poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Pojedynek Serc : Rozdział szósty


Rozdział szósty : Sen

 
 
 

Draco budzi się w południe w swoim ogromnym i wygodnym łożu we własnym pokoju.

-Co się dzieje?  Co ja tu robię? - w pierwszej chwili nie kojarzy miejsca ani sposobu w jakim się tu znalazł. – Moja głowa. - Siada na łóżku i chwyta się obiema rękami za obolałą czaszkę.

-Kac gigant? – przez szparę w drzwiach zagląda do niego Grace. – Obudzony?

-Prawie. – Mamrocze i opada z powrotem na poduszki.

-Przyniosłam ci śniadanie. – Otwiera szerzej drzwi, znika na chwile by zaraz pojawić się niosąc srebrną tacę z jedzeniem. Podchodzi do łoża i stawia ją na nocnym stoliku.

Draco leniwie spogląda na jedzenie. Jajecznica na bekonie, tosty z masłem i gorące kakao.

- Jak za dawnych lat. – Wspomina.

-Zawsze lubiłeś takie śniadania. - Grace spogląda na niego z czułością. – Zaraz muszę wyjść. Dyżur. Mam nadzieję, że sobie poradzisz?

Ironiczny uśmiech Draco.

-Bez obaw. Miłego dnia.

-I wzajemnie, wzajemnie. – Wychodzi.

 

Na schodach zatrzymuje się na chwilę słuchając jak jej siostrzeniec przeżuwa jedzenie. Wzdycha. „Obyś sobie chłopcze życia nie zmarnował.” – Myśli .

Skończywszy śniadanie Draco znowu zapada w sen.

 

*

 

Kochani Harry, Ron

Dziękuje za listy!

Bardzo mi pomogły.

Brakowało mi Was w tym czasie.

Na szczęście , co jest również Waszą zasługą, szybko się pozbierałam.

Świat się na tym nie kończy, muszę żyć dalej.

Ron, dziękuje Ci za zaproszenie, ale nie mogę przyjechać.

Nie chce teraz zostawiać mamy samej.

Wiesz jak jest i mam nadzieje , że mnie zrozumiesz.

Ściskam!

Wasza

Hermiona.

PS: Ucałuj ode mnie Ginny :)

PPS: W paczuszce jest prezent urodzinowy dla Harry'ego i moje najszczersze życzenia.

Do zobaczenia w Hogwarcie!

Pa 

 

Odłożyła list na biurko i zabrała się za pakowanie prezentu.

„Ginny mi wspominała , że Harry zgubił swój złoty medalik, mam nadziej że ten mu się spodoba.” – Pomyślała.

Z uśmiechem zaczęła przywiązywać paczuszkę do nogi jasno brązowej  płomykówki.

- Do NORY. I uważaj na siebie. – mówi zanosząc sowę do okna i wypuszczając ją w zapadający zmierzch.

Chwile obserwuje lot ptaka, a kiedy staje się on niewielką, prawie niewidoczną plamką na nieboskłonie odchodzi od okna, zamykając je uprzednio.

Kładzie się spać i natychmiast zasypia.

 

*

 

Draco budzi się w środku nocy zlany zimnym potem

-Co jest? – Pyta ciemność.

Zegar wiszący na ścianie wybija drugą godzinę.

- Ten sen. Taki rzeczywisty. Taki straszny. – Chwyta się za głowę rękami. – Ale to tylko sen.

Leży próbując zasnąć i nie śnić. Ale  to nie takie proste. Nawet sen o niczym nie chce nadejść.

- Co jest? – Pyta znowu.

Odpowiada mu cisza i równe tykanie zegara.

Wstrzymuje oddech , by po chwili ze świstem wypuścić powietrze z płuc.

Zamyka oczy by znów ujrzeć drastyczne sceny ze swojego koszmaru.

-To tylko sen, tylko sen. – Mamrocze , nie mogąc pozbyć się widoku zakrwawionego ciała kobiety ze swego umysłu. Martwa postać wydaje się mu znajoma , ale w tym momencie nie wie kim ona jest.

-Tyle krwi – Draco pociąga nosem z obrzydzeniem – i ten odór śmierci. Taki realistyczny. – rozgląda się uważnie po pokoju pogrążonym w półmroku jakby spodziewał się tu ujrzeć martwą kobietę.

W końcu po blisko godzinie zasypia snem niespokojnym.

Budzi się „wcześnie” rano  zapominając o tamtym śnie. Spogląda na zegar ścienny. Jest parę minut po dziesiątej. Wstaje z łóżka i ledwo dowleka się do łazienki.

W końcu w nocy słabo spał.

Bierze szybki prysznic i kompletnie ubrany schodzi do kuchni.

-Grace? – Woła od progu. - Jesteś?

-Hmmm…- mruczy po chwili. - Wcześnie dziś wyszła,  a przecież miała mieć na popołudnie.

Bierze z lodówki sok i siada przy stole. Dopiero teraz spostrzega karteczkę pozostawioną mu przez ciotkę.

Draco!

Pilne wezwanie,

Dzwonili rano. Chyba śmiertelny wypadek

Nie wiem kiedy wrócę.

Jestem pod telefonem

G.

 

-Rano? – Mówi chłopak ze śmiechem. – A teraz to co południe?

Znów spogląda na karteczkę.

- Śmiertelny wypadek. – powtarza. – Chyba…

W jednej chwili poważnieje. Oczy otwierają mu się szerzej. W szaroniebieskie spojrzenie wkrada się strach. Przez głowę, jak szybki film, przelatuje mu sen. Ten koszmar.

Ulica o świcie. Parę minut po szóstej.

Młoda kobieta idzie chodnikiem w stronę małego sklepiku na rogu ulicy.

Magnolia Strate, widnieje nazwa.

-To za parkiem. Ulica Granger. – Mówi na głos nie przerywając oglądania swojego snu.

Z naprzeciwka szybko nadjeżdża sportowy samochód. Pusta droga. Nagle auto ostro hamuje. Tył samochodu zostaje zarzucony na chodnik. Za chwile uderzy w idącą postać. Przerażający krzyk , który wydała wywołuje ze sklepu ekspedientkę. Tamta z przerażeniem malującym się na  twarzy widzi jak auto uderza w dziewczynę, odrzucając ją kilka metrów dalej. Upada, a kałuża krwi w której leży szybko się powiększa.

Auto zatrzymuje się w ścianie budynku. Spod maski bucha dym. Kierowca wychodzi z samochodu i upada na chodnik. Żyje. Ekspedientka dzwoni po karetkę jednocześnie  podbiegając do potrąconej dziewczyny.

-Halo! – Krzyczy do słuchawki. – Tu jest pełno krwi! Ona chyba nie żyje!

To ostatnie co widzi chłopak. Mnóstwo krwi.

Sen się urywa.

- Mnóstwo krwi.- szepcze pobielałymi ze strachu wargami. - To…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz