Rozdział dziewiąty : „Mój własny Anioł Stróż.”
***
Chłopak cierpliwie czekał pod salą.
Ciotka przyniosła mu w między czasie kanapki ze
szpitalnego baru i sok. Stwierdziła tym samym , że czekolada stoi nietknięta w
tym samym miejscu w jakim ją pozostawiła poprzednio.
- Draco. Jak cię znam to wyszedłeś bez śniadania -
powiedziała Grace. - Masz to teraz zjeść. – podtyka mu pod nos jedzenie.
Chłopak ledwo na nią spojrzał.
-Teraz? - zapytał zachrypniętym głosem.
-Teraz. I…i przy mnie. - dodaje jakby po namyśle.
- Ech. - wzdycha chłopak i zabiera się do jedzenia.
Kilka minut później.
-Widzisz jaki byłeś głodny? - Stwierdza zadowolona kobieta. - Zaraz kończę i
będziemy mogli…
-Nie. - przerywa jej stanowczo Draco.
-Co nie? - zdezorientowana , nie wie o co mu chodzi. Znowu.
- Nie wracam. Zostaje TU. - mówi kładąc nacisk na ostatnie
słowo.
Ze szklanką z sokiem w ręce wstaje i odwraca się w stronę
szyby. Patrzy na pogrążoną we śnie dziewczynę.
- Będzie spała do rana. Daliśmy jej silne środki nasenne.
– mówi Grace stając tuż za nim i pokrzepiająco trzymając rękę na jego ramieniu.
-Nie szkodzi. - upija łyk soku patrząc na Hermionę i
jednocześnie unikając wzroku Grace.
Kobieta nawet nie podejrzewa co on przeżywa. Jest to dla
niej zupełnie nie zrozumiałe. Przecież on się nikim nie przejmował. A teraz?
Zawraca sobie głowę jakąś dziewczyną.
Jakąś?
Może ONA COŚ dla niego znaczy?
Może ON i ONA…
Może ONI…?
Nagle chłopak odwraca się w jej stronę mrużąc oczy.
-Co z kierowcą? – pyta.
Ta chwile milczy po czym odpowiada:
- Żyje i ma się dobrze. Trochę siniaków i zadrapań. Nic
poważnego. Jutro…
-Pijany? – przerywa jej chłopak. „Nie interesuje mnie
stan jego zdrowia.”- myśli.
Znowu milczenie i…
-Tak. - pada odpowiedz jakby po chwili namysłu.
Draco powrotem odwraca się w stronę szyby. Myśli.
-Draco? -
ciotka powili zbliża się do niego. - Tylko nie rób głupstw.
Jednak chłopak udaje , że jej nie słyszy. „Głupstw? -
przelatuje mu przez głowę. - Zależy co kto przez to rozumie.”
-Draco? - kobieta odwraca go w swoją stronę tak aby
spojrzeć mu w oczy. – Przyrzeknij , że nie zrobisz nic głupiego.
Nadal cisza. Młody panicz analizuje jej słowa.
„Przyrzeknąć? Ale co?”
-Draco?
On wzdycha i …
- Przyrzekam.
Delikatny uśmiech pojawia się na twarzy lekarki.
„Dobrze, że Malfoy’owie są słowni”- myśli.
W końcu kobieta musi wracać do swoich obowiązków,
zostawiając siostrzeńca pogrążonego w myślach.
Właśnie przy łóżku Hermiony pojawił się jej ojciec. Będzie
czuwał przy córce w nocy, tak aby jego żona mogła odpocząć. Matka wychodzi na
korytarz.
- Idź do domu chłopcze. - zwraca się do Dracona zmęczonym
głosem. - Nic tu po tobie. Zawsze możesz wrócić rano.
-Poczekam. – stwierdza ten dobitnie.
Kobieta przez chwile mierzy go wzrokiem, po czym
zrezygnowana odchodzi korytarzem, by po chwili zniknąć za zakrętem.
Zapada wieczór.
Grace ubrana do powrotu do domu przychodzi do siostrzeńca.
- Jesteś pewny, że nie chcesz jechać ze mną do domu? - pyta
z nadzieją w głosie.
-Nie. Zostaje. To moja ostateczna decyzja.
„Mój mały wielki buntownik.”- myśli kobieta kręcąc głową
zrezygnowana.
-Jak wolisz. Dałam znać pielęgniarce, więc jakbyś coś
chciał to tylko…
-Wiem. Dzięki.
Kobieta wzdycha , odwraca się i odchodzi. Na zakręcie
ogląda się jeszcze za siebie by spojrzeć na chłopaka, który teraz wstał i znów
zaczął intensywnie wpatrywać się w szybę.
Powtórnie wzdycha i zanika za zakrętem.
Młody Malfoy zostaje sam. Kończy sok i siada na ławce.
W tej samej chwili z sali wychodzi ojciec dziewczyny i
powoli zbliża się do chłopaka.
-Zamierzasz spędzić na tej ławce całą noc? - pyta i nie
czekając na jego odpowiedz konturuje – Jeśli chcesz , możesz wejść do środka.
Chłopak spogląda na niego zaskoczony.
Takiego zachowania się nie spodziewał!
-Ja…- chwila ciszy. – Dziękuję.
Wstaje i wspólnie z mężczyzną wchodzi do sali.
Aparatura podłączona do śpiącej pacjentki co chwila
pika, odliczając bicie jej serca.
Draco przenosi wzrok z tego sprzętu na uśpioną
lekarstwami twarz dziewczyny.
Jest taka spokojna. Jej usta leciutko uśmiechają się
przez sen. Śni.
- Muszę na chwile wyjść. - mówi po kilku minutach
mężczyzna.
Draco wzdryga się na dźwięk tych słów. Spogląda na niego
wyczekująco. Jego oczy zdają się pytać: „Każesz mi stąd teraz wyjść?”
-Zostań tu. Zaraz wracam.
Przy drzwiach odwraca się i z czułością spogląda na córkę,
po czym wychodzi.
Jedno serce. Jedno ciało. Jeden umysł. Jedna dusza.
Pik, pik, pik.
Dwa serca. Dwa ciała. Dwa umysły. Dwie dusze.
Młody Malfoy czule patrzy na śpiącą dziewczynę.
Czule?!
Tak. To co teraz wyrażają jego oczy na pewno nie
jest pogardą, złością czy nienawiścią.
Jest miłością.
Jego głębokie szaroniebieskie spojrzenie
przepełnione jest czułością, miłością i tęsknotą.
Tak, ten zimny, wyrachowany i cyniczny chłopak
tęskni za tą delikatną osóbką.
Za jej przemądrzałym głosem.
Za jej oczami, które często przez niego samego wypełniały
się łzami, które ciskały błyskawice, kiedy się na niego zdenerwowała, a które
na co dzień były ciepłe i roześmiane.
Tęsknił za jej pełnym skupienia wyrazem twarzy , gdy
się uczyła , lub słuchała nauczycieli.
Za tym gestem , kiedy poprawiała swoje niesforne
włosy, gdy te zasłoniły jej oczy.
O tak. Ten chłopak z całą pewnością tęsknił za ta
dziewczyną.
Tylko…
Tylko czy ona o tym wiedziała?
Czy widziała te ukradkowe spojrzenia które jej rzucał?
Czy wiedziała , że często jego myśli zamiast na lekcjach
były skupione na jej zgarbionych plecach?
Nie.
Nie wiedziała tego.
I nie mogła wiedzieć.
To zrujnowało by jego nienaganną reputacje.
Tak. Draco Malfoy nie mógł na to pozwolić.
Ale jednocześnie nie mógł bez słowa odejść od jej
łóżka.
Nie mógł przestać na nią patrzeć.
Nie mógł przestać o niej myśleć.
Po prostu nie mógł!
-No Granger. Napędziłaś nam wszystkim niezłego stracha. –
Powiedział z uśmiechem do śpiącej pacjentki jednocześnie siadając na krześle
obok jej łóżka.
Jej ręka leżąca wzdłuż tułowia wydawała się mu taka
blada.
Draco dotkną jej nieświadomy swojego zachowania.
-Zimna. – Stwierdza.
Nagle jej palce zaciskają się na jego dłoni.
Draco patrzy zaskoczony na Hermionę , lecz ta nadal
śpi.
-Śpisz? – Pyta głośno. – Czy znowu udajesz?
Odpowiada mu cisza, miarowe pikanie aparatury i dwa
serca.
-Co cię podkusiło żeby wychodzić z domu bez różdżki?
– Pyta z wyrzutem.
-Jestem niepełnoletnia, jeszcze nie mogłabym jej użyć.
– Rozlega się niewyraźny szept.
Zaskoczony chłopak patrzy na dziewczynę. Tak był
zaabsorbowany jej ręką , że nie zauważył jak powoli otworzyła oczy. Teraz
patrzy na niego wyczekująco.
-Ja… – Draco puszcza jej rękę i wstaje. – Ja…
Ona uśmiecha się leciutko, tak niewinnie.
-Ty powinnaś teraz spać. – Mówi karcąco.
Kolejny niewinny uśmiech.
-Jak tak dłużej będę spać to prześpię całe życie. – Mówi
zadawkowo. – A co ty tu robisz?
-Ja… – burza myśli. – Czekam na twojego ojca. – Zadowolony
wymyślonym na poczekaniu kłamstwem.
Ona podnosi brwi do góry w geście zdziwienia.
-Siedzisz tu od rana. – Stwierdza fakt.
-A ty skąd to wiesz? – Jeszcze większe zaskoczenia
maluje się na jego bladej twarzy.
-Nie jestem głucha.
-Przecież spałaś! – Prawie krzyczy młody
arystokrata.
-Ciii. – Ucisza go Hermiona. – Bo zaraz ktoś
przyjdzie – i rozgląda się po Sali.
Oboje milkną.
-Więc powiedz mi czemu tu cały czas siedzisz. – Prosi
w końcu dziewczyna.
-Powinnaś spać. – Rzuca chłopak i odwraca się do niej
tyłem.
Hermiona patrzy na lekko zgarbioną sylwetkę chłopaka. Na
prawie białe włosy w nieładzie. Szczupłe
ręce wystające z błękitnej koszulki polo lekko drżą.
Chłopak stoi w bezruchu.
Prawie daje się wyczuć myśli kłębiące się w jego
głowie.
-Hermiono.
-Draco.
Mówią jednocześnie.
Młody Malfoy odwraca się w stronę dziewczyny. Z jej oczu
daje się wyczytać zdziwienie, z jego ból.
Chwile spoglądają sobie w oczy milcząco.
„Wygląda tak niewinnie” – myśli chłopak , jednocześnie
karcąc się za to.
„Malfoy? Martwił się o mnie? – Dziewczyna nie może w to
uwierzyć.
W tym momencie do sali
wchodzi ojciec dziewczyny. Para nadal spogląda na siebie w milczeniu.
-Skarbie. Powinnaś spać. – mówi podchodząc do jej łóżka,
rzucając przy tym przelotne , zdziwione spojrzenie chłopakowi.
Przysuwa sobie krzesło z drugiej strony i siada.
Draco postanowił wyjść z sali.
W progu odwrócił się by jeszcze raz spojrzeć na
dziewczynę. Jej usta zdawały się szeptać: „Mój własny Anioł Stróż.” , po czym
zamknęła oczy , zasnęła.
Chłopak wyszedł na korytarz i usiadł na ławce przed jej
salą.
-Anioł Stróż. – Powiedział tylko i pogrążył się w
milczeniu.
„No Granger – myślał siedząc przed jej salą. – Jak mnie
będziesz uważać za swojego Anioła to trafisz do Piekła.”
Rozluźniony opiera się wygodniej o drewnianą ławkę.
Wyciąga nogi przed siebie i zamyka oczy.
Jego oddech powoli się normuje.
Ostatnie godziny były dość męczące.
Odkrył w swoim ciele coś o czym nie miał pojęcia. Ba!
Nawet nie wiedział że coś TAKIEGO
istnieje!
„Jeśli na tym polega miłość to nie chce jej nigdy więcej
doświadczać.” - Pomyślał.
Zasypia.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz