Rozdział pięćdziesiąty dziewiąty: To Malfoy!
**************
Dla Alicee w [Dniu] Urodzin,
Najlepszego!;*
************
Będąc już na korytarzu swe kroki skierowała do Pokoju
Życzeń, na siódmym piętrze. Potrzebowała pomyśleć w samotności. Bez świadków.
Przechodząc pod ścianą w tę i powrotem myślała:
„Potrzebne mi miejsce dobre do myślenia. Potrzebne mi miejsce dobre do
myślenia. Potrzebne mi miejsce dobre do myślenia”
Poi trzecim powtórzeniu tego zdania w myślach, w ścianie
ukazały się drzwi.
Gryfonka pewnie weszła do środka i zamknęła je za sobą.
- Granger? A co ty tu robisz? – Spod okna rozległ się
cichy głos.
Dziewczyna podniosła głowę i na jednym z dwóch parapetów
ujrzała siedzącą i niewyraźną postać. W półmroku panującym w pokoju nie można
było określić, kim jest owa osoba.
Wiadomo było tylko, że to chłopak.
*
Kilka godzin wcześniej.
Młoda Gryfonka szła w kierunku sowiarni celem wysłania
listu do rodziców.
W pewnej chwili poczuła silny i intensywny zapach róż.
Niepewnie rozglądała się zastanawiając się skąd może dochodzić, zwłaszcza tak
daleko od ziemi i szczerze powiedziawszy, od normalnego ogródka uprawnego.
Wszak tu, w Hogwarcie nikt nie hodował tak zwykłych i pospolitych kwiatów.
Jej ulubionych kwiatów…
Dziewczyna weszła do kulistego pomieszczenia. Wybrała
najbliżej siedzącą sówkę i przywiązała do jej nóżki list. Następnie podeszła do
okna i wypuściła ptaka na zewnątrz.
Westchnęła i już miała zamiar się odwrócić, gdy ktoś
zakrył jej oczy dłońmi, szepcząc:
- Ciiiii, maleńka.
Ginny tylko się uśmiechnęła w duchu.
Jaki Blaise potrafił być czasem romantyczny. Ale tylko
przy większych okazjach.
- Mmmm – mruknęła. – Coś się stało? – Zapytała uwodzicielsko
zniżając głos do szeptu.
- Nic. – Chłopak odwrócił ją do siebie i nadal stojąc
przy oknie w sowiarni wręczył jej bukiet krwiście czerwonych róż.
- Och! Jakie piękne! – Ginny wzięła kwiaty i powąchała. –
I jak ładnie pachnął. Dziękuję skarbie. – Pocałowała go w usta.
Blaise przez chwilę tylko się jej przyglądał, aż w końcu
po kilku minutach odważył się zapytać ją o bal.
- Gin, kochanie…– zaczął ostrożnie. Wszak ich związek
nadal jej utajniony. I nie wiadomo, czy zechce go ujawnić na tak dużej i ważnej
imprezie jak bal bożonarodzeniowy. – Bo jest taka sprawa…
- Tak? – Dziewczyna specjalnie się z nim tak droczyła.
- Bo słyszałaś, co mówiła McGonagall, prawda? – Spróbował
z innej strony.
- Słyszałam. – Nadal nie zwracała większej uwagi na niego,
tylko uważnie wpatrywała się w kwiaty.
- Wiesz…, bo tak pomyślałem sobie, że … - przerwał na
chwilę. – Bo zastanawiałem się, czy…
- Blaise, jeśli chcesz mnie zaprosić na bal to po prostu
to powiedz. – Nie wytrzymała tego jak on biedny się męczył usiłując zadać to
pytanie.
- Och – wyrwało mu się.
Spojrzał na nią i w końcu otwarcie zapytał:
- Ginny czy uczyniłabyś mi ten zaszczyt i poszła ze mną
na tegoroczny Bal Bożonarodzeniowy?
- Z największą przyjemnością. – Uśmiechała się do niego.
*
Pokój Wspólny Gryfonów.
Około godzina po wyjściu Hermiony.
- Zaprosiłeś?
Do towarzystwa wrócił nieco zielony na twarzy Ron.
- Stało się coś? – Harry spojrzał na przyjaciela, który
wyglądał jakby właśnie dostał kosza od dziewczyny.
- Zaprosiłem. – Popatrzył po obecnych tu znajomych. – I
co ja mam teraz zrobić?
- Ale że: z czym?
Nikt nie wiedział, o co Rudemu chodzi.
- Jaki masz problem? Nie zgodziła się?
- Zgodziła, zgodziła.
- No to już kompletnie cię nie rozumiem. – Harry opadł na
oparcie fotela.
- A ja tak. – Victoria popatrzyła na obecnych tu
chłopaków i z niedowierzaniem pokręciła głową. – Oj chłopaki, jak wy nic nie
rozumiecie!
Jenny zerknęła na nią jakby obawiając się o jej zdrowie
psychiczne.
- Jestem dziewczyną, a też nie rozumiem.
Tory spojrzała na swoją bratnią duszę.
- Chodzi o to, że Ron nie wie, w co się ubrać, aby
pasował do Luny. No, i musi pamiętać o dodatku do sukienki. Hmmm… jakiś
bukiecik na przykład. O! Albo łańcuszek jakiś, kolczyki. Coś takiego,
błyszczącego.
- Masakra – mruknął Ron i schował twarz w dłoniach
opartych na kolanach.
- Pomożemy ci – zapewniły go gorliwie wszystkie
dziewczyny.
I każda zaczęła zastanawiać się, jaką nałoży sukienkę.
Jaki krój, fason, materiał…
A dodatki? Buty, biżuteria, torebka…
Makijaż! A upięcie?
Fryzjer! Koniecznie i kosmetyczka!
Stylista?
Wszak to tylko bal…
Ale bal, na którym każda dziewczyna chciałaby wyglądać
jak najlepiej, jak najładniej.
Idealnie!
I oczywiście pasując do swojego towarzysza.
*
Kiedy oczy dziewczyny przyzwyczaiły się do nikłej ilości
światła wyraźnie dostrzegła refleksy ze świec igrające w blond włosach
chłopaka.
- Malfoy? – Ledwo szepnęła, bo nie była do końca pewna
czy to jego poznała. Jednak, kto inny w tej szkole miał tak idealnie jasne
włosy, że niemal białe? Tylko Malfoy! – Co ty tu robisz?
- Jak widać to samo, co ty. Muszę pomyśleć – i odwrócił
wzrok patrząc z powrotem za okno.
- Mam nadzieje, że nie będzie ci przeszkadzała moja
obecność? – Zapytała nadal stojąc przy drzwiach.
On nie odpowiedział tylko wzruszył ramionami.
Odczytała to, jako zgodę.
Przeszła przez pokój i usiadła na drugim parapecie.
Zerknęła przelotnie na pokój. W słabym świetle kilku
świec dostrzegła mały salonik w neutralnych barwach, fioletu i błękitu.
Oparła się wygodnie o kilka poduszek leżących na
parapecie i zamknęła oczy.
Jej myśli zaczęły wolno krążyć, bez konkretnego celu czy
tematu.
Westchnęła i oparła głowę o ścianę.
Natomiast Draco, zwrócił swe spojrzenie ku niej.
Miała taki spokojny wyraz twarzy. Wręcz niewinny.
Jej klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała, jak
podczas snu. W rękach trzymała małą poduszkę koloru wiśniowego.
Chłopak zerknął na salonik.
Dziwne, że akurat tak jego podświadomość wyobrażała sobie
miejsce do myślenia…
Znów zerknął na dziewczynę. Wyglądała jak Śpiąca
Królewna…
Cholera! – Zaklął w myślach. – Znów porównuję ją do
księżniczki. Zaraz mi to wejdzie w nawyk.
Jednak wcale nie uważał tego za coś złego. Przeciwnie.
Robiło mu się cieplej za każdym razem, gdy ją widział, gdy o niej myślał i
marzył…
Wtem jego oczy zabłysły niebezpiecznym blaskiem. Wpadł,
bowiem na iście szatański pomysł.
Tak! – Wszystko w nim krzyczało. – To jest to! Plan nie
do obalenia! Musi wypalić, nie ma innej możliwości.
Tak pochłonięty opracowywaniem swojego doskonałego planu,
nie zauważył jak list, który niedawno otrzymał wypadł z jego kieszeni i leży u
stup okna niezauważony dla kogoś na jego miejscu.
Wstał z zamiarem opuszczenia tego pokoju.
Hermiona zaniepokojona nagłym ruchem w tej błogiej ciszy
otworzyła oczy w ostatnim momencie by zauważyć jak skraj szaty Malfoya znika za
drzwiami.
Nawet nie powiedział „cześć” – przemknęło jej przez myśl.
– Arystokratyczny dupek.
- A czego się spodziewałaś po kimś takim jak on? –
Odezwał się GŁOS. – Myślałaś, że rzuci ci się w ramiona wyznając miłość? Na
Duszę Diabła, dziecko! To Malfoy! On nawet nie wie, kim TY jesteś!
- I dobrze – mruknęła do siebie i jednocześnie do tego
natrętnego GŁOSU i rozprostowała nogi. – I dobrze. Wcale go nie potrzebuje.
Nawet nie zdawała sobie spawy jak bardzo daleko jest od
stwierdzenia, że go wcale nie potrzebuje… Jak bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz