Rozdział sześćdziesiąty pierwszy: Gdyby tylko znali
prawdę.
****
- Że co?! – Diabeł wypluł alkohol. – Jak to z Granger?
- Normalnie. Czego nie rozumiesz? – Draco wstał, podszedł
do barku i sobie także nalał szklaneczkę.
- No tego, że akurat z NIĄ. TO Granger.
Po tych jakże ciekawych informacjach, Blaise był w
ogromnym szoku. Jasne, chciał, aby przyjaciel znalazł sobie normalną
dziewczynę. Ba! Nawet z Ginny myślał o tym, aby Smok mógł kręcić z Granger.
Pasowali do siebie. Oboje o skrajnych przeciwieństwach, a mimo to doskonale się
uzupełniali.
Jednak teraz, gdy usłyszał, że on naprawdę chce z nią
iść, coś mu nie pasowało.
Draco jest typem porównywalnym do zwierzyny. Nie jest
jednak ofiarą. Jest zdobywcą.
Z prostego rachunku, Blaise wywnioskował, że skoro Smok
jest drapieżnikiem, to ona będzie jego ofiarą.
„Cholera. Gin mnie zabije.” Pomyślał.
- Przemyślałeś to? – Spróbował z innej strony. – Wiesz,
słyszałem, że ona już z kimś idzie.
Draco cwaniacko się uśmiechnął.
- Jakoś mnie to nie martwi. – Wypił zawartość swojej
szklanki i odstawił ją na szafkę.
„Czyli ma plan.”
- Blaise…
- Tak?
- Przyjaźnimy się, prawda? – Zapytał poważnie.
- Oczywiście.
„Cholera!” Zaklną w myślach Diabeł.
Noc prawie wszystkim upłynęła spokojnie.
Niektórzy w zamku spędzili ją bezsennie, zastanawiając się,
co przyniosą dalsze dni.
Hermiona wstała rankiem wypoczęta i gotowa do nauki.
Czekały ją dwie godziny transmutacji na początek.
Numerologia, a po obiedzie starożytne runy i dwie godziny zielarstwa.
Pełna zapału poszła na śniadanie.
Mimo bardzo wczesnej pory jak na poniedziałek, w Wielkiej
Sali konsumowało już śniadanie połowa szkoły.
Dziewczyna rzuciła krótkiej „hej” i usiadła przy swoim
stole obok Jenny.
- Reszta śpi? – Zagadnęła.
- Tak. – Blondynka westchnęła. – Wczoraj mieli trening i
chyba coś poszło nie tak, bo wrócili w podłych nastrojach.
- Och. – Nałożyła sobie na talerz owsianki i polała ją
syropem malinowym.
Szybko skonsumowała posiłek i wstała.
- Już idziesz?
- Tak, muszę skoczyć na chwilę do biblioteki. Zostawiłam
tam książkę do numerologii.
- Ale numerologię mamy trzecią.
- Wiem, ale podczas przerwy się nie wyrobię. Lecę.
Zobaczymy się na transmutacji.
- Pa!
Truchtem pokonała odcinek dzielący Wielką Salę z
biblioteką.
Wchodząc do środka od razu skierowała swoje kroki do stolika,
przy którym wczoraj siedziała.
Na szczęście jej książka leżała na miejscu nienaruszona.
Szybko ją zgarnęła i udała się na lekcje.
- Moi drodzy – zaczęła profesor McGonagall. – Musicie
wiedzieć, że nie życzę sobie takiej sytuacji, jaka miała miejsce pod koniec
piątej klasy. Nie widzę powodu, dla którego miałabym naciągać komuś ocenę z
jakiegokolwiek przedmiotu. Dlatego też w drugim semestrze zbiorę najsłabszych
uczniów i przydzielę grupę korepetytorów. – Rozejrzała się po klasie. – Każdy,
kogo wyznaczę będzie odpowiednio musiał uczęszczać na dodatkowe lekcje jak też
przykładać się do udzielanych korepetycji. Mam nadzieje, że to zrozumiałe. A
teraz do lekcji. – Machnęła różdżką i na tablicy pojawiło się zdanie: „Zaawansowana
transmutacja – animag – jak tego dokonać i czym może skutkować nieumiejętność w
transmutacji własnego ciała.”
- Jak widzicie, dziś zaczniemy trudną do nauczenia sztukę
animagii. Możecie być pewni, że pytania z tego zakresu pojawią się na
owutemach. Nie oczekuję, że ktokolwiek z waszego rocznika pozna szczegóły z
tego zakresu, jednak było by mi niezwykle miło, gdyby komuś się to udało. –
Spojrzała zwłaszcza na pannę Granger i pannę Volley.
Obie lekcje polegały w dużej mierze na robieniu notatek,
z tego, co mówiła nauczycielka.
Profesor McGonagall kilka razy zaprezentowała się pod
postacią kota, aby pokazać im, na czym polega taka zamiana.
- Nie zawsze możemy zamienić się w takie zwierzę, jakie
lubimy czy uważamy za wzór. Są, były przypadki, kiedy osoby pragnące zmienić
się na przykład w duże i silne zwierzę ulegały wypadkom przy pracy i do dziś
spędzają miło czas w szpitalu Świętego Munga. Na dziś to wszystko. Miłego dnia.
Zabrzmiał dzwonek na przerwę.
- Hermiono, Jenny zostańcie na chwilę.
Nauczycielka poczekała, aż wszyscy opuszczą klasę, po
czym zwróciła się do swoich najlepszych uczennic.
- Chciałabym abyście od drugiego semestru zajęły się
douczaniem słabszych uczniów. Wiem, że macie dużo zajęć, jednak mam nadzieję,
że się zgodzicie. Były by to dwa, trzy dni w tygodniu po dwie, trzy godzinki.
Co wy na to?
- W jakich godzinach przebiegałyby te dodatkowe lekcje?
Musiałabym podzielić je między dyżury na korytarzach. – Zapytała trzeźwo
Hermiona. W głowie obliczała godziny swojego planu zajęć.
- Wszystko byśmy ustaliły, jak zbiorę te słabsze osoby.
Oczywiście nie byłybyście same. W szkole jest kilku wybitnych uczniów. Więc
zawsze można ustalić to tak, aby wszystkim pasowało i nie kolidowało z innymi
obowiązkami.
- Ja się zgadzam. Nie mam wieczorami żadnych zajęć. Tyle,
co się pouczyć i odrobić lekcje, o mogłabym robić na tych zajęciach
dodatkowych. – Powiedziała Jenny.
- Hmm – zamyśliła się Hermiona. – To i ja się zgadzam. – Uśmiechnęła
się.
- Bardzo się z tego cieszę. Bliższe informacje otrzymacie
jeszcze przed nowym rokiem. A teraz zmykajcie na lekcje.
- Do widzenia. – Obie odpowiedziały razem i wyszły.
Będąc już pod klasą do numerologii Hermiona zwróciła się
do Jenny.
- I co? Dobrze, że rano zabrałam tą książkę.
- Masz rację. – Weszły do klasy i zajęły swoje miejsca.
- Goyle, Crabbe – Malfoy zwrócił się do dwóch osiłków, pełniących
role jego ochroniarzy. – Mam do was sprawę.
- Oczywiście.
- Jasne.
Wieczorem w pokoju wspólnym Gryffindoru.
- Chciałbym być animagiem. – Rozmarzył się Harry.
- Ja też. – Dołączył do niego Ron. – Ale to bardzo
trudne.
- Musiałeś psuć mi tą radość z marzeń?
- To tylko suche fakty. – Westchnął rudzielec. – A w co
byś się chciał zmieniać?
- Chyba w dużego psa, jak Syriusz. A ty?
- Ja chciałbym umieć latać. Ale też chciałbym być, o!
Hipogryf! Chciałbym się zmieniać w hipogryfa. A ty, Hermiono?
- Sama nie wiem. Może orzeł?
- Kto, jak kto, ale ty masz największe szanse aby zostać
animagiem. – Odpowiedziała Tory.
- Daj spokój. – Uśmiechnęła się. Gdyby tylko znali
prawdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz