Rozdział czterdziesty
trzeci: Różne wizje, tego samego.
***
Wizja…
Wizja
strasznej katastrofy.
Coś,
co zagraża światu. Zarówno magicznemu jak i temu zwykłemu.
Młody
chłopak wpatrywał się w lustro szeroko otwartymi oczami.
A
tam, wyświetlane niczym film, zmieniały się sceny.
Pożar
lasu. Ginie tysiące magicznych zwierząt. Setki gatunków leczniczych ziół spala
się na popiół. Gdzieniegdzie spod spalonych polanów drzew wystają po przypalane
zwłoki zwierząt. Ogień szybko strawił las i zajął pobliskie wsie i miasteczka.
Miliony ludzi traci dach nad głową, a nierzadko też i życie. Dookoła czuć tylko
swąd spalonych ciał. Ludzkich. Wielki Pożar nie zna granic. Idzie dalej, zajmuje
większe miasta, niszczy więcej żyć…
BACH!
Powódź.
Ogromna fala zalewa miasta lezące przy brzegach. Nie ważne czy to jezioro, rzeka
czy morze. Wszystko zostaje zalane słoną i słodką wodą. Zostają zerwane mosty.
Uwiezieni na dachach swoich domów ludzie giną z wycieńczenia. To nie tylko
mugole. Ginie też wielu czarodziei pragnący im pomóc. Pod wodą znajduje się
większa cześć Anglii i świata. Dookoła czuć tylko wilgoć i pleśń. Gdzieniegdzie
w wodzie pływają szczątki jakiegoś człowieka bądź też zwierzęcia. Choć służby
porządkowe starają się TO sprzątać na bieżąco, trupów ciągle przybywa. Woda powoli,
ale systematycznie kieruje się ku środkowi lądu. Tam gdzie kiedyś ludzie czuli
się bezpiecznie, teraz znajdują się w pułapce…
BACH!
Tornado.
Silny wiatr wyrywa drzewa z korzeniami. Burzy domy, jakby zbudowane były z
papieru. Porywa samochody jakby to były zapałki. Nie można przed nim uciec. Nie
można się schować. Jedyne, co można zrobić, to pożegnać się z wszystkimi i
czekać na śmierć, która i tak nadejdzie. I modlić się, aby była szybka i
bezbolesna…
BACH!
Pustynia.
Chyba Sahara.
Na
jej środku stoi samotna postać. U jej stup wije się masa węży.
To
kobieta.
Ubrana
w długą i krwiście czerwoną pelerynę. Z pod kaptura spływają na ramiona proste,
hebanowe włosy. Choć twarz ukryta jest w cieniu, widać na jej ustach szyderczy
uśmiech.
Podnosi
w górę rękę i zatacza nią okrąg nad wijącymi się gadami.
One,
jakby słuchając niemego rozkazu, rozpełzają się w cztery strony świata.
Kobieta
uśmiecha się szeroko, okręca się wokół własnej osi i w tumanie kurzu znika.
Na
świece wybucha panika. Miliony gadów atakuje ludzkość. Nikt nie jest
bezpieczny. Żaden człowiek, żadne zwierzę. Nie pomagają zaklęcia ani eliksiry.
Populacja
ludzi wymiera…
BACH!
Scena
diametralnie się zmienia.
Teraz
Lustro ukazuje chłopakowi RAJ.
Malownicza
wyspa.
Słychać
radosny śmiech dzieci.
Nad
brzegiem wody opalają się ludzie.
Plaża.
Piaszczysty, żółciutki i ciepły piasek. A nieco dalej kilka domów.
Dom
- w oknach odbijają się promienie wakacyjnego słońca.
Słońce
- jego ciepłe promienie ogrzewają wodę.
Woda
- w niej chłodzą się ludzie.
Śmiech,
zabawa, zero problemów.
*
-No
Mionka. Wszystkich wystraszyłaś.
-Ja?
– Odpowiedziała pacjentka.
-Ty,
ty. – Ginny przytula się do Hermiony.
-
A żebyś widziała minę Smoka! Ho! Ho! To było coś! - Opowiadała dalej. - Też tu
leży, o już go wypisali. - Zerknęła w drugi kąt Sali. – Dziwne.
-Co
…jest dziwne?
-Bo
słyszałam, że ma leżeć do wieczora. Hmmm.
-Był
tu…profesor… eghm…i wyrzucił … ich.
-No
to już wszystko wiadomo! – Klasnęła w dłonie. – A jak ty się czujesz?
-Dobrze…nawet
dobrze.
„Nawiedziło
mnie dziwne wspomnienie… siedzimy nad brzegiem jeziora. Ja czytam, a ona śmieje
się z dość kiepskich żartów rudego chłopaka. Rodzeństwo?
-Ron!
- Słychać czyjś krzyk, na co owy chłopak się odwraca.
-Tak?!
- Odkrzykuje.
Ron?
Ron, Ron, Harry i Ron. To moi najlepsi przyjaciele! A Ginny to siostra Rona!
Czy ja przypadkiem o nich nie zapomniałam???”
-Och
Ginny! Tęskniłam za tobą! - Po czym, na tyle na ile pozwala jej kondycja,
przytula przyjaciółkę.
*
-To
jest wybór, o którym rozmawialiśmy na początku roku. – Malfoy wzdryga się na
dźwięk tych słów. Zupełnie zapomniał, że nie jest tu sam.
-Tak?
- Otrząsa się z szoku. Tak wiele się działo od czasu tamtej rozmowy, że puścił
ją w niepamięć.
Nawet
nie podejrzewał jak ona jest ważna!
-Dobro
albo zło. Od tego zależy nasza przyszłość.
-A,
co to ma ze mną wspólnego?
-Bo
ona…
*
-Twój
stan zdrowia poprawia się z każdą godziną. Myślę, że niedługo wyjdziesz.
To
były najmilsze słowa, jakie dziś usłyszałam. Naprawdę!
Już
mam dość tej sterylności. Posiłki o
ustalonych porach. Zero rozrywek. Zero książek. Zero lekcji.
Jak
tak można żyć?!
Tylko
leki, leki i jeszcze raz leki!
Dość!
******************************************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz