Rozdział osiemnasty
Rok 1999
Wyprowadzają
mnie z Sali Przesłuchań, przy drzwiach jednak zatrzymuje mnie Komisarz.
-Draco. –
Mówi kręcąc głową. – Dlaczego nie dasz sobie pomóc?
-Bo ja nie
potrzebuje pomocy. – Mowie nie patrząc na
niego i ponaglam oficera do wyjścia.
Wychodzimy.
Idąc
spoglądam w podłogę, jakby tam pomiędzy
warstwą brudu ukryte były odpowiedzi na wszystkie moje pytania.
Ale nie są.
Nikt nie zna odpowiedzi na moje pytania! Nikt!
Tylko ja będę
mógł je poznać, już wkrótce…
Wchodząc do
mojej izolatki, rozglądam się jakbym był
tu pierwszy raz.
-Tylko kilka
dni… - rozlega się szept z moich ust.
Upadam na
prycze. Zamykam oczy wyobrażając sobie najpiękniejszy dzień w moim życiu.
Rok 1998
Wieczór
poprzedzający ślub.
Łup! Łup!
Łup!
Rozlega się
walenie do drzwi sypialni panny Granger.
-Otwieraj te
cholerne drzwi! – Po kilku minutach rozlega się krzyk Dracona.
-Nie! –
Odkrzykuje mu głos bynajmniej nie należący do jego przyszłej żony.
-Musze ją
zobaczyć!
-Nie! Powiedziałam
ci już, że zobaczysz ją rano! Więc spadaj i daj mi w spokoju pracować!
-Przeginasz w
tym momencie rudzielcu!
-Spadaj, ale
już! Silencio*.
– Mruknęła machając różdżką w stronę drzwi.
-Ginny –
wtrąca cicho Hermiona – może choć na chwile wejdzie. Chciałabym go zobaczyć.
-Nie. To
przynosi pecha. A teraz siedź prosto , bo musze wypróbować twoją weselną
fryzurę.
-Ech. –
Westchnęła przyszła panna młoda spoglądając
na wisząca na szafie suknie ślubną.
-No nie! –
Malfoy kopnął ze złością w drzwi. – Ta ruda małpa rzuciła zaklęcie wyciszające!
Uderzył w
drzwi jeszcze raz i odszedł mrucząc pod nosem groźby kierowane w jej stronę.
Szedł nie
patrząc gdzie niosą go nogi , aż dotarł do sowiarni. Wszedł po stromych
schodach na górę. W pomieszczeniu było tylko kilka sówek, martwych myszy , i
niesamowity smród ptasich odchodów.
Chłopak
wzdychając podszedł do jednego z okien i usiadł na parapecie spoglądając w
coraz szybciej zapadający zmierzch.
Z kieszeni
bluzy wyciągnął butelkę alkoholu.
14 marca 1998
roku
Dzień ślubu.
Choć początek marca nie zapowiadał tak ładnej
pogody , niebo w sobotni poranek było czyste niczym w pierwszy dzień lata.
Słońce powoli wschodziło nad zamkiem oświetlając go swoim blaskiem.
Mimo wczesnej
pory jaką była ósma rano cała szkoła stawiła się na śniadanie, które to dnia dzisiejszego było
wydawane tylko do godziny dziewiątej, z racji uroczystości jaka miała mieć
miejsce w tejże Sali w południe.
Tylko
kilku osób brakowało w Wielkiej Sali tego ranka.
Najważniejszych
osób.
Przyszła
panna młoda, stwierdziła, że nic nie przełknie, a przeciwnie, może zwrócić co
nieco gdyby w jej pobliżu pojawiła się na przykład jajecznica. Ruda stwierdziła,
że nie ma czasu na posiłek, bo musi przygotować Hermione, Luna z kolei jej
pomagała.
Natomiast
przyszły pan młody leżał nieprzytomny [i pijany] w swojej sypialni, Zabini
próbował go dobudzić , a Potter mu pomagał.
-Schlał
się jak świnia. – mruknął Blaise i wyciągnął z szuflady małą buteleczkę z eliksirem na kaca. – Weź mu
otwórz usta – Zwrócił się do Pottera i
obaj pochylili się nad bezwładnym ciałem Malfoya.
-Kretyn –
powiedział Harry.
-Słyszałem. –
Rozległ się zachrypnięty glos Dracona.
-Ale mam
ochotę ci przyłożyć w ten durny łeb. – Powiedział Bilasie prostując się . – Ile
ty wczoraj wypiłeś?
-Nie
pamiętam. – Mruknął Draco pocierając czoło. – Chyba jedna butelkę Ognistej.
-Jedną to
wypiłeś tylko ze mną po kolacji, a potem ile?
-Czepiasz
się. Naprawdę nie pamiętam.
-W sowiarni
znaleźliśmy dwie puste i trzecią zaczętą. – Wtrącił Potter
-Gdzie?
***
Pierwsze
promienie słoneczne wkradły się przez zasłonę do pokoju Hermiony , przy której
już kręciła się Ginny z Luną.
Panna Granger
leniwie przyglądała się jak dziewczyny
biegają po pokoju w poszukiwaniu różnych części garderoby i kosmetyków, bowiem
Hermiona chciała być przygotowana bez użycia magii.
W ciszy i
niekoniecznie spokoju mijały im kolejne minuty.
Zegar na
ścianie wskazywał właśnie kilka minut po dziesiątej rano, kiedy Luna stwierdziła , że
musi iść i pomóc w przygotowaniu dekoracji .
-Poradzisz
sobie beze mnie? – Zapytała się Rudej stojąc przy drzwiach
-Bez
problemu. Możesz iść. – Po czym zajęła się włosami gryfonki.
*
Kilkanaście minut przed południem w Wielkiej Sali
zgromadzili się prawie wszyscy uczniowie i nauczyciele.
Każdy z
przejęciem dyskontował o tym bądź co bądź ważnym wydarzeniu.
Długie stoły
w Wielkiej Sali zamieniono na małe cztero-, sześcio- i ośmioosobowe stoliki.
Cała sala
utrzymana została w tonacji czerwieni i zieleni, ze srebrną zastawą i złotymi dodatkami.
Przez środek od wejścia ku stołowi nauczycielskiemu prowadził długi czerwony dywan. Na
podwyższeniu z którego zawsze przemawiał dyrektor stała mała katedra , z której
zwisały herby obu domów , natomiast na ścianie za katedrą wisiał ogromny herb
szkoły.
Pięć minut
przed południem z bocznego pomieszczenia wyszedł dyrektor , Snape i młody
Malfoy , lekko zielony na twarzy. Dumbledore stanął za katedrą , a pozostała dwójka z prawej
strony przed nią.
Snape ustawił
się za Draconem i położył mu prawa dłoń na ramieniu, próbując dodać mu w ten
sposób otuchy.
Punktualnie o
dwunastej drzwi Wielkiej Sali się otworzyły i stanęła w nich najpierw para
pierwszaków , wyjątkowo małych jak na swój wiek , z koszyczkami kwiatów.
Momentalnie ucichły wszystkie szmery i szepty.
Pierwszaki
ruszyły w powolny marsz ku dyrektorowi , sypiąc po drodze czerwone i białe
płatki róż. W niewielkim odstępie za nimi pojawiła się postać w białej sukni,
wyjątkowo blada mimo pełnego makijażu.
Hermiona
Granger zatrzymała się na progu Sali rozglądając się z niepewnością i lekkim
strachem wymalowanym na twarzy.
Drżącymi
rękoma wygładziła suknie i powoli
ruszyła do przodu , patrząc w oczy swojego przyszłego męża. Delikatny uśmiech
podkreślał jej smukłą twarz , która z każdym krokiem nabierała coraz większych
rumieńców.
W końcu zatrzymała
się przed katedrą po lewej stronie Dracona.
Za nią stanęła McGonagall i tak jak opiekun Ślizgonów i ona położyła swojej wychowance prawą dłoń na ramieniu.
Nieco dalej z
lewej strony stała Ginny , z prawej Harry.
Dyrektor rozejrzał
się po całej szkole i odchrząknął. Opiekunowie obu domów odsunęli się a ich
miejsce zajęli świadkowie.
-Witajcie moi
drodzy uczniowie , profesorowie , a w szczególności , wy, zakochani. – Tu Dumbledore
spojrzał z uśmiechem na przyszłą parę
młodą. – W tych ciężkich i niebezpiecznych dla nas czasach , mam przyjemność poprowadzić
te ceremonię ślubną panny Hermiony Jane Granger i pana Dracona Lucjusza Malfoya.
Po Sali przebiegł
cichy szept , lecz nikt nie zwrócił na niego uwagi , a dyrektor kontynuował.
-Jeśli na Sali
jest ktoś , kto zna powód , dla którego ci dwoje nie powinni być razem niech przemówi
teraz albo zamilknie na wieki. – Rozejrzał się, ale nikt, nawet Pansy , która szlochała
w ramionach koleżanki, nie pisnęła ani słowa.
-Zatem niech się
stanie. – Klasnął w dłonie. – Podajcie sobie prawe dłonie.
Hermiona niepewnie podała dłoń Draconowi, a on zamknął ją w swoim silnym i
pewnym uścisku , spoglądając jej w oczy.
-
Powtarzajcie za mną: - rzekł Dumbledore cicho. – Ja, Draco Lucjusz biorę siebie ciebie Hermiono Jane za żonę …
- Ja, Draco Lucjusz biorę siebie ciebie Hermiono Jane za żonę …
- … i ślubuje ci miłość,
-… i ślubuje
ci miłość,
- …wierność…
-…wierność …
-
I uczciwość małżeńska,
- I uczciwość
małżeńska,
-…oraz ze cię nie opuszczę
aż do śmierci.
-… oraz ze cię nie opuszczę aż do
śmierci.
- Tak jak nakazuje prawo świata
magicznego.
- Tak jak
nakazuje prawo świata magicznego.
- Hermiono,
teraz ty: Ja, Hermiona Jane biorę
sobie ciebie Draconie Lucjuszu za męża …
- Ja , Hermiona Jane biorę sobie ciebie
Draconie Lucjuszu za męża…
-… i ślubuje ci miłość,
-… i ślubuje
ci miłość,
- …wierność…
-…wierność …
- I uczciwość małżeńska,
- I uczciwość
małżeńska,
-…oraz ze cię nie opuszczę
aż do śmierci.
-… oraz ze
cię nie opuszczę aż do śmierci.
- Tak jak nakazuje prawo
świata magicznego.
- Tak jak
nakazuje prawo świata magicznego.
-Obrączki. –
Harry podał dyrektorowi małe , białe pudełko ze srebrnymi obrączkami w środku.
-Hermiono,
przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości , wierności i oddania tobie.
Kocham cię. – Po czym nałożył obrączkę na jej smukły palec wskazujący i pocałował.
-Draconie , przyjmij
tę obrączkę jako znak mojej miłości , wierności i oddania tobie. Kocham cię. – nałożyła
mu obrączkę i także pocałowała.
-Ja mocą która
mi przysługuje i dziękując Merlinowi, ogłaszam was mężem i żoną, Draconie – spojrzał
na młodego chłopaka – możesz pocałować Hermione.
********************************************
Silencio* - zaklęcie wyciszające
Ta dam!
Rozdział z dedykacja dla tych którzy czekali!
A w szczególności dla:
Julietty - bo dzięki niej mam worda! ;))
Poem – bo mnie
wspiera ;))
I dla Tomi’ego - który
jest chyba jedynym chłopakiem który przeczytał moje opowiadania i stwierdził jednocześnie
ze wszystkie są do siebie podobne ;p mimo to uważa ze dobrze pisze ;))
[ponad 1300 wyrazów!]
Dzięki wszystkim!