sobota, 25 kwietnia 2015

Pojedynek Serc: Rozdział pięćdziesiąty pierwszy



Rozdział pięćdziesiąty pierwszy: A tu nagle szok, zdziwienie!


Dla:
Poem Impromptu- cieszę się, że już jesteś siostrzyczko, bo okropnie tęskniłam;*
Alicee- żebyś nie narzekała na długość rozdziału ;p.
Amiss- za to, że już wróciłaś;).
Gemmie- Twój komentarz mnie rozbawił;*
Debby & Niecała- wracaj łobuzie z tych gór! Czekam! xD
Syrkonii- mobilizacja kochanie mobilizacja, bo ja czekam;)
xXx, – dzięki, że Hermiona nie ma już tego okropnego naszyjnika.
;*


W tym momencie otworzyły się drzwi gabinetu i do pomieszczenia wszedł Max. Hermiona jeszcze szerzej otworzyła oczy – o ile to w ogóle możliwe – i spojrzała na „Maxa”, który okazał się być dziewczyną!
Niebyt ładną i raczej niemiłą z wyglądu, ale zawsze dziewczyną!
Mniej więcej wzrostu Hermiony i jej postury, z ciemnymi włosami ściętymi na długość kilku cali i niezwykle roztrzepanymi. Coś jak u Pottera, tyle, że u niej taki efekt spowodował żel do włosów bądź lakier. Miała na sobie ubranie kształtem przypominające mundurek. Czarna spódniczka przed kolano i szara bluzeczka z białym kołnierzykiem, a na to wszystko narzucona szkolna szata, również czarna. Blada cera z widocznym makijażem.  Duże oczy dodatkowo podkreślone czarną kredką patrzyły na gościa z grobową miną. Wąskie usta, pomalowane czerwoną szminką dziewczyna miała mocno zaciśnięte, jakby fakt, że tutaj przyszła był dla niej karą.
- Panno Granger, przedstawiam pani pannę Maximone Karakow.
„Córka?”
-W skrócie Max. – Dziewczyna wyciągnęła rękę do Hermiony nadal nie uśmiechając się.
-Hermiona. – Gryfonka odwzajemniła uścisk.
-Zaprowadź ją do sypialni. – Dyrektor zwrócił się do córki. – Po drodze pokaż, co ważniejsze.
-Dobrze.
-Panno Granger – zatrzymał dziewczynę w drzwiach. – Do zobaczenia w poniedziałek.

*

Drzwi gabinetu powoli się otworzyły i do środka weszła ładna blondynka.
Draco spojrzał na dziewczynę w drzwiach i mało by nie upadł, gdy zobaczył, że Anders jest chłopakiem!
„O cholera!”
Zapewne zmyliły go włosy, które Andres miał dość długie i puszczone na ramiona. Asymetryczna grzywka zawadiacko opadała mu na czoło, zasłaniając kawałek oka i jednocześnie uniemożliwiając dokładną ocenę jego twarzy.
Chłopak był drobny i niższy od Dracona, choć niewiele. Opalona skóra kontrastowała z jasnymi włosami, które Draconowi wydawały się farbowane. W dodatku chłopak miał na sobie jasne dopasowane dżinsy i białą, rozpiętą u szyi, koszulę. Na ramionach niedbale zarzucona była szkolna szata w błękitnej barwie.
„Laluś.”
- Panie Malfoy, to ‘est Andres Firefox. Panie Firefox przedstawiam panu pana Malfoya. Maci niedaleko sypialni. Andres – dyrektorka zwróciła się do swojego ucznia. – Pokaże panu Malfoy naszy zamek, droga, a na koniec jego chambre.
-Bien. – Andres schylił głowę, przytakując.
Obaj chłopcy wyszli zamykając za sobą drzwi.
-Ja… - Zaczął Draco.
-Mniejsza o to. – Chłopak wyciągnął ku niemu dłoń. –Mów mi Andy. Tak będzie prościej.
-Draco. – Uścisnęli sobie dłonie, a blondyn mimo początkowej niechęci, czy wręcz odrazy zaczął inaczej patrzeć na chłopaka idącego kilka kroków przed nim.
Wydawał się jakiś dziwny.
-Twój angielski…
-Coś nie tak? – Andy zatrzymał się przed podwójnymi wrotami. – Za tymi drzwiami mieści się jadalnia. Posiłki jadamy w wyznaczonych porach. Masz je wszystkie wypisane na odwrocie planu zajęć. W pozostałych …
-Nie. Właśnie jest doskonały.
-A tak. – Chłopak nie wiedzieć, czemu się zarumienił. – Mam krewnych w Anglii i często ich odwiedzam. Jak mówiłem – kontynuował – w pozostałych porach Jadalnia jest zamknięta. Czas między lekcjami spędzamy tutaj. – Wskazał na kolejne wrota, kilkanaście stóp dalej. Nacisnął klamkę i otworzył je na oścież. – W weekend nikogo tu nie spotkasz. Większość uczniów jeszcze śpi, kilkoro jest w domach, w mieście lub po prostu korzystają z pięknej pogody.
„Pięknie!”
-Biblioteka. – Z dumą mówił Andy. – Najważniejsze miejsce w zamku.
„Taa może i najważniejsze, ale dla Granger, a nie dla mnie!”
Weszli do środka. Andy rozglądając się z czułością po wnętrzu, Draco natomiast bardziej z pogardą zaprawioną ironią.
„Phi!”
Wysokie ściany od podłogi, aż do sufitu pokryte były drewnianymi półkami z książkami.
Na środku pomieszczenia ustawione były dwa długie stoły, a dookoła nich rzędem stały kolorowe pufki. Na stołach jak i pod nimi pełno było książek. Każdą wolną przestrzeń zajmowały książki!
Małe - mieszczące się w dłoni oraz ogromne- oprawione w smoczą skórę, ręcznie pisane, po łacinie, w grece i nie tylko. Księgi o pradawnych czarach, jak i te z baśniami. Podręczniki szkolne i lektura uzupełniająca. Słowniki, encyklopedie, atlasy.
Raj dla mola książkowego.
Z tym, że o Draconie Malfoy ’u można było powiedzieć prawie wszystko, ale nie to, że jest molem książkowy i lubi czytać.
Co innego …
„Granger. Ona by tu pasowała. Nie ja. Ona uwielbia się uczyć. Ciągle przesiaduje w bibliotece. Pochłania tony książek. To głównie dla niej McGonagall zakupuje nowe dzieła. Phi! Jakby tej kasy nie mogła spożytkować bardziej rozsądniej.”
-Idziemy? – Z zamyślenia wyrwał go głos przewodnika.
-Tak, idziemy.
Opuścili bibliotekę i kierowali się schodami na górne piętra.
Co jakiś czas Andy wskazywał na poszczególne drzwi i mówił, jakie sale się za nimi znajdują. Za każdym razem wtrącał też:
-Nie martw się, wszystko masz rozpisane z tyłu planu zajęć.
Albo:
-Mam sypialnie obok twojej, zawsze możesz zwrócić się do mnie o pomoc. – Przy czym uśmiechał się aż ZA milo.
Szczęściem Draco Malfoy należał do osób, które nie proszą o pomoc nigdy. Mogą jej udzielić, ale nie prosić o nią.
Dochodziła godzina czternasta – pora obiadu.
Na zwiedzaniu zamku minęło im kilka godzin i kiedy w końcu Draco dotarł do swojej sypialni był nieźle zmęczony i głodny. Postanowił jednak, że nie uda się na posiłek od razu, bo może napotkać lalusia, a wystarczająco się namęczył w jego towarzystwie.
-Zaczekam tu trochę i pójdę jak obiad będzie się kończył. – Przy czym opadł na łóżko przykryte błękitną jedwabną narzutą i zasnął.

*

Obie dziewczyny wyszły na ponury korytarz i skierowały się na parter. Max prowadziła, a Hermiona szła za nią z nietęgą miną.
Kiedy dotarły na parter i stanęły przed dużymi drzwiami, jak się potem okazało – do jadalni, Max odwróciła się przodem do Hermiony i zmierzyła ją wzrokiem.
-Słuchaj. – Zwróciła się do niej chłodno. – Nie to, że ciebie nie lubię, czy coś, ale ja po prostu nie lubię nikogo. Ojciec uważa, że ty, jako ta „dobra” zdołasz wyprowadzić mnie na dobrą drogę. To błąd. Ja nie zamierzam się zmieniać pod niczyim wpływem, jasne? Więc nie próbuj na mnie tych swoich sztuczek, bo to nie za działa.
-Ja… - Hermiona próbowała coś wtrącić, ale Max skutecznie jej to uniemożliwiała.
- A po za tym to nie wiem jak długo tu będziesz, więc nie musimy się zaprzyjaźniać i nic w tym stylu. Nie wiem, za jakie grzechy, ale dzielisz ze mną sypialnie. Dodatkowo jesteśmy na tym samym roku, więc będziemy się często widywać, można by rzec, że za często. Nie wchodź mi w drogę, a ja nie będę musiała Hmmm uprzykrzać ci życia, zrozumiałaś?
Hermiona pokiwała głową w lekkim szoku.
„No ta panna to na pewno mnie nie lubi!”
-Zatem idziemy dalej. – Były już na piętrze. – Tutaj – wskazała na dębowe drzwi – udzielane są korki dla najmłodszych. Wiem od ojca, że jesteś mądra i będziesz pomagać dzieciakom, to dobrze. Mają zapał i chęci do nauki, ale ciężko do nich dotrzeć. Może ty sobie porodzisz. W soboty zorganizowana grupa spotyka się tu – wskazała jej kolejne drzwi. Z tym, że na nich była tabliczka „Schronisko”. – Z tego miejsca wyruszamy, najczęściej w dwóch, trzech grupach do miasteczka. W Burnboge* mamy trzy Schroniska. Dwa z nich opiekują się magicznymi zwierzętami, „Pegaz” oraz „Gryf”, natomiast „Oaza” bierze pod swoje skrzydła pozostałe zwierzęta, wiesz, jak nie magiczne koty, psy i tym podobne. Coś jeszcze? A tak. Szczegóły wypraw poznasz na pierwszym zebraniu. Omówimy wszystko, bo to będzie pierwsze zebranie w tym roku. O tutaj. – Max zatrzymała się na wąskim korytarzu, wyjątkowo zaniedbanym i opuszczonym. Zaległy kurz na podłodze i lampach uświadomił gryfonce, że to miejsce nie jest tłumnie oblegane przez uczniów. – Biblioteka. Nikt z niej nie korzysta, no, ale może ci się spodoba. – Nie weszły jednak do środka, tylko ruszyły dalej. Hermiona odnotowała w pamięci, że koniecznie musi zbadać tą bibliotekę. A może znajdzie jakąś książkę, której nie czytała?
Z zadowoleniem stwierdziła też, że za zakrętem były schody, a na górze mieściła się ich sypialnia.
-Na górę prowadzą dwa wejścia. To koło biblioteki, oraz tamto – ręką wskazała na jasno oświetlony korytarz naprzeciwko. – Ja zazwyczaj omijam bibliotekę. Chyba zresztą wszyscy omijają. – Zaśmiała się paskudnie.
Dziewczyny dotarły w końcu na górę.
Zachodnia wieża była kolistym pomieszczeniem z dwoma drzwiami.
-To łazienka. – Max wskazała na drzwi po prawej. – A to sypialnia. – Po czym weszła do środka.
Hermiona podeszła do jednego z dwóch okien znajdujących się na górze. Niezbyt szczelne szyby przepuszczały chłodne powietrze. Dziewczyna objęła się ramionami i wyjrzała na zewnątrz.
W oddali widać było las. Jednak z tej odległości nie wydawał się już taki ponury jak na początku. Przeciwnie, wyglądał nawet kusząco. Tak jakby wabił ją do siebie, zapraszał.
-Hermiona? – Zaniepokojona Max wyjrzała z pokoju. – Co ty … - Urwała, gdy zobaczyła, na czemu przygląda się dziewczyna. – Unikaj tego lasu. Nie można tam wchodzić. – Pociągnęła ją za rękaw.
-Ale …?
-To Zwodniczy Las. Raz wejdziesz, a już nie wyjdziesz. Nigdy.
Przekroczywszy próg znalazły się w małym okrągłym pomieszczeniu – salonie. Niezwykle jasnym jak na tak ponure miejsce – kremowym.  Na środku stał kominek, a dookoła niego pufki. Pod oknem stało długie, półokrągłe dębowe biurko i dwa takie same krzesła. Nieco z boku znajdowały się kolejne drzwi, tym razem do sypialni. Minąwszy je Hermiona ujrzała dwa łóżka i kufry stojące przy nich. Żadnego zbędnego sprzętu jak choćby szafka nocna. Nic. Zaledwie kilka ponurych obrazów. Co dziwniejsze były to mugolskie obrazy – nie ruszały się.
Przedstawiały Śmierć w różnych sytuacjach. Nad jednym łóżkiem wisiała „Róża Śmierci”, nad drugim „Galopujące przeznaczenie”**. Był to piękny obraz, który między nawiasami mówiąc wisiał w salonie u panny Granger. Przedstawiał Białą Śmierć siedzącą na czarnym rumaku i pędzącą w sobie tylko znanym kierunku. Jedna Jej ręka trzymała wodze konia, natomiast druga była uniesiona w górę i zaciśnięta w pięść. Biała szata powiewała za Nią niczym sztandar na wietrze. Tło stanowiły szare, kłębiące się złowrogo chmury zwiastujące rychłą burze.
Max z westchnieniem położyła się na swoim łóżku, więc Hermiona uczyniła to samo. Z tym, że panna Granger wzięła do ręki swój plan i zaczęła go dokładnie czytać.
-Za pół godziny idziemy na obiad. Obudź mnie jak zasnę. – I przekręciła się na drugi bok.

*

-Tak! – Victoria jak zwykle tryskała energia, nawet po tak wyczerpującym treningu. – Zamawiam łazienkę!
Uczepiony jej szyi Kurt tylko się na to zaśmiał.
- Dziewczyny!
Ron zarzucił rękę na szyje siostry, na co ona zareagowała głośnym sprzeciwem:
-Spadaj grubasie! – I zrzuciła jego rękę. – Idę do biblioteki. – Udała obrażoną.
-Ej Gin! Nie bądź taka! – Krzyknął za nią brat. – Ej!
-Wiesz Ron – Jess poklepała go po plecach. – Nie umiesz rozmawiać z dziewczynami. – Westchnęła.
-No wiesz. – Po odpowiedzi rudzielca przyjaciele zanieśli się głośnym śmiechem.
-Ech! Ale jestem, zmęczony!
-Nie przesadzaj Ron. – Harry pierwszy przeszedł przez wrota i od razu skierował całe towarzystwo do Wielkiej Sali. – Nie było tak ciężko. Zresztą, musisz pamiętać, że niedługo zaczyna się sezon.
-Tak, tak.
Wspólnie usiedli przy stole Gryfonów. Luna zajęła miejsce nieobecnej Ginny.
Jedli obiad prowadząc wesołą konwersacje. Następnie udali się do swoich pokoi, aby odpocząć.

*

Równe pół godziny później Hermiona obudziła współlokatorkę i razem poszły na obiad. Wielka Sala w Drumstrangu miała dwa długie stoły przeznaczone dla uczniów, oraz pojedynczy dla nauczycieli, który był ustawiony prostopadle do pozostałych. Wielkością jadalnia dorównywała tej w Hogwarcie, jednak nie była tak przyjemna. Po pospiesznie zjedzonym posiłku Max zniknęła, mówiąc Hermionie, że się umówiła i będzie później. Natomiast panna Granger udała się do miejsca, które postanowiła zwiedzić już na początku, mianowicie do biblioteki.

*

Dracona obudziło głośne burczenie w brzuchu.
Chłopak przekręcił się na plecy i powoli usiadł. Za zamkniętymi oczami próbował zatrzymać swój sen. Widział jakieś twarze, jednak nie był pewny czy je zna, czy nie. Znowu rozległo się burczenie.
-Już. Już. – Mruknął do swojego brzucha, który dopominał się jakiegokolwiek posiłku. – Wstaje. – Otworzył oczy i całkowicie pozbył się wizerunku tych ludzi.
Usiadł na skraju łóżka i przejechał dłonią po włosach.
-Rany. Ale jestem zmę-ęęę-ęczony.- Ziewnął głośno.
Przetarł oczy i rozejrzał się po swojej tymczasowej sypialni.
Nieduże pomieszczenie w seledynowej barwie. Jasny perski dywan na drewnianej podłodze. Łóżko stojące pod oknem, a obok nieduże biurko z krzesłem. Naprzeciwko kolejne drzwi. Jak się okazało do łazienki. Była tam też nie duża wnęka, służąca za garderobę i w niej stał już kufer chłopaka.
-Całkiem miło i przyjemnie. – Draco skończył zwiedzać swój mały domek i wychodząc z łazienki zerknął na zegarek na ręce.
-O cholera! – Zaklął. – Zaraz przegapię kolację!
Była, bowiem godzina dziewiętnasta dwadzieścia, a kolacja trwała do dwudziestej.
Chłopak zniknął w łazience i po chwili wyszedł z niej już odświeżony. Zerknął na plan i ruszył na swój pierwszy posiłek. 

*

Weekend powoli dobiegał końca.
Odczuli to zarówno uczniowie Hogwartu jak i ci będący na „wymianie”.
Niedziela u wszystkich minęła zadziwiająco szybko. Nawet nie spostrzegli się, kiedy po kolacji kładli się spać, zastanawiając się, co przyniesie poniedziałkowy ranek.
Każdy z nich, na swój własny sposób zastanawiał się, co będzie jutro.
Jednak zarówno Draco jak i Hermiona nie byli niczego pewni.
Pozostawieni na obcej ziemi i bez przyjaciół i jakiegokolwiek wsparcia, byli skazani na własną siłę i umysł.
Czy poradzą sobie?
Czy przetrwają tą dziwną karę?
Jakie wnioski z niej wyciągną?
Jakie światło ujrzą na końcu tunelu, w którym się znajdują?
Co będzie jak wrócą?
I najważniejsze, kiedy wrócą?







                     Burnboge – miasteczko mieszczące się w Bułgarii i leżące w okolicy Instytutu Drumstrang. Nie istnieje xD
** Obrazy Francisa De LaVegi, malarza XIX wieku. „Wystąpiły w „Dwudziestym rozdziale: A oni stoją w miejscu.”



***

Ha! Jeden z dłuższych rozdziałów( prawie 2200 samych wyrazów), ale to, dlatego, że nie mogę doczekać się poniedziałkowego Proroka Codziennego! To dopiero będą rewelacje!
Co prawda wiem , co w nim będzie, ale mimo to czekam z niecierpliwością xD
Końcówka, to retorycznie rzucane pytania – do niczego się nie odnoszą, a już na pewno bohaterowie nie są w żadnym tunelu xD

.
;*
Buziaki i do usłyszenia!

2 komentarze:

  1. Ciesze się, że powoli bo powoli, wstawiasz to cudne opowiadanie. Jednak dalej czekam na kontunuację!
    Na co słońce czekasz? Hmmm...
    Syrkonia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj zebys wiedziala jak mi ostatnio czasu na wszystko brak, a jak mam chwilke to chce sie wyciszyc, ale moge zapewnic ze dzis wlasnie przed chwila rzucilam okiem na reszte rozdzialow i w tym tyg mam nadzieje ze je wszystkie opublikuje i zajme sie dokonczeniem Spirali Nienawisci :)) dzikuje ze nadal tu zagladasz ;)

      Usuń