poniedziałek, 4 maja 2015

Pojedynek Serc: Rozdział pięćdziesiąty ósmy



Rozdział pięćdziesiąty ósmy: Niezaplanowane plany.

*****************

Dla Poem ;*
Za to, że mimo braku czasu jest ze mną zawsze <3<3 <3

**************************

Od ich powrotu do szkoły minęło kilka tygodni.
Zbrodniarze z uśmiechami na ustach witali się ze znajomymi. Nawet panicz Malfoy, który jak wiadomo ma nieliczne grono naprawdę oddanych i wiernych mu przyjaciół.
Wszyscy cieszyli się z ich powrotu.
W końcu, czym jest szkoła bez swojego Księcia Slytherinu, jak i największej Mądralińskiej? Do tego dodajmy, że owa „para” to dwójka odwiecznych wrogów.
Panna Granger od razu po wielu uściskach i serdecznych słowach pędem zniknęła w bibliotece. W końcu musiała nadrobić kilka tygodni spędzonych z ubogą literaturą. Jak i napisać kilka zaległych prac, których nie mogła skończyć z powodu braku środków. W pocie czoła spędzała kilkanaście godzin dziennie, a bywało też, że i w nocy, by nadrobić zaległości. Czasami nawet zapominała o posiłkach, tak była oddana nauce.
Co innego Malfoy. O tak. Młody arystokrata pierwsze kilka nocy spędził upijając się prawie do nieprzytomności. Następne na zabawach ze ślizgonkami. Dopiero na początku grudnia przypomniał sobie o szkole i o tym, co się w niej robi.
Jednak przy pomocy Blaise i Xaviera szybko opanował to, co powinien.
Był szósty grudnia.
W całej szkole panował świąteczny nastrój. Gajowy zaczął wnosić choinki i dekorować hol. W klasach czuło się nadchodzące święta. Uczniowie, głownie uczennice szeptem rozmawiały o nadchodzącym szybkimi krokami Balu Bożonarodzeniowym. Każda z dziewcząt chciała być tego dnia wyjątkowa, spędzając tą imprezę u boku ukochanego chłopaka, sympatii czy po prostu kolegi z klasy.
Jednak wszystkich zaskoczyła informacja wygłoszona przez dyrektorkę następnego dnia…
Rano uczniowie w nieco markotnych nastrojach szli na śniadanie. Wszak był poniedziałek, początek nowego tygodnia i coraz więcej nauki.
Rozmawiali przyciszonymi głosami razem z przyjaciółmi zajadając się jajecznicą na bekonie i popijając to wszystko sokiem pomarańczowym. 
Nic nie wskazywało na tak „ciekawe” nowości, które ich miały zaraz czekać.
Kiedy dyrektorka wstała od stołu, krótko po posiłku, zanim uczniowie się rozeszli, nikt z początku nie zwrócił na nią większej uwagi. Dopiero po głośnym chrząknięciu młodzież zwróciła głowy w stronę stołu nauczycielskiego.
- Moi kochani – zaczęła dyrektorka. – Jak wiecie za niecałe trzy tygodnie odbędzie się w Hogwarcie Bal Bożonarodzeniowy. Obowiązywać na nim będą następujące zasady. Bal jest dla uczniów od piątej klasy wzwyż. Dla dziewcząt sukienki, dla chłopców wyjściowe szaty. Zero alkoholu, prócz kremowego piwa. Pan Filch będzie nad wszystkim czuwał i pilnował, aby nie złamano żadnego z regulaminu szkoły – przerwała na chwilę, aby obrzucić wzrokiem, co poniektóre osoby, w szczególności Ślizgonów, którzy znani byli z mocno zakrapianych imprez. Po czym kontynuowała dalej: – Bal będzie okazją do polepszenia stosunków między poszczególnymi domami, dlatego też obowiązywać będą pary mieszane, niepochodzące z tego samego domu. Prefekci Naczelni zajmą się zbieraniem zgłoszeń, a wspólnie z resztą prefektów dzień przed imprezą zajmą się dekorowaniem Sali. – Między uczniami dało się słyszeć głośne szepty. – Ci z Was, którzy nie znajdą sobie pary, zostaną poddani losowaniu w środę przed balem. Mam nadzieję, że jest to dostateczna motywacja do poszukiwania połówki, jednak bez przesady! Szkoła jest najważniejsza. Dziękuję za uwagę, a teraz zmykajcie na lekcje.
Zarówno chłopcy, jak i dziewczyny były oburzone takimi warunkami.
- Jak mam znaleźć chłopaka nie w Gryffindorze? – Zamyśliła się Jess. Wiadomo było, że jest ona nieśmiałą dziewczyną z masą niesłusznych kompleksów.
- Oj tam. – Tory przywaliła jej w plecy, aż się biedaczka zgięła. – Mówiłaś mi o jakimś puchonie, co siedzi obok ciebie na zielarstwie i jest całkiem, całkiem.
- No tak…– Bąknęła mocno zaróżowiona na policzkach.
- Nie martw się. – Gin spojrzała na starszą koleżankę ze złością. – Myślę, że Kris cię zaprosi. Lubi cię.
- No to mnie ona załatwiła! – Wybuchneła Hermiona, aż zwróciła na siebie uwagę przechodzących drugoklasistek. – Pięknie!
- A tobie, co? – Ruda spojrzała na nią z ukosa.
- Nie mam, z kim iść. A jako prefekt naczelna powinnam dawać dobry przykład.
- Tak, bo Malfoy na pewno da dobry przykład. – Mruknęła Jen. – Czym ty się przejmujesz? Zakręć się koło tych, co przesiadują w bibliotece. Hmm… – Zamyśliła się na chwile. – Ten Ernie z Hufflepuffu, czy na przykład Marco z Ravenclawu... O! Albo Roger! Gapi się na ciebie na numerologii.
- Nie wiem… – Widać, że dziewczyna się wahała. – Pomyślę…
- A co, chcesz iść z kimś, kogo wylosuje ci McGonagall?
- Na przykład z Goylem… – Podsunęła Tory.
- Dzięki. Ale nie. – I wystawiła jej język.
Dziewczyny w nieco lepszych humorach rodziliby się i pomaszerowały na lekcje.
Ginny i Jess udały się na zaklęcia, a Hermiona i reszta towarzystwa dołączyła do Harry’ego i Rona, stojących pod klasą transmutacji.
Początek dnia minął im szybko. Przed obiadem większość siódmoklasistów miała wolne, reszta uczęszczała na godzinę numerologii i godzinę starożytnych run. Hermiona i Jen ustawił się pod klasą tego pierwszego przedmiotu czekając na profesor Flay.
Kobieta zjawiła się krótko po dzwonku i wpuściła garstkę uczniów zebraną ze wszystkich domów do klasy.
- Witajcie. – Zaczęła mówić miękkim, jedwabistym głosem. – Dziś zaczniemy omawiać znaczenie liczby urodzenia. Ma ona ogromne znaczenie w wielu dziedzinach magii. Dzięki jej poznaniu będziemy mogli dowiedzieć się, w jaki kierunek powinniśmy się udać, aby dobrze pokierować naszym życiem.
Godzinę późnej Hermiona z Jen wychodziły z klasy z markotnymi minami.
- Nie wierzę, że przewidziała mi prace w Mungu. Znaczy, wiesz chciałabym, ale nie jestem pewna czy to jest właśnie to, co chce w życiu robić.
Hermiona pokręciła głową.
- Już ja bym wolała Munga, niż prokuratora. Zawsze myślałam, że zrobię studia prawnicze i zostanę adwokatem, obrońcą, a nie oskarżycielem.
- Wiesz, to jeszcze nic pewnego. W końcu powiedziała, że to tylko delikatne rysy naszej kariery, a nie dokładny wzór.
- Tak, tak masz rację.
I dziewczyny udały się na runy.

Wieczorem przed kolacją w pokoju wspólnym Domu Lwa.
- Zapraszasz Lunę? – Zapytał Rona Harry.
- Taak. Mam nadzieje, że się zgodzi. -  Rudzielec zbladł.
- Stary, wy jesteście prawie parą. Ona musi się zgodzić. – Odparł pewnie Wybraniec. – Ale na twoim miejscu bym się pospieszył, bo ktoś może cię uprzedzić.
- Co ty?
- No poważnie mówię. Ja już Cho zaprosiłem. Jesteśmy razem, ale nie wiadomo czy jakiś kretyn nie zechciałby jej zaprosić.
- Masz racje. Zaraz ją zaproszę. – I wstał z fotela, na którym siedział, kierując swe kroki ku wyjściu. Przed portretem spotkał jeszcze Hermionę.
- Powiedzenia Ron. – Uśmiechnęła się.
- Dzięki. – Odpowiedział chłopak na zmianę blednąc i czerwieniąc się. – Skąd wiesz, że mi się przyda?
- Och, Ron. Znamy się nie od dziś. – Położyła mu rękę na ramieniu. – Idź, idź. Do zobaczenia i pozdrów Lunę.
- Dobra, pa!
I wyszedł.

Dziewczyna nadal uśmiechnięta usiadła na fotelu obok Harry’ego.
- A ty już Cho zaprosiłeś?
- No pewnie. Od razu po śniadaniu.
- Szybko…
- A ty, z kim idziesz? Masz kogoś? – Zerknął na nią z ukosa.
- Co ty, haha – zaśmiała się głośno. – Ja nie mam czasu na takie sprawy.
- Oj Miona, Miona. – Pokręcił głową Wybraniec.

Do towarzystwa przysiedli inni gryfoni z ich paczki.
- Zaprosił mnie! – Pisnęła Jess. – Po obiedzie!
- Mówiłam? – Gin pogratulowała przyjaciółce. Jej samej oczy także błyszczały. Widać także miała już parę. – Teraz musimy pomyśleć nad sukienkami!
- Phi! – Cicho prychnęła Hermiona.
- Znaczy pomyśleć mają te, które mają chłopaków.
- Oj tam. – Machnęła ręką i wstała. – Idę do biblioteki. – I wyszła.

Będąc już na korytarzu swe kroki skierowała do Pokoju Życzeń, na siódmym piętrze. Potrzebowała pomyśleć w samotności. Bez świadków.
Przechodząc pod ścianą w tę i powrotem myślała: „Potrzebne mi miejsce dobre do myślenia. Potrzebne mi miejsce dobre do myślenia. Potrzebne mi miejsce dobre do myślenia”
Poi trzecim powtórzeniu tego zdania w myślach, w ścianie ukazały się drzwi.
Gryfonka pewnie weszła do środka i zamknęła je za sobą.
- Granger? A co ty tu robisz? – Spod okna rozległ się cichy głos.

 ***


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz