Rozdział pięćdziesiąty siódmy: Powrót.
*****
Za górami, za lasami, za siedmioma wzgórzami, w
malowniczej dolinie mieściło się pewne Królestwo. Stał tam ogromny Zamek z
wieloma wieżami. W jednej z nich, na samym szczycie uwięziona była Księżniczka
o nieziemskiej urodzie.
O ową piękną niewiastę ubiegało się wielu kawalerów.
Należeli do nich prości chłopi, rzemieślnicy, a także książęta, jednak żaden z
nich nie dał rady pokonać Smoka, który strzegł wejścia do wieży Księżniczki.
Wszyscy ginęli w strasznych męczarniach.
Pewnego razu do Wioski przybył Młody Książę, pochodzący z
bardzo dalekiego królestwa. Usłyszał od chłopów o uwięzionej Księżniczce i
postanowił Ją zobaczyć.
Krążyło o Nim wiele legend. Podobno Młody Książę pokonał
kilka smoków i nie odniósł z tych potyczek żadnych szkód. Ludzie powiadali, że
jest on synem Anielicy i Smoka. Mówili też, że ma moc zarówno nad ludźmi jak i
zwierzętami.
Był jedyną nadzieją ludzi w Wiosce, którzy chcieli
uwolnienia Księżniczki.
Będąc już na miejscu, Młody Książę pokonał Smoka i
uwolnił Księżniczkę. Była Ona tak piękna, że się w Niej zakochał, tak jak Ona w
Nim.
Wbrew woli ludzi z Wioski zabrał Ją do swojego Królestwa.
W ogólnym hałasie i wrzawie zakochani odjechali na rumaku
Młodego Księcia ku zachodzącemu słońcu.
Koniec.
Tylko zaraz, zaraz…
Przecież to nie ta bajka!
Więc jeszcze raz…
Za górami, za lasami, za siedmioma wzgórzami, w
malowniczej dolinie… STOP! Jakie góry? Alpy? Andy? Karpaty? A lasy? Czy może to
jakiś park? Wzgórza… nie mam pojęcia, o co chodzi…
I ta malownicza dolina. Owszem zgodzę się, że zarówno w
Anglii, jak i w Bułgarii i Francji są malownicze doliny, ale jakie królestwo?!
Bułgaria i Francja, Francja i Bułgaria… Anglia… A tak!
Już wiem!
Zatem od nowa:
Zapraszam na kolejny rozdział pod
tytułem: Powrót.
Gryfonka obudziła się z zapuchniętymi oczami i zatkanym
nosem.
- Tak się kończy płakanie do późna – powiedziała głośno i
się przeciągnęła. – Która to godzina? – Zerknęła na zegarek na ręku, ale było
zbyt ciemno. Wstała i podeszła do okna.
Mijając łóżko Max, stwierdziła, że ta się jeszcze nie
pojawiła.
Oparła dłonie na zimnym parapecie i wyjrzała.
Księżyc świecił wysoko oświetlając błonia zamku.
Migoczące gwiazdy rozsiane były po całym niebie.
Z pewnością była późna godzina.
Hermiona odwróciła się i chwytając ciepłą bluzę wyszła z
sypialni.
Idąc ostrożnie, aby na nikogo nie trafić, wyszła na
zewnątrz.
Rozejrzała się uważnie dookoła i po stwierdzeniu, że w
pobliżu nie ma żywej duszy, puściła się biegiem w stronę lasu.
Nie wiedziała tylko, że z jednej z wież obserwuje ją
pewien chłopak…
*
Blondyn leżał na łóżku i bezmyślnie wpatrywał się w
sufit.
- W twoich snach Malfoy… – gdzieś z głębi pomieszczenia
rozległ się słaby szept.
Chłopak poderwał się na równe nogi.
- Co do cholery? – Rozejrzał się uważnie.
Cisza.
W zamyśleniu drapie się po głowie.
- Muszę być przemęczony…
Wstał i poszedł do łazienki. Opłukał zimną wodą swoją
twarz, a zerkając w lustro stwierdził, że ma zapuchnięte oczy.
- Masakra – odwrócił się i wyszedł.
Postanowił się przejść. Odetchnąć świeżym powietrzem,
odpocząć.
Może to dziwne, ale on lubił być nocą sam.
Wieczór, to, co innego, zwłaszcza, jeśli mógł go spędzić
z dziewczyną.
Ale noc… to był jego czas, jego chwila.
Swe kroki skierował nad jezioro.
Wysoko na niebie, księżyc był w pełni i odbijał się w
czystej i nieruchomej tafli. Towarzyszyły mu gwiazdy, które dzięki bezchmurnemu
niebu były doskonale widoczne.
Spokój.
Usiadł na ławce i wpatrywał się w ciemną wodę.
Westchnął i oparłszy się wygodnie o ławkę zamknął oczy.
Relaks.
*
- Buaha, ha, ha, ha, ha!
Blaise Zabini zaśmiewał się donośnie w pokoju wspólnym Ślizgonów.
W ręku trzymał list od Dracona.
- Ej! Diable! Z czego ryjesz? – Zapytał Flint.
- Ha, ha, ha, ha, ha – nie przestawał, tylko podał owy
pergamin dla chłopaka. – Czytaj! Ha, ha, ha!
- Diable! Ratuj! Zero alkoholu! Zero NORMALNYCH panienek!
Żadnych dopalaczy! Nic! Ratuj mnie! Nie mogę TU spędzić Świąt! Ha, ha, ha, ha,
ha! Draco Malfoy prosi o ratunek! Ha, ha, ha, ha! – Flint przeczytał krótką
wiadomość na głos, czym spowodował ogólną radość w pokoju. – I pomyśleć, że
Ognistej brakuje mu najbardziej. Ha, ha, ha, ha!
Chłopcy jeszcze długo robili sobie żarty z sytuacji
Smoka, spekulowali na temat miejsca jego pobytu, długości i powrotu.
- Nie no, nie mogę. Nic nie wymyślę – Lord rozłożył ręce
w geście bezradności. Na jego szyi wisiała Rita.
- Nic nie wiecie, naprawdę? – Zapytała dziewczyna.
Spojrzała na brata.
- Nic – odpowiedział K2.
- Myślicie…
- Diable, siódme piętro, pięć minut – przerwała Ricie
Matylda.
- Lecę – Diabeł zerwał się z miejsca i już go nie było.
- Pali się czy co?
- A bo ja wiem?
Anna spojrzała na Ritę, a ta wzruszyła ramionami.
- Gdzie on tak gania, codziennie? – Rzucił pytane Lord.
Nikt mu nie odpowiedział.
*
- To parszywa krowa!
- Victorio Sharpe! Jak ty się wyrażasz?! – Jenny miała
oburzoną minę. – Przesadzasz.
- Wcale nie – Tory, dziś z wściekle zielonymi włosami
założyła ręce na piersi. – Jak ona mogła powiedzieć, że to nie nasza sprawa?
- Normalnie – tylko Jen była gotowa postawić się
przyjaciółce. Jess milczała, a Ginny się gdzieś zmyła. – Wiedziałaś, że może
tak powiedzieć. To jej prawo.
- A my nie mamy prawa się martwić?
Milczenie jest złotem.
*
Kilka godzin wcześniej.
- Monitoruje ich cały czas. Są bezpieczni.
- Wiem Albusie, ale sam rozumiesz, to już pięć tygodni.
Mieli tam spędzić tylko miesiąc.
- Nic im się nie stanie. Może w końcu nauczą się szanować
siebie nawzajem – powiedział Snape.
- Severusie… nie rozumiesz…
- Minerwo – dyrektor Dumbledore spojrzał na kobietę sad
swoich charakterystycznych okularów połówek. – Nie martw się. Już nie długo.
- Ale …
- Dumbledore ma racje – Snape wstał z zajmowanego
krzesła. – Już nie długo – dodał i wyszedł.
Mężczyzna znajdujący się na portrecie uśmiechnął się.
- Już nie długo – i także zniknął ze swoich ram.
Kobieta, która od dłuższego czasu stała, opadła na
dyrektorski fotel. Westchnęła.
- Świetnie! Nic mi nie musicie mówić. Nic! – Po czym
wyjęła z szuflad jakieś dokumenty i zaczęła je uzupełniać.
*
Od tych wydarzeń minęło kilka dni.
Dziś na kalendarzach widniał piętnasty listopad.
Piętek. Wolny weekend, a także jutrzejszy wypad do
Hogsmade, z którego plonowało skorzystać sporo uczniów.
Czterdziesty czwarty dzień kary pewnych uczniów.
CZTERDZIESTY CZWARTY!
*
W sobotę rano zarówno panna Granger, jak i pan Malfoy
otrzymali listy z Hogwartu.
Witam!
Pańska kara właśnie dobiegła końca.
Oczekuję Pana/Pani najpóźniej w niedzielę wieczór.
Żywię nadzieje, iż wszystko w porządku.
Z poważaniem.
M. McGonagall.
Dyrektor Hogwartu
Szkoły Magii i Czarodziejstwa
- Boże to koniec! Wracam! – Wykrzyknęli jednocześnie
Hermiona i Draco. – Jak ja tęskniłam / tęskniłem!
*
-Nie mam zamiaru spędzić w tej cholernej szkole ani
minuty dłużej – Hermiona w ekspresowym tempie spakowała wszystkie swoje rzeczy.
Po sprzątała lekki nieład, odniosła wypożyczone książki do biblioteki i z
uśmiechem na twarzy poszła do dyrektora.
- Panna Granger – Igor Karkaroff **** wstał zza biurka i
podszedł do dziewczyny. – A więc się żegnamy – westchnął. – Mam nadzieję, że
pożyteczne spędziłaś u nas czas.
- O tak, dziękuję – dziewczyna lekko zbladła. – Było
ciekawie.
- Ja myślę – wrócił do biurka, wziął do ręki zapieczętowaną
kopertę i podał Hermionie. – Oddasz to swojej dyrektorce.
- Dobrze.
- Twój transport będzie czekał za dwadzieścia minut przy
głównym wejściu. Powodzenia.
*
- Chlać, wszczynać burdy, znów chlać, zaliczać laski … –
Draco z tego szczęścia zaczął sobie podśpiewywać.
Błyskawicznie się spakował, kilkoma zaklęciami
doprowadził pokój do normalności i wzdychając skierował się do dyrektorki.
- No to zostało mi najgorsze. Starcie z samym smokiem –
zachichotał z własnego żartu.
Skrótami przemierzył opustoszałe korytarze i stanął pod
jej gabinetem. Zapukał i wszedł.
- O Moi, nie dobri chłopiec – Madame Maxime uśmiechnęła
się do niego. – Zaprasi – ręką wskazała mu krzesło naprzeciw siebie.
Malfoy posłusznie usiadł.
Olbrzymka spojrzała na niego nadal się uśmiechając.
- Oby twoi kara była ucząca, ja esperer que* ty u naszy
szkoli szczękliwy był – wzięła do ręki kopertę. – Prosi – podała mu ją mówiąc:
- To dla twoi dyrektory.
- Dziękuję – wstał.
Madame Maxime również wstała.
-No, to ja merci**. Twoi powrót będzi za dwadzieści minut
pod wrota. Powodzeni mali chlopiec.
Wyszedłszy na korytarz Draco odetchnął z ulgą.
Obrócił w dłoni kopertę. Zapieczętowana.
- Szlag. Ciekawe, co tam jest? – Zastanawiał się idąc po
raz ostatni do sypialni.
*
Pospiesznie żegnając się z kilkoma osobami, tak jak tu
przybyli tak i wrócili.
Dziewczynie towarzyszył chodny i opanowany mężczyzna.
Chłopakowi, wyluzowana i wesoła kobieta.
Młodzież, co prawda, tak jak i na początku tak i teraz
nie widzieli twarzy swoich „opiekunów”, ale podświadomie przeczuwali, jacy są.
Kiedy wreszcie poczuli szarpnięcie w okolicy pępka i
lekki wir, mimowolnie się uśmiechnęli.
Wracali. Naprawdę wracali.
Mocno uderzyli w twardą ziemię przed bramą strzegącą
wejścia do Hogwartu i otrzepując się z piachu i drobnych śmieci, wstali.
Ich bagaże były już na miejscu.
Hermiona nieco wolniejsza, powoli i z gracją wstała.
Stwierdziła też, że ktoś się jej przygląda.
- Granger! – Już w następnej chwili była w powietrzu. –
Ty głupia krowo! Jak ja za tobą tęskniłem!
- Malfoy! – Pisnęła dziewczyna. – Ty kretynie! Puszczaj
mnie! – Jednak pomimo udawania złości jej oczy się śmiały.
Chłopak postawił ją na ziemi.
- No – Hermiona poprawiła płaszcz i w końcu na niego
spojrzała. – A ty, co taki blady? Schudłeś? – Uśmiechnęła się.
- Za to tobie przybyło tu i ówdzie – nie pozostał
obojętny.
- Świnia! – Odwróciła się.
- Oj Granger, Granger – pokręcił głową. – Nie widzieliśmy
się prawie dwa miesiące a ty znowu chcesz się rozstać?
- Jak chcesz wiedzieć, to wcale za tobą nie tęskniłam.
- Wmawiaj to sobie, wmawiaj – złapał ja za rękę. – Chodź,
umieram z głodu – i pociągnął zszokowaną dziewczynę na błonia.
- Co ty ćpałeś? – Zwróciła się do niego zaskoczona.
- Nic. Po prosu cieszę się, że tu wróciłem. Może to
dziwne, ale tęskniłem za tym miejscem.
-To nie jest dziwne. Ja też tęskniłam.
Weszli na schody.
- Rozejm?
- Tylko przy psorach.
- Jak zawsze.
- Witaj w domu, Granger.
- Witaj w domu, Malfoy.
Po czym każde z nich poszło w przeciwnym kierunku.
Wrócili.
Wrócili do domu.
Czy będzie lepiej?
To wiedzą tylko oni sami.
******************************************
*esperer que - tł. Mam nadzieję, że
** merci - tł. Dziękuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz