Rozdział pięćdziesiąty ósmy: Niezaplanowane plany.
*****************
Dla Poem ;*
Za to, że mimo braku czasu jest ze mną zawsze <3<3
<3
**************************
Od ich powrotu do szkoły minęło kilka tygodni.
Zbrodniarze z uśmiechami na ustach witali się ze
znajomymi. Nawet panicz Malfoy, który jak wiadomo ma nieliczne grono naprawdę
oddanych i wiernych mu przyjaciół.
Wszyscy cieszyli się z ich powrotu.
W końcu, czym jest szkoła bez swojego Księcia Slytherinu,
jak i największej Mądralińskiej? Do tego dodajmy, że owa „para” to dwójka
odwiecznych wrogów.
Panna Granger od razu po wielu uściskach i serdecznych
słowach pędem zniknęła w bibliotece. W końcu musiała nadrobić kilka tygodni
spędzonych z ubogą literaturą. Jak i napisać kilka zaległych prac, których nie
mogła skończyć z powodu braku środków. W pocie czoła spędzała kilkanaście
godzin dziennie, a bywało też, że i w nocy, by nadrobić zaległości. Czasami
nawet zapominała o posiłkach, tak była oddana nauce.
Co innego Malfoy. O tak. Młody arystokrata pierwsze kilka
nocy spędził upijając się prawie do nieprzytomności. Następne na zabawach ze
ślizgonkami. Dopiero na początku grudnia przypomniał sobie o szkole i o tym, co
się w niej robi.
Jednak przy pomocy Blaise i Xaviera szybko opanował to,
co powinien.
Był szósty grudnia.
W całej szkole panował świąteczny nastrój. Gajowy zaczął
wnosić choinki i dekorować hol. W klasach czuło się nadchodzące święta.
Uczniowie, głownie uczennice szeptem rozmawiały o nadchodzącym szybkimi krokami
Balu Bożonarodzeniowym. Każda z dziewcząt chciała być tego dnia wyjątkowa,
spędzając tą imprezę u boku ukochanego chłopaka, sympatii czy po prostu kolegi
z klasy.
Jednak wszystkich zaskoczyła informacja wygłoszona przez
dyrektorkę następnego dnia…
Rano uczniowie w nieco markotnych nastrojach szli na
śniadanie. Wszak był poniedziałek, początek nowego tygodnia i coraz więcej
nauki.
Rozmawiali przyciszonymi głosami razem z przyjaciółmi
zajadając się jajecznicą na bekonie i popijając to wszystko sokiem
pomarańczowym.
Nic nie wskazywało na tak „ciekawe” nowości, które ich
miały zaraz czekać.
Kiedy dyrektorka wstała od stołu, krótko po posiłku,
zanim uczniowie się rozeszli, nikt z początku nie zwrócił na nią większej
uwagi. Dopiero po głośnym chrząknięciu młodzież zwróciła głowy w stronę stołu
nauczycielskiego.
- Moi kochani – zaczęła dyrektorka. – Jak wiecie za
niecałe trzy tygodnie odbędzie się w Hogwarcie Bal Bożonarodzeniowy.
Obowiązywać na nim będą następujące zasady. Bal jest dla uczniów od piątej
klasy wzwyż. Dla dziewcząt sukienki, dla chłopców wyjściowe szaty. Zero
alkoholu, prócz kremowego piwa. Pan Filch będzie nad wszystkim czuwał i pilnował,
aby nie złamano żadnego z regulaminu szkoły – przerwała na chwilę, aby obrzucić
wzrokiem, co poniektóre osoby, w szczególności Ślizgonów, którzy znani byli z
mocno zakrapianych imprez. Po czym kontynuowała dalej: – Bal będzie okazją do
polepszenia stosunków między poszczególnymi domami, dlatego też obowiązywać
będą pary mieszane, niepochodzące z tego samego domu. Prefekci Naczelni zajmą
się zbieraniem zgłoszeń, a wspólnie z resztą prefektów dzień przed imprezą
zajmą się dekorowaniem Sali. – Między uczniami dało się słyszeć głośne szepty.
– Ci z Was, którzy nie znajdą sobie pary, zostaną poddani losowaniu w środę
przed balem. Mam nadzieję, że jest to dostateczna motywacja do poszukiwania
połówki, jednak bez przesady! Szkoła jest najważniejsza. Dziękuję za uwagę, a
teraz zmykajcie na lekcje.
Zarówno chłopcy, jak i dziewczyny były oburzone takimi
warunkami.
- Jak mam znaleźć chłopaka nie w Gryffindorze? –
Zamyśliła się Jess. Wiadomo było, że jest ona nieśmiałą dziewczyną z masą
niesłusznych kompleksów.
- Oj tam. – Tory przywaliła jej w plecy, aż się biedaczka
zgięła. – Mówiłaś mi o jakimś puchonie, co siedzi obok ciebie na zielarstwie i
jest całkiem, całkiem.
- No tak…– Bąknęła mocno zaróżowiona na policzkach.
- Nie martw się. – Gin spojrzała na starszą koleżankę ze
złością. – Myślę, że Kris cię zaprosi. Lubi cię.
- No to mnie ona załatwiła! – Wybuchneła Hermiona, aż
zwróciła na siebie uwagę przechodzących drugoklasistek. – Pięknie!
- A tobie, co? – Ruda spojrzała na nią z ukosa.
- Nie mam, z kim iść. A jako prefekt naczelna powinnam
dawać dobry przykład.
- Tak, bo Malfoy na pewno da dobry przykład. – Mruknęła
Jen. – Czym ty się przejmujesz? Zakręć się koło tych, co przesiadują w
bibliotece. Hmm… – Zamyśliła się na chwile. – Ten Ernie z Hufflepuffu, czy na
przykład Marco z Ravenclawu... O! Albo Roger! Gapi się na ciebie na
numerologii.
- Nie wiem… – Widać, że dziewczyna się wahała. – Pomyślę…
- A co, chcesz iść z kimś, kogo wylosuje ci McGonagall?
- Na przykład z Goylem… – Podsunęła Tory.
- Dzięki. Ale nie. – I wystawiła jej język.
Dziewczyny w nieco lepszych humorach rodziliby się i
pomaszerowały na lekcje.
Ginny i Jess udały się na zaklęcia, a Hermiona i reszta
towarzystwa dołączyła do Harry’ego i Rona, stojących pod klasą transmutacji.
Początek dnia minął im szybko. Przed obiadem większość
siódmoklasistów miała wolne, reszta uczęszczała na godzinę numerologii i
godzinę starożytnych run. Hermiona i Jen ustawił się pod klasą tego pierwszego
przedmiotu czekając na profesor Flay.
Kobieta zjawiła się krótko po dzwonku i wpuściła garstkę
uczniów zebraną ze wszystkich domów do klasy.
- Witajcie. – Zaczęła mówić miękkim, jedwabistym głosem.
– Dziś zaczniemy omawiać znaczenie liczby urodzenia. Ma ona ogromne znaczenie w
wielu dziedzinach magii. Dzięki jej poznaniu będziemy mogli dowiedzieć się, w
jaki kierunek powinniśmy się udać, aby dobrze pokierować naszym życiem.
Godzinę późnej Hermiona z Jen wychodziły z klasy z
markotnymi minami.
- Nie wierzę, że przewidziała mi prace w Mungu. Znaczy,
wiesz chciałabym, ale nie jestem pewna czy to jest właśnie to, co chce w życiu
robić.
Hermiona pokręciła głową.
- Już ja bym wolała Munga, niż prokuratora. Zawsze
myślałam, że zrobię studia prawnicze i zostanę adwokatem, obrońcą, a nie
oskarżycielem.
- Wiesz, to jeszcze nic pewnego. W końcu powiedziała, że
to tylko delikatne rysy naszej kariery, a nie dokładny wzór.
- Tak, tak masz rację.
I dziewczyny udały się na runy.
Wieczorem przed kolacją w pokoju wspólnym Domu Lwa.
- Zapraszasz Lunę? – Zapytał Rona Harry.
- Taak. Mam nadzieje, że się zgodzi. - Rudzielec zbladł.
- Stary, wy jesteście prawie parą. Ona musi się zgodzić.
– Odparł pewnie Wybraniec. – Ale na twoim miejscu bym się pospieszył, bo ktoś
może cię uprzedzić.
- Co ty?
- No poważnie mówię. Ja już Cho zaprosiłem. Jesteśmy
razem, ale nie wiadomo czy jakiś kretyn nie zechciałby jej zaprosić.
- Masz racje. Zaraz ją zaproszę. – I wstał z fotela, na
którym siedział, kierując swe kroki ku wyjściu. Przed portretem spotkał jeszcze
Hermionę.
- Powiedzenia Ron. – Uśmiechnęła się.
- Dzięki. – Odpowiedział chłopak na zmianę blednąc i
czerwieniąc się. – Skąd wiesz, że mi się przyda?
- Och, Ron. Znamy się nie od dziś. – Położyła mu rękę na
ramieniu. – Idź, idź. Do zobaczenia i pozdrów Lunę.
- Dobra, pa!
I wyszedł.
Dziewczyna nadal uśmiechnięta usiadła na fotelu obok
Harry’ego.
- A ty już Cho zaprosiłeś?
- No pewnie. Od razu po śniadaniu.
- Szybko…
- A ty, z kim idziesz? Masz kogoś? – Zerknął na nią z
ukosa.
- Co ty, haha – zaśmiała się głośno. – Ja nie mam czasu
na takie sprawy.
- Oj Miona, Miona. – Pokręcił głową Wybraniec.
Do towarzystwa przysiedli inni gryfoni z ich paczki.
- Zaprosił mnie! – Pisnęła Jess. – Po obiedzie!
- Mówiłam? – Gin pogratulowała przyjaciółce. Jej samej
oczy także błyszczały. Widać także miała już parę. – Teraz musimy pomyśleć nad
sukienkami!
- Phi! – Cicho prychnęła Hermiona.
- Znaczy pomyśleć mają te, które mają chłopaków.
- Oj tam. – Machnęła ręką i wstała. – Idę do biblioteki.
– I wyszła.
Będąc już na korytarzu swe kroki skierowała do Pokoju
Życzeń, na siódmym piętrze. Potrzebowała pomyśleć w samotności. Bez świadków.
Przechodząc pod ścianą w tę i powrotem myślała:
„Potrzebne mi miejsce dobre do myślenia. Potrzebne mi miejsce dobre do
myślenia. Potrzebne mi miejsce dobre do myślenia”
Poi trzecim powtórzeniu tego zdania w myślach, w ścianie
ukazały się drzwi.
Gryfonka pewnie weszła do środka i zamknęła je za sobą.
- Granger? A co ty tu robisz? – Spod okna rozległ się
cichy głos.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz