, sama już nie wiem…
Spojrzałam ponad ramieniem Blaise’a na zachmurzone niebo.
-Taaa… - Otrząsnęłam się z zamyślenia. – Pójdę już.
–Pocałowałam go szybko w policzek i zniknęłam.
To doprawdy dziwne.
Gdzie ona mogła być, skoro nawet pisać nie mogła?
A Malfoy?
Są razem? Czy…
-Gin! – Odwracam się słysząc swoje imię.
-Tak?
- Latam po całym zamku i szukam cię. – Przede mną
zatrzymała się Tory zgięta w pół i próbująca złapać oddech.
-Tak? – Ledwo powstrzymuje się od śmiechu.
-Trening, zapomniałaś? – Spogląda na mnie. – Harry chce
przećwiczyć latanie o zmierzchu, bo znając tą pogodę to mecz może odbyć się w
nieciekawych warunkach.
-Ach, tak!
***************
Rozdział rozbity na dwie części i orginalnie publikowany w dniu urodzin bloga
pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz