sobota, 25 kwietnia 2015

Pojedynek Serc: Rozdział pięćdziesiąty



Rozdział pięćdziesiąty: Nie sugeruj się nazwą.



Dla Debby
Za to cudowne opowiadanie, które dobiegło końca.
I za kolejne, które zaczynasz.
Dziękuję;*







.
Sobota rano.
Pokój gryfonów.
-Myślisz, że gdzie ich wysłali? – Ginny przeciągnęła się w fotelu.
-Nadal uważasz, że pojechali razem? – Harry przyjrzał się młodszej siostrze swojego najlepszego przyjaciela.
-Och, przecież to oczywiste.
-Wiesz… - Potter podrapał się po głowie, powodując powstanie jeszcze większego bałaganu na swoich włosach. – Ja nie byłbym tego taki pewien…
-Dlaczego?
-Czego nie jesteś pewien?  - Właśnie ze schodów zeszła Victoria w towarzystwie Jenny. Nie minęła kolejna minuta, a do towarzystwa dołączył też Ron. Chwile po nim zjawiła się Jess.
-To, co, idziemy na śniadanie? – Zapytała ta ostatnia wodząc wzrokiem po zaspanych twarzach przyjaciół.
-Taa, idziemy. – Gin powoli podniosła się z fotela. – Ale nadal nie wiem, dlaczego uważasz to za zły pomysł? – Zwróciła się do Harry’ego.
Ron spojrzał podejrzanie na przyjaciela. 
-O czymś nie wiemy? – Zapytał.
-Och, chodzi o to, że Gin uważa, że Miona i Fretka pojechali razem.
-Hmmm. – Tory podrapała się po głowie. – W sumie to nie taki zły pomysł.
-Oj przestań! Na pewno nie pojechali razem. Pozabijaliby się.
-Tak myślisz?
-Tak!
-Przestańcie! – Jen pociągnęła za rękaw bluzy zarówno chłopaka jak i dziewczyny. - Ludzie dziwnie na nas patrzą. A po za tym. Hermiona na pewno nam napisze gdzie jest, z kim i kiedy wraca. A teraz bądźcie grzecznymi dziećmi i do stołu! – Uśmiechnęła się nad wyraz złośliwie.
-Jen! Nie poznaje cię! – Tory spojrzała na przyjaciółkę.
-Jeśli wejdziesz miedzy wrony, musisz krakać jak i one. – Zanuciła siadając przy stole i przysuwając sobie talerz.
Jako, że była sobota śniadanie wydawano do godziny dziesiątej, dlatego na Wielkiej Sali było niewielu uczniów.  Najwięcej było gryfonów. Kilkoro krukonów, nikogo z puchonów i aż dziw, że było kilka osób ze Slytherinu. 
Gryfoni pogrążyli się w milczeniu, powoli konsumując pierwszy posiłek.
Natomiast przy przeciwnym stole trwała zażarta dyskusja.
-A, jeśli to prawda? – Zapłakana Pancy żaliła się swojej najlepszej przyjaciółce, Astorii.
-Nie myśl tak o tym. – Blondynka poklepała ją po plecach. – Zobaczysz, wróci i wszystko będzie porządku.
-A, jeśli…?
-Nie! Pan*! Opanuj się! Łzy na nic ci się teraz zdadzą, wierz mi. Draco wróci szybciej niż myślisz i na pewno będzie stęskniony. A wtedy… - Uśmiechnęła się.
Pancy spojrzała na nią przez łzy i także się uśmiechnęła.
-A teraz proszę mi tu ładnie zjeść śniadanie, żebyś miała dużo siły.
Wzięła do ręki koszyk z bułeczkami i podsunęła go jej pod nos. Tak samo zrobiła z wędliną i serem.
-Smacznego.
Nieliczna młodzież spożywająca śniadanie w spokoju i ciszy Wielkiej Sali nie wiedziała, że w ciągu kilkunastu najbliższych godzin życie wielu z nich wywróci się do góry nogami.
Bo przecież nikt nie mógł przewidzieć tego, co ukaże się w poniedziałkowym Proroku Codziennym.
Nikt nie wiedział, co na ten dzień przyszykuje dyrektorka.
Nikt nie podejrzewał nawet, jakie to pociągnie za sobą konsekwencje.
Czego owi młodzi czarodzieje i czarownice mogli się spodziewać?
Nie tego. Na pewno nie tego.
Każde z nich, mino, iż takie młode, ma za sobą ciężkie chwile. Coś, co przeżyli, o czym powinni zapomnieć, a co nadal siedzi głęboko w ich podświadomości.
Teraz, za sprawą pewnych wydarzeń te wspomnienia wrócą. Pootwierają na nowo ledwo zabliźnione rany. Przypomną o tych, którzy polegli i o tych, przez których to się stało…
Wspomnienia…
Coś, co pochowali dawno temu. Co umarło. Jakaś cząstka każdego człowieka. Nieważne czy było to dziecko, czy osoba dorosła. Każdy z nich coś stracił. Każdy coś poświęcił. Bez wyjątku.
Dobry czy zły.
Obie strony straciły tyle samo, tylko każda w innym stopniu.
Bo jak można porównać śmierć dziecka z ręki innego rodzica?
Śmierć rodzica z ręki dziecka?
Nie można.
Nie tam.
Nie teraz i nie nigdy!
Ale każdy za swoje grzechy w końcu zapłaci…
Dziś, jutro albo za tydzień.
Każdego czeka kara za grzechy!
Za swoje zbrodnie. Za te przeciwko innym ludziom, jak i te przeciwko samemu sobie.
Nikt nie uniknie kary. Nikt się przed nią nie uchroni. Nikt nie ucieknie!
Nikt…

*
Młoda Gryfonka na nieznanej ziemi, spoglądająca w oczy byłemu śmierciożercy.
-Zapraszam do mojego gabinetu panno Granger. – Po czym mężczyzna odwrócił się na pięcie i zniknął w zamku.
A ona podążyła za nim niepewna swojego losu.
Idąc ciemnymi i ponurymi korytarzami dziewczyna miała wrażenie, że wędruje podziemnymi lochami. Mimo iż tak naprawdę powoli wchodzili coraz wyżej.
Z tego na ile się ona orientowała byli na drugim piętrze.
Podłogi były tak jak na dziedzińcu – kamienne. Nie było żadnych dywanów, ani zasłon.
Gołe ściany, na których wisiały portrety.  Ponure wizerunki strasznych czarodziei. Osoby na nich pokazywały ją palcami i szeptały, kiedy je mijała. „Brr!”
W końcu, po długiej i mozolnej wędrówce dotarli do celu swej podróży.
-Zapraszam. – Karakow otworzył przed nią drzwi i gestem ręki, niczym prawdziwy gentelman zaprosił do środka, wpuszczając ją pierwszą.
Hermiona weszła do gabinetu dyrektora i zaniemówiła.
Pokój przypominał jej ten w Hogwarcie! Te same ściany, biurko, nawet obrazy były podobne. A co najdziwniejsze, naprzeciwko dyrektorskiego krzesła wisiał portret Dumbledore. „Niesamowite!”
Osoba na nim namalowana uśmiechnęła się życzliwie do dziewczyny. W tym samym czasie Karakow zajął miejsce za biurkiem, a Hermionie wskazał krzesło naprzeciwko. Usiadła.
-Cieszy mnie fakt, że to właśnie TY będziesz gościem w mojej szkole. Najlepsza uczennica Hogwartu. Znakomicie. – Uśmiechnął się prawie miło do niej. – Niemniej jednak to nie będą wakacje. Jesteś Prefektem Naczelnym tam, a teraz także tutaj. Masz takie same prawa i obowiązki, co tam. Z tym, że tutaj oprócz normalnych obowiązków Prefekta, będziesz także uczęszczała w zajęciach dla najmłodszych. A dokładniej mówiąc będziesz pomagała im w lekcjach. Będziesz uczęszczała na zajęcia z siódmą klasą. W soboty będziesz pomagała w Schronisku, niedziele masz dla siebie. Zaczniemy od poniedziałku. – Zrobił krótką przerwę, pozwalając jej przyswoić się z nową sytuacją. – Twoja sypialnia – zaczął po chwili – mieści się w zachodniej wieży. Twoje rzeczy już tam są. Coś jeszcze? A tak. Posiłki jemy na parterze. Sale lekcyjne masz rozpisane na tym planie. – Podał jej owy plan. – Wszystkie niezbędne informacje masz wypisane na odwrocie. Jestem pewny, że wszystko szybko poznasz i zapamiętasz. 
Hermiona patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami. Jeszcze chwila, a zemdlała by z nadmiaru takich informacji!
Dyrektor wstał, czym dał jej do zrozumienia, że to koniec spotkania.
- I jeszcze jedno. – Zwrócił się do niej. – Łamanie przepisów karzemy tutaj surowiej niż w Hogwarcie. Miej to na uwadze.  I jeszcze. Nikt nie może wiedzieć, gdzie dokładnie jesteś. Żadnych szczegółów, jasne? – Uśmiechnął się. – Max zaprowadzi cię do wieży.
W tym momencie otworzyły się drzwi gabinetu i do pomieszczenia wszedł Max. Hermiona jeszcze szerzej otworzyła oczy – o ile to w ogóle możliwe – i spojrzała na „Maxa”, który okazał się być…

*

Przystojny blondyn spoglądał ze strachem na olbrzymią kobietę.
-Za mną panie Malfoy. – Rzuciła ta ledwo zaszczycając go spojrzeniem.
Weszli do środka tego bajkowego zamku i skierowali się na wyższe piętra.
Draco wodził wzrokiem od jednej ściany, do drugiej. Do połowy wysokości biegła blado różowa wstążka. Na niej, co kilka stóp wisiał portret. A jeden był gorszy od drugiego! Na każdym była namalowana postawna czarownica, lub dostojny czarodziej. Wszędzie królowała biel, czerwień, błękit i róż. Każda kobieta miała na twarzy barwny makijaż, a mężczyzna ogromny kapelusz lub fikuśne pióro. Na dodatek, wszystkie te osoby wytykały chłopaka palcami i szeptały miedzy sobą.
„Bezczelne!”
Tak zagapił się na te portrety, że nie zwrócił uwagi na perskie, barwne dywany, które leżały na korytarzu. Nie zwrócił uwagi także na zabytkowe i ozdobne lampy wiszące u sklepienia sufitu. Pominął też fakt, że dookoła rozlegała się przyjemna i miła dla ucha muzyka. Płynęła gdzieś z głębi ścian, sufitu, zewsząd. Sprawiała, że człowiek się rozluźniał, relaksował.
Dryfował na pograniczu błogiego lenistwa…
-Zapraszam. – Mimo tego, że nie zwrócił uwagi na tą muzykę, ona zwróciła uwagę na niego. Omotała go niczym syrena żeglarza na morzu. Zawładnęła jego duszą i umysłem. Jednak w chwili, gdy usłyszał głos kobiety otrząsnął się z delikatnego szoku i spojrzał na nią nieco nie przytomnie.
-Tak? – Mruknął.
-Zapraszam do gabinetu. –Wskazała mu otwarte drzwi, wielkie niczym wota, mogące pomieścić smoka.
Wszedł do środka. A tam wszędzie na ścianach królował blady róż. „Co ta kobieta ma jakąś fobie, czy co?” – Przemknęło mu przez głowę.
-Mimo tego, iż zna ja twoja reputacja, cieszy się, że to TY u mnie będziesz, naturellement**. Twoi obowiązki są taki sami jak w O’gwart. Dodatek będzie stanowiła nauka mali dzieci oraz pomoc w jardin*** kwiatowy. To ma być nauki dla życia. Ty przejść tu dobra szkoła. Dimanche**** masz wolna, to jest niedziela, naturellement. W pozostałe dnie ty być w dyspozycja szkoły, rozumie? Ty ma pamiętać, by nikt nie miał pojęcie, gdzie ty jest, rozumie? – Spojrzała mu w oczy. – Twoi chambre***** mieści się na zachodnia tour, wieża.  Andres cię tam zaprowadzi i wszyskie wyjaśni. – Kobieta wstała, w tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
-Entrez!****** - Krzyknęła.
Drzwi gabinetu powoli się otworzyły i do środka weszła ładna blondynka.
Draco spojrzał na dziewczynę w drzwiach i mało by nie upadł, gdy zobaczył, że Anders jest…

*

-Skończyliście jeść? – Zagadnęła ich Luna, która skorzystała z wolnego krzesła Hermiony i usiadła naprzeciwko Rona.
-Ogchm. – Mruknął ten.
-Prawie. – Uśmiechnął się Harry.
-Co dziś robicie?
-Trening. – Ron w końcu połknął to, co miał w buzi. – Chcesz przyjść popatrzeć?
-Jasne. – Blondynka obdarzyła go rozmarzonym uśmiechem.
-Bleee. – Victoria wystawiła język.





Pan*- zdrobnienie od Pancy.
Naturellement**- z francuskiego „Naturalnie”
Jardin *** - jw. ogród
Dimanche****- jw. Niedziela
Chambre *****- jw. Sypialnia
Entrez!******- Jw. Proszę wejść!

Pozdrawiam


**************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz