Rozdział
jedenasty : Znów słyszysz głosy.
***
-Tak, tak, masz rację tylko to nie takie proste jak ci się
może wydawać. – Dziewczyna unosi obie brwi zdziwiona. – My się różnimy.
Jesteśmy z innych światów. I powiedzmy sobie szczerze ja jestem draniem ,
podczas gdy ona jest… – szukał odpowiedniego słowa. – … jest taka naiwna , tak
i taka spokojna, dobra, a ja? Ja jestem zły i nic tego nie zmieni. Taki się już
urodziłem.
-Nieprawda. – Wtrąciła cicho Jojo.
-Prawda. I dobrze o tym wiesz. To co zakorzeniono we mnie
w dzieciństwie nadal we mnie siedzi. Nie zmienię się. Nie chce , nie mogę ,
możliwe że nie potrafię.
-Nie musisz być zły.
-Musze. A wiesz, że
ktoś mi już to kiedyś powiedział. – Uśmiechną się do swoich wspomnień.-
Tak, He, He taki już jestem. Taka moja natura. – Chwila ciszy. – Widzisz, ja
się z nią uczę, ale … nie przepadamy za sobą. Można by powiedzieć , że… nią
gardzę. Tak to dobre określenie. Gardzę nią. – zamilkł.
Zadarł do góry głowę i z dołu spojrzał w zielone oczy
przyjaciółki. Przez chwilę mierzą się wzrokiem, po czym dziewczyna siada obok
niego. Wzdycha.
-Cóż. Zrobisz jak uważasz. To twoje życie. Nie zmarnuj go.
– Poklepuje go krzepiąco po plecach i wstaje. – Ale gdybyś naprawdę nią gardził
nie siedział byś tu cały czas. Nie martwił się o nią. I nie patrzył tak na jej
uśpioną twarz. Gdyby była ci obojętna
nie robiłbyś się czerwony na twarzy ilekroć o niej wspomniałam.
Odchodzi nawet nie
zaszczyciwszy go jednym spojrzeniem. Po chwili znika za zakrętem korytarza.
Młody Malfoy zostaje sam ze swoimi myślami.
„Ma rację.”- odzywa się głos w jego głowie.
-Och zamknij się w końcu – mówi głośno ciszy panującej
wokoło.
*
Młodu Malfoy spędzał mnóstwo czasu w szpitalu. Jednak po
jego rozmowie z Jojo postanowił nie pokazywać się na oczy Granger. Przychodził
wieczorami , kiedy ona już spała i wychodził rano, zanim się przebudziła.
I tak dzień po dniu, a raczej noc po nocy, spędzał czas na
szpitalnej ławce przed jej salą.
Grace nic nie mówiła, postanowiła poczekać aż chłopak sam
się przed nią otworzy. Lecz on był silny. A przynajmniej takiego udawał. We
wnętrzu był słaby. Wykończony własnymi sprzecznymi myślami. I tak nie mógł
spać, więc przynajmniej czuwał przy niej nocami, kiedy jej rodzice nie mogli, a
nawet wtedy kiedy byli. Jednak nie wchodził do sali, choć jej ojciec zawsze go
zapraszał. Nie mógł. Gdy tylko spojrzał na jej twarz przypominały się mu słowa
Jojo. W głowie huczało od tysięcy pytań.
Gardzę nią? Kocham? Nienawidzę? Czerwienie się? Podziwiam?
Zazdroszczę? Martwię się?
Pytań które zawsze pozostawały bez odpowiedzi…
Aż w końcu wypisali ją do domu z zaleceniami by dużo
odpoczywała i nie denerwowała się.
Był ranek w połowie sierpnia , gdy Hermiona weszła do
swojego pokoju. Rozejrzała się po lawendowych ścianach. Podeszła do komody , koło łóżka i dotknęła palcem
ramki ze zdjęciem młodej szczęśliwej pary trzymającej na rękach małą córeczkę ,
najwyżej czteroletnią.
- Wzruszające. – Powiedział ktoś kpiąco.
Hermiona natychmiast się odwróciła ale nikogo w pokoju nie
było. Tylko w oknie poruszała się delikatnie firanka. Zdziwiona podeszła do
parapetu i wyjrzała przez otwarte okno w dół ulicy. Nikogo tam nie dostrzegła.
-Dziwne. – Stwierdziła.
Pociągnęła nosem wdychając świeże powietrze , po czym
zatrzasnęła okno. Przez chwile stała jeszcze w miejscu bez ruchu. Potem
odwróciła się i pospiesznie wyszła na korytarz.
Zeszła schodami w dół , do kuchni, w której krzątała się mama.
- Robię obiad. – Rzuciła nie przerywając mieszać w
garnku.
- Pomóc ci?
-Nie dzięki.
-W takim razie pójdę do parku się przewietrzyć.
Mama uniosła brwi nad garnkiem z zupą. Dobrze wiedziała ,
że jej jedyna córka zawsze chodziła do parku , gdy musiała coś przemyśleć czy
postanowić. To była jej oaza spokoju. Jednak teraz po tym wypadku, kobieta nie
wiedziała czy to dobry pomysł. Ale w końcu było prawie południe.
- Dobrze. – Rzekła z rezygnacją. – Tylko nie wietrz się za
długo. – Obie uśmiechnęły się identycznie.
–Dobrze – i wyszła.
Na ganku zatrzymała się na chwile wdychając świeże
powietrze.
-Mmmm – mruknęła.
Zeszła schodkami na chodnik i skręciła w stronę parku.
Powoli stawiała kroki. Bacznie obserwowała otoczenie.
„To tak profilaktycznie- wmawiała sobie uważnie
rozglądając się na boki. - Na wszelki wypadek.”
W końcu wkroczyła w cieć parkowych drzew.
-Ech…- westchnęła zmierzając w stronę swojej ławeczki.
Wygodnie się na niej rozsiadła. Wyciągnęła długie i
zgrabne nogi przed siebie, ręce położyła na oparciu ławki i zamknęła oczy.
Starała się zrelaksować słuchając śpiewu ptaków.
Lekki wietrzyk porusza liśćmi drzew. Gdzieś w oddali
słychać radosny okrzyk dziecka, a po nim szczekanie psa. Dziewczyna uśmiecha
się do siebie. Tutaj w tym miejscu czuje się bezpiecznie. To te miejsce było
jej świątynią w dzieciństwie. To tutaj przychodziła na spotkania z
przyjaciółmi. To tutaj pierwszy raz się całowała z Oliverem* . Znowu uśmiecha
się ukazując rząd białych i równych zębów.
Ale nie zostali parą. Oliver zawsze był jej jak brat.
Teraz z całej paczki kontakty utrzymuje właśnie z jego siostrą, Venus, a co za
tym idzie i z nim.
Tak… te miejsce zawsze koiło jej nerwy. Wytrzymywało potoki
łez i salwy śmiechu.
W tym miejscu czuła się bezpieczna.
- Czy aby na pewno? – Znowu rozlega się ten kpiący głos.
Hermiona natychmiast otwiera szeroko oczy. Rozgląda się ze
strachem , jednak tak jak poprzednio w pokoju , nikogo w pobliżu nie dostrzega.
-Co jest? - zastanawia się.
*
Draco w dniu wypisu Granger siedział w salonie Grace, choć
właścicielka nazywała go herbaciarnią. Zawsze z przyjaciółkami piła tam
niedzielną herbatkę. Towarzyszył mu Blaise Zabini.
- No, no. – Mówił Blaise. – Ukrywasz się tu jak jakiś
zbieg.
Draco uśmiecha się kpiąco.
-Tak?
-Żadnych wieści , nie odzywasz się do nikogo. Nawet do
mnie , a to już jest zbrodnia. – Szczerzy te swoje idealnie białe i równe zęby.
- Miałem co innego na głowie. – Mamrocze pod nosem młody
Malfoy.
-No, ciekawe co było takie ważne żeby nie odzywać się do
najlepszego kumpla?
-Nie ważne. – Draco unika wzroku swego gościa.
Ten opiera się wygodniej o fotel wpatrując się w arystokratę
z jawną niecierpliwością.
- No więc? – pyta w końcu.
-Co więc? – odpowiada zaskoczony Draco i dopiero teraz
spogląda na Zabiniego.
-Co cię gryzie? Wal śmiało.
-Nic. – Chłopak wstaje i idzie do barku w rogu pokoju.
Wyjmuje z szafki butelkę Ognistej
Whisky. – Chcesz? – Rzuca w kierunku przyjaciela.
-Jeszcze pytasz? – Uśmiech. „Trochę wcześnie., ale co mi
tam?” pomyślał.
Draco wraca z butelką i dwiema kryształowymi szklankami.
Stawia je na stoliku naprzeciw fotela Zabiniego , po czym siada naprzeciw.
Przez chwile patrzy mu w oczy, a w następnej sekundzie
odkręca butelkę i nalewa do szklanki bursztynowy płyn.
- Twoje zdrowie. – Mówi i wypija zawartość jednym haustem.
***
Oliver*- Brat bliźniak Venus ( Vivi), Hermiona nie używa
już starych przezwisk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz