Rozdział szósty : Sen
Draco budzi się w południe w swoim ogromnym i wygodnym
łożu we własnym pokoju.
-Co się dzieje? Co
ja tu robię? - w pierwszej chwili nie kojarzy miejsca ani sposobu w jakim się
tu znalazł. – Moja głowa. - Siada na łóżku i chwyta się obiema rękami za
obolałą czaszkę.
-Kac gigant? – przez szparę w drzwiach zagląda do niego
Grace. – Obudzony?
-Prawie. – Mamrocze i opada z powrotem na poduszki.
-Przyniosłam ci śniadanie. – Otwiera szerzej drzwi, znika
na chwile by zaraz pojawić się niosąc srebrną tacę z jedzeniem. Podchodzi do
łoża i stawia ją na nocnym stoliku.
Draco leniwie spogląda na jedzenie. Jajecznica na bekonie,
tosty z masłem i gorące kakao.
- Jak za dawnych lat. – Wspomina.
-Zawsze lubiłeś takie śniadania. - Grace spogląda na niego
z czułością. – Zaraz muszę wyjść. Dyżur. Mam nadzieję, że sobie poradzisz?
Ironiczny uśmiech Draco.
-Bez obaw. Miłego dnia.
-I wzajemnie, wzajemnie. – Wychodzi.
Na schodach zatrzymuje się na chwilę słuchając jak jej
siostrzeniec przeżuwa jedzenie. Wzdycha. „Obyś sobie chłopcze życia nie
zmarnował.” – Myśli .
Skończywszy śniadanie Draco znowu zapada w sen.
*
Kochani Harry, Ron
Dziękuje za listy!
Bardzo mi pomogły.
Brakowało mi Was w tym czasie.
Na szczęście , co jest również Waszą zasługą, szybko się
pozbierałam.
Świat się na tym nie kończy, muszę żyć dalej.
Ron, dziękuje Ci za zaproszenie, ale nie mogę
przyjechać.
Nie chce teraz zostawiać mamy samej.
Wiesz jak jest i mam nadzieje , że mnie
zrozumiesz.
Ściskam!
Wasza
Hermiona.
PS: Ucałuj ode mnie Ginny :)
PPS: W paczuszce jest prezent urodzinowy dla Harry'ego
i moje najszczersze życzenia.
Do zobaczenia w Hogwarcie!
Pa
Odłożyła list na biurko i zabrała się za pakowanie
prezentu.
„Ginny mi wspominała , że Harry zgubił swój złoty medalik,
mam nadziej że ten mu się spodoba.” – Pomyślała.
Z uśmiechem zaczęła przywiązywać paczuszkę do nogi jasno
brązowej płomykówki.
- Do NORY. I uważaj na siebie. – mówi zanosząc sowę do
okna i wypuszczając ją w zapadający zmierzch.
Chwile obserwuje lot ptaka, a kiedy staje się on
niewielką, prawie niewidoczną plamką na nieboskłonie odchodzi od okna,
zamykając je uprzednio.
Kładzie się spać i natychmiast zasypia.
*
Draco budzi się w środku nocy zlany zimnym potem
-Co jest? – Pyta ciemność.
Zegar wiszący na ścianie wybija drugą godzinę.
- Ten sen. Taki rzeczywisty. Taki straszny. – Chwyta
się za głowę rękami. – Ale to tylko sen.
Leży próbując zasnąć i nie śnić. Ale to nie takie proste. Nawet sen o niczym nie
chce nadejść.
- Co jest? – Pyta znowu.
Odpowiada mu cisza i równe tykanie zegara.
Wstrzymuje oddech , by po chwili ze świstem wypuścić
powietrze z płuc.
Zamyka oczy by znów ujrzeć drastyczne sceny ze swojego
koszmaru.
-To tylko sen, tylko sen. – Mamrocze , nie mogąc pozbyć
się widoku zakrwawionego ciała kobiety ze swego umysłu. Martwa postać wydaje
się mu znajoma , ale w tym momencie nie wie kim ona jest.
-Tyle krwi – Draco pociąga nosem z obrzydzeniem – i ten
odór śmierci. Taki realistyczny. – rozgląda się uważnie po pokoju pogrążonym w
półmroku jakby spodziewał się tu ujrzeć martwą kobietę.
W końcu po blisko godzinie zasypia snem niespokojnym.
Budzi się „wcześnie” rano zapominając o tamtym śnie. Spogląda na zegar
ścienny. Jest parę minut po dziesiątej. Wstaje z łóżka i ledwo dowleka się do
łazienki.
W końcu w nocy słabo spał.
Bierze szybki prysznic i kompletnie ubrany schodzi do
kuchni.
-Grace? – Woła od progu. - Jesteś?
-Hmmm…- mruczy po chwili. - Wcześnie dziś wyszła, a przecież miała mieć na popołudnie.
Bierze z lodówki sok i siada przy stole. Dopiero teraz
spostrzega karteczkę pozostawioną mu przez ciotkę.
Draco!
Pilne wezwanie,
Dzwonili rano. Chyba śmiertelny wypadek
Nie wiem kiedy wrócę.
Jestem pod telefonem
G.
-Rano? – Mówi chłopak ze śmiechem. – A teraz to co
południe?
Znów spogląda na karteczkę.
- Śmiertelny wypadek. – powtarza. – Chyba…
W jednej chwili poważnieje. Oczy otwierają mu się szerzej.
W szaroniebieskie spojrzenie wkrada się strach. Przez głowę, jak szybki film,
przelatuje mu sen. Ten koszmar.
Ulica o świcie. Parę minut po szóstej.
Młoda kobieta idzie chodnikiem w stronę małego sklepiku na
rogu ulicy.
Magnolia Strate, widnieje nazwa.
-To za parkiem. Ulica Granger. – Mówi na głos nie
przerywając oglądania swojego snu.
Z naprzeciwka szybko nadjeżdża sportowy samochód. Pusta
droga. Nagle auto ostro hamuje. Tył samochodu zostaje zarzucony na chodnik. Za
chwile uderzy w idącą postać. Przerażający krzyk , który wydała wywołuje ze
sklepu ekspedientkę. Tamta z przerażeniem malującym się na twarzy widzi jak auto uderza w dziewczynę,
odrzucając ją kilka metrów dalej. Upada, a kałuża krwi w której leży szybko się
powiększa.
Auto zatrzymuje się w ścianie budynku. Spod maski bucha
dym. Kierowca wychodzi z samochodu i upada na chodnik. Żyje. Ekspedientka
dzwoni po karetkę jednocześnie
podbiegając do potrąconej dziewczyny.
-Halo! – Krzyczy do słuchawki. – Tu jest pełno krwi!
Ona chyba nie żyje!
To ostatnie co widzi chłopak. Mnóstwo krwi.
Sen się urywa.
- Mnóstwo krwi.- szepcze pobielałymi ze strachu
wargami. - To…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz