Rozdział sześćdziesiąty: Z Granger.
*****
Wszystkiego Najlepszego Kochana!;*
Tysiąc buziaków Poem!;*
********
Draco jak burza wypadł z Pokoju Życzeń.
Biegiem pokonał schody i znalazł się w Lochach.
Potrącając nielicznych uczniów dostał się najpierw do
Pokoju Wspólnego Ślizgonów, a następnie do własnej sypialni.
Tam stanął niepewny dalszego kroku.
Zapalił się na pewien pomysł, ale teraz, gdy ochłonął nie
wiedział czy dobrze postępuje.
A jeśli to nie wypali?
Cholera! Nazywam się Draco Malfoy! Mi się zawsze wszystko
udaje!
Z takim postanowieniem udał się pod prysznic.
Bal zbliżał się wielkimi krokami.
Za oknami na dobre zima roztoczyła swą białą i puchową
kołdrę, otulając nią błonia, drzewa, ławki i cały zamek, stwarzając obraz jak z
bajki.
W czasie przerw i w wolnym czasie głównie młodsi
uczniowie tłumnie wylewali się na, zewnątrz, aby choć krótki czas spędzić na
śniegu bawiąc się i śmiejąc.
Zamarznięte jezioro kusiło taflą idealnie czystą i
przejrzystą. Wiele osób skorzystało z tego i popołudniami jeździło na łyżwach.
Ich radosne krzyki słychać było nawet w zamku.
Radosnego nastroju nie psuli nawet nauczyciele, którzy
mieli więcej pracy związanej z nadchodzącym balem.
Dzięki zabawom na śniegu, w szkole panował mniejszy ruch
i było spokojniej.
Jednak nie dla wszystkich.
Nie wszyscy cieszyli się z takiej bajkowej pogody.
Do balu zostały dwa tygodnie.
Panna Granger odkąd usłyszała absurdalny pomysł dyrektorki
chodziła podenerwowana. Jak miała znaleźć kogoś do pary? Przecież w całym zamku
nie ma chłopaka, który byłby jej warty!
A może to ja nie jestem nikogo warta? Pomyślała. Nie. Nie
możliwe. I ponownie zniknęła za drzwiami biblioteki.
Aż w końcu pewnego dnia, miała miejsce upragniona przez
nią sytuacja.
-Cześć Herm. – Do jej stolika przysiadł się Roger. – Co
robisz? Numerologia?
-Tak. Koszmar. – Dziewczyna zwietrzyła okazję do
znalezienia sobie pary. – Kompletnie nie rozumiem tego stwierdzenia. – Spojrzała
w oliwkowe oczy chłopaka. – Numeryczność w jadłospisie? No naprawdę…
-Pokaż. – Chłopka przysunął sobie jej książkę. – Och to
proste. Jeśli chcesz, to mogę ci wytłumaczyć.
-Było by miło. – Uśmiechnęła się. – Dziękuję.
Brunet odwzajemnił ten gest.
*****************
Tymczasem w Pokoju Wspólnym Ślizgonów dwie dziewczyny
obmyślały plan zdobycia księcia na bal.
-Pans, nie słyszałaś Dyrki? Nie może być ślizgon. –
Astoria po raz setny tłumaczyła przyjaciółce takie oczywistości.
-To, z kim ja pójdę? – Pansy zrobiła zawiedzioną minę.
-Przekup kogoś.
-Jak?
-Och, czasem zachowujesz się jak dziecko, naprawdę. –
Blondynka teatralnie wywróciła oczami. – Weź jakiegoś krukona i po prostu
zapłać mu za bal. Ja idę z Marco. Nie jest to, co prawda Diabeł – zachichotała,
– ale może być.
-I ile mu zapalisz?
- Dziesięć galeonów, nie ceni się za bardzo.
-Och. – Dziewczyna wstała. – Idę i ja.
Wychodząc minęła się z młodszą siostrą przyjaciółki.
-Co tam Mopsie, nie masz chłopka? – Zaczepiła ją blondynka.
-Mam. Ale ty z tym swoim utlenionym łbem możesz iść tylko
z Wiepszlejem. – I zniknęła zanim sens tych słów dotarł do Daphne.
-Suka! – Warknęła dziewczyna.
-Hermiono – Brunet spojrzał na dziewczynę znad zapisanych
zwojów pergaminu.
-Tak?
-Bo tak się zastanawiam, czy masz już kogoś na bal? –
Zapytał.
-Och. – Zarumieniła się. – Nie, nie mam.
-A zechciałbyś pójść ze mną? Wiem, może nie jestem…
-Z przyjemnością z tobą pójdę. – Przerwała mu.
Radość rozpierała ją od środka.
Teraz będzie mogła dołączyć do przyjaciółek i cieszyć się
nadchodzącym balem razem z innymi osobami!
Bal! Prawie podskakiwała idąc do siebie.
Nie pójdzie sama! Ma chłopaka!
Nic nie zepsuje jej tego dnia!
Życie jest piękne!
-Aż chce mi się śpiewać! – Zawołała głośno.
-Nie radzę. – Zimny głos sprowadził ją na ziemię.
-Malfoy. Cóż za nie miła niespodzianka. – Zmierzyła go
wzrokiem.
-Jakoś nie wyglądasz na szczególnie zmartwioną. – Uniósł
brwi.
-Nic ani nikt nie popsuje mi dziś humoru. – I nadal nucąc
sobie coś pod nosem, minęła go i zaczęła wspinać się schodami na wyższe piętra.
-Zobaczymy – blondyn chwile przyglądał się jej malejącej
sylwetce, po czym zawrócił i skierował się do Lochów. – Jeszcze zobaczymy.
Szedł zamyślony i nie zwracał na nikogo uwagi. Zatrzymał
się dopiero na samym dole czując jak ktoś zaczął szarpać go za ramię.
-Diabeł? – Mruknął cicho.
-Taa. Co ty taki zamyślony? Krzyczę za tobą już od
dobrych dziesięciu minut.
-Nieważne. – Burknął i razem ruszyli do Pokoju Wspólnego.
W środku było niewiele osób.
-Jak widać wszyscy polują na towarzystwo he, he – zaśmiał
się. – A ty masz już kogoś? Słyszałem, że niektóre dziewczyny opłacają kolesi z
innych domów.
-Mam.
-Oo. Kogo? Nie wiedziałem, że już kogoś zaprosiłeś. –
Zdumiał się jego przyjaciel.
-Bo jeszcze nie zaprosiłem.
Blaise zrobił wielkie oczy.
-I czekasz, na co? Wiesz, zawsze ktoś może ci ją
sprzątnąć sprzed nosa.
-Jakoś mnie to nie martwi.
-To, z kim „idziesz”? – Zrobił w powietrzu znak
cudzysłowia.
-Z …
Donośny huk zagłuszył jego odpowiedź.
Z korytarza, gdzie mieściły się sypialnie dziewczyn
zaczął sączyć się nieprzyjemny zapach. A zaraz za nim dało się słyszeć czyjeś
wzniesione krzyki.
-Ja ci pokarze! – Głosy powoli się zbliżały. – Ty suko!
Wyrwę ci te czarne kudły!
-Dalej! – Ktoś najwyraźniej świetnie się przy tym bawił.
-Ty utleniona zdziro! A masz! – Kolejne krzyki wypełniły
pokój powoli zapełniający się uczniami. Zaklęcie oszałamiające pomknęło przez
środek pomieszczenia i uderzyło w ścianę. Zaraz za nim mignął kolejny strumień
a po nim następny.
-Co jest…? – Zapytał Blaise.
-Walka dziewczyn? – Do towarzystwa dołączył Lord. –
Fajnie!
-Puść ją!
-Tak!
-Już ja jej pokarze, że ma się trzymać z dala od moich
interesów!
-Puszczaj zapchlony mopsie!
-Ooo przegięłaś!
-Ha! Ha! Ha!
Na środek Pokoju Wspólnego wypadła grupka dziewczyn.
Pansy przyczepiła się Daphne do pleców, a blondynka
próbowała ją zrzucić. Astoria chciała jakoś załagodzić całą sytuację
uspakajając zarówno swoją młodszą siostrę jak i najlepszą przyjaciółkę. Rita
dopingowała walczące dziewczyny, a Alexandra szeptała jej coś do ucha. Anna i
Matylda ze znużonymi minami tylko przyglądały się całej tej sytuacji, która
była dość komiczna.
Daphne miała podbite oko i ubranie w strzępach, a Pansy
oprócz porwanych ciuchów miała też rozwaloną wargę. Wokoło fruwały kawałki
materiałów jak i wyrwane włosy. Jak widać dziewczynom nie potrzebne są różdżki,
aby wyrównać rachunki.
-DOŚĆ! – Krzyknął Draco, którego przestało bawić to
przedstawienie.
Momentalnie wszystkie dziewczyny odwróciły się w jego
kierunku i zamarły. Ich małe przedstawienie oglądał prawie cały ich dom. Aż
dziw, że nikt nie wezwał Snape’a.
Pierwsza otrząsnęła się Pansy i puściła jasne włosy
Daphne. Otrzepała ubranie i powiedziała:
- I tak wygrałam. – I razem z Astorią wyszły na korytarz.
-Tyyy – Zaczęła Daphne.
-Milcz. – Draco spiorunował ją wzrokiem i ona natychmiast
się zamknęła i odmaszerowała do swojego pokoju.
- Nie ma, co – zaczął Lord. – Dobre przedstawienie. A
właściwie, o co poszło? – Zwrócił się do swojej dziewczyny, jednak
odpowiedziała mu Anna.
- O chłopaka. A o co innego te dwie idiotki mogły się
pokłócić? – Westchnęła.
-Na bal? – Chciał się upewnić.
-Tak.
-To Dyrka nas załatwiła z tymi parami, nie? – Przytulił
się do Rity.
-Nie przejmuj się skarbie, już to załatwiłam.
-Ooo jak? Będziesz udawać, że jesteś z innego domu? Ha.
Ha. – Zaśmiał się.
-Nie. Idę z Deanem Tomasem, a ty, z Parvati Patil.
Proste. A na balu się zamieniamy.
-Dzięki, że pytasz mnie o zdanie.
-Daj spokój kotek, Alex też tak robi.
-Tak? – Taha wtrącił się w ich małą wymianę zdań. Wszak
on nie wiedział nic o żadnej zamianie. Co prawda Alexa wspominała coś, że ma
plan, ale nie spodziewał się, że będzie on tak przebiegał. Od kiedy to
ślizgońskie dziewczyny przyjaźnią się z tymi gryfońskimi?
-Tak. Ja idę z Kurtem, a ty z Victorią. – Dziewczyna
złapała go za rękę.
-Z tą wariatką? Co zmienia wygląd, co chwile?
-Tak z nią. – Matylda także dołączyła do konwersacji. – I
nie jest wariatką.
-Daj spokój, mówisz tak, bo przyjaźnisz się z rudą
Wesleyówną.
-Okaż trochę wyrozumiałości. Dzięki Rudej nie musimy
martwić się o pary. Na balu się zamieniamy i jest okej.
-Macie pomysły. – Blaise pokręcił głową. – Co sądzisz o…
– rozejrzał się za Draconem, ale jego nigdzie nie było widać. Najwidoczniej
zmyl się, gdy wybuchła ta jakże ciekawa dyskusja. Uśmiechnął się i ruszył do
prywatnej sypialni przyjaciela.
Puk – puk!
-Czego pukasz? Właź. – Zza drzwi rozległ się głos młodego
Malfoya.
Blaise wszedł do środka.
-To, co mówiłeś? Że, z kim idziesz? Bo nie usłyszałem. –
Nalał sobie odrobinę Ognistej i usiadł na fotelu przed kominkiem. Upił łyk w
momencie, gdy Draco powiedział:
-Z Granger.
Cały alkohol momentalnie został wypluty i wylądował na
dywanie. Chłopak zaczął kaszleć i wytrzeszczać oczy.
-Że, co?!
Hermiona leżała w swoim pokoju zastanawiając się, jaką
założy sukienkę.
No i oczywiście skąd takową weźmie?
Zaraz jednak przypomniało jej się, że w sobotę przed
balem jest wyjście do Hogsmade, więc będzie mogła zakupić sobie odpowiedni
ciuszek.
Może czerwony? Zastanawiała się w myślach. Albo mała
czarna? Mam ładne nogi, trochę czaro-opalacza i będą wyglądały jak po urlopie w
Tunezji. Uśmiechnęła się. A włosy? Może jakoś fikuśnie je zepnę? Podrapała się
po brodzie.
-Och! – Westchnęła. – Życie jest piękne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz