Rozdział czterdziesty piaty: O tym, co
było, no i o tym, co jest teraz. Cz1.
***
Do
śniadania zostało jej jeszcze kilka minut, więc dla pewności sprawdziła
zawartość swojej torby. Zmarszczyła czoło, gdy przy eseju na eliksiry zobaczyła
niewielkich rozmiarów kopertę.
-Dziwne. -
Mruknęła. Oderwała ją i otworzyła. Ze środka wyjęła niewielką kartkę. Zaczęła
czytać…
Uważaj na to, co mówisz.
Uważaj na to, co myślisz.
Uważaj na to, co robisz.
Masz wielu wrogów, lecz jeszcze więcej
przyjaciół.
Nie odwracaj się od nikogo.
Nigdy nie wiesz, czyja pomoc będzie Ci
potrzebna.
I pamiętaj, jestem blisko i zawsze Ci
pomogę.
Zawsze.
Przyjaciel.
-Przyjaciel?
Co to ma być? - Dziewczyna zmarszczyła czoło. Bezwiednie spojrzała na zegarek.
Do otwarcia Wielkiej Sali zostało zaledwie pięć minut. – Potem. - Mruknęła i
wyszła z sypialni.
Schodząc w
dół zastanawiała się, kim może być ów przyjaciel. I co za przyjaciel daje tak
dziwne rady?
Wchodząc
do Sali, skierowała się do swojego stołu.
-Hej
wszystkim. – Powiedziała.
Przyjaciele
mruknęli w odpowiedzi. Jakoś się dziś nie wyspali.
-Masz
pojęcie, że poprawiałem tą pracę do szóstej raaaano? - Poskarżył się Ron głośno
ziewając.
-To
następnym razem nie zostawisz jej na ostatnią chwilę. - Odpowiedziała mu
Hermiona znad talerza ze świeżymi jajkami na bekonie. –Tylko zrobisz o czasie.
I sam. - Dodała jakby po namyśle.
-Nie dość,
że się nie wyspałem to i nietoperz na początek. – Mruknął Harry.
-A daj
spokój. – Tory machnęła ręką. Dziś miała krótkie i sterczące blond włoski. Błękitne oczy były dodatkowo podkreślone
przez białą bluzeczkę i jasne dżinsy. – Prace masz? Masz. To, czym się
martwisz?
-Niech
pomyślę…- Wybraniec podrapał się po brodzie w zamyśleniu.- … Może tym, że
zasnę?
-Przestań.
Wbrew
czarnym myślom Pottera nie było tak źle. Snape przez całe dwie godziny, nie
włączając przerwy, był jakiś nieobecny. Zebrał ich prace, ale zapomniał zadać
następne. Widać coś, dość mocno zaprzątało mu głowę.
Tym lepiej
dla nich, gorzej dla niego.
Zaklęcia
minęły zaskakująco szybko, dwie godziny transmutacji także. Zielarstwo właśnie
się kończyło.
-Nie
wydaje się wam, że dzisiejszy dzień zleciał jakoś szybko? - Zagadnęła Jenny.
-Ja tam
nie narzekam. Oby częściej.
-Popieram
cię w stu procentach. – Ron poklepał ją po ramieniu.
-Ron,
myślę, że powinniśmy zacząć treningi od soboty.
-Co? Już?
-Niedługo
pierwszy mecz. Musimy przećwiczyć
nowych.
-Ej no wiesz.
- Oburzyła się Victoria.
-No, co?
Trzeba sprawdzić jak poradzisz sobie w drużynie.
-Wiesz, że
dobrze. Ja przecież…
-Nie
możecie dać już spokoju? Nic tylko mecze, treningi, mecze i taktyka. - Zbliżali
się właśnie do schodów. Pannę Granger coraz częściej drażniło byle, co.
-Miona co
z tobą? Jakoś nigdy ci to nie przeszkadzało. – Harry spojrzał na nią uważnie,
szukając jakiejkolwiek zmiany w wyglądzie. Na szczęście nie dojrzał niczego
niepokojącego.
-Mam dość.
Idę do biblioteki. – I nawet na nich nie patrząc wmaszerowała do szkoły i
szybkim krokiem skierowała się w przeciwnym do Wielkiej Sali kierunku.
*
Miej
więcej około godziny piętnastej.
Sypialnia
pewnego ślizgona.
-Nie
poznaje jej.
-Nie
poznaje go.
Powiedzieli
jednocześnie. I tak samo wybuchnęli śmiechem.
-A, co z
nią się dzieje? – Zapytał chłopak siadając na swoim łóżku.
-Zrobiła
się jakaś drażliwa. Co trochę wybucha, ma humory, a czasem to nie sposób z nią
wytrzymać. I, nie wiem jak to powiedzieć, ale… wydaje mi się, że ma w sobie coś
z metamorfomaga. Zauważyłeś? Czasem…
-Tak,
zauważyłem. Ale bardziej bym się skłaniał ku tezie, że to jakiś… urok? Czy
klątwa? Nie wiem, jak to nazwać. – Dziewczyna usiadła obok niego.
-Nie,
myślę, że to…
-A,
przestań. - Machnął ręką. –Porozmawiajmy o czymś innym, albo…- Bilasie
przysunął się bliżej dziewczyny. – Zajmijmy się czymś znacznie … innym. –
Pocałował ją w policzek.
-Poczekaj.
- Widać ją, nurtowało COŚ jeszcze.
Chłopak
uniósł brwi zdziwiony. Gin nigdy nie była taka poważna. W każdym razie, nigdy
przy nim.
-Co jest
skarbie? - Zwrócił się do niej pieszczotliwie.
-Bo
widzisz…- Zebrała w sobie całą odwagę i wypaliła: - Rzucam szkołę.
-CO?!
Chyba żartujesz! Nie zgadzam się na to! - Chłopak aż wstał z wrażenia. „No,
nie. Co ona sobie myśli?”
-Postanowiłam.
-Wytłumacz
mi to. Racjonalnie.
„I
klops.”- Pomyślała Ginny. Bo, jak ma wyjaśnić to, że boi się samotności? Całego
roku bez niego? Bez ich rozmów, pocałunków, po prostu chwil spędzonych
wspólnie? I jeszcze do tego wszystkiego dochodzi strach o jego wierność. To w
końcu ślizgon. Odmieniony, ale ciągle ślizgon.
Co będzie, jeśli spotka gdzieś fajniejszą dziewczynę? Jeśli zechce ją,
Ginny, zostawić dla tej innej? Oddała mu serce, drugiego nie ma. Nie zniosłaby
rozstania. Jedyne i bezpieczne wyjście z całej tej sytuacji to rzucenie szkoły,
podjęcie pracy i bycie blisko Bilasa.
-Bo tak.
-To nie
jest wytłumaczenie. – Spojrzał na nią uważnie. - Czego ty się boisz? – Zapytał.
-Samotności.
- Mruknęła cicho, ledwie dosłyszalnie.
-Co?
Jakiej samotności? Nie będziesz tu sama. Masz przyjaciół, będą lekcje i
treningi. Sadzę nawet, że po odejściu Pottera zostaniesz kapitanem drużyny.
-Nie
zostanę tu bez ciebie. - Powiedziała hardo patrząc mu w oczy.
Na te
słowa on usiadł z powrotem na łóżku i zaczął się śmiać. Trzymał się przy tym za
brzuch, jakby obawiał się, że może pęknąć. Nie sądził, że ona z takiego powodu
zechce rzucić szkołę. „Czy ona myśli, że ja ją zostawię?”
-Czy ty
myślisz, że ja cię zostawię? – Wypowiedział na głos swoją myśl, nieco się
opanowując.
Ginny
uroczo zaczerwieniły się policzki.
-Wiesz…przemknęło
mi to przez myśl…
-Gin, no,
co ty? - Spojrzał na nią.- Nie masz się, czego obwiać. Posłuchaj mnie.
Posłuchaj mnie uważnie. Kończysz szkołę za rok, nie wysłuchaj do końca.-
Powiedział, bo zauważył, że ona chce mu przerwać. – Kończysz szkołę i się
pobieramy. Nie widzę innego wyjścia. Kocham Cię i chce spędzić z Tobą resztę
życia. Na dobre i na złe. Do końca.
-Och
Bilasie! Też Cię kocham!- Zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała w usta.
Szczęśliwi
zatracali się w pocałunku.
Tak różni,
a zdołali się w sobie zakochać.
Ślizgon i
Gryfonka.
Jak dwa
żywioły.
Ziemia i
powietrze.
On i ona.
Na zawsze.
Zniknęły
dzielące ich różnice.
Zniknęły
bariery.
Liczyli
się tylko oni.
Zakochani
w sobie do szaleństwa.
Ach, żeby
wszyscy zakochani byli tak szczęśliwi! I z takimi planami!
Bo, prawdziwie kocha się tylko raz.
*
- Witaj
Ronaldzie. – Do spacerującego chłopaka podeszła drobna blondynka.
- Eee
cześć Luna. – Zaczerwienił się chłopak. Zawsze tak miał, kiedy ona była blisko.
Odkąd w
piątej klasie pomogła mu i Harry’emu w Ministerstwie Magii, chłopak się w niej
mówiąc najprościej, zadurzył. Była trochę zwariowaną dziewczyną, ale przy tym
niezwykle inteligentną.
Spacerowali
właśnie po szkolnych błoniach, korzystając z dobrej, jeszcze wakacyjnej pogody.
Dziewczyna
spojrzała w górę. Po błękitnym niebie od czasu do czasu szybowały małe puchate
obłoczki.
-Spójrz. -
Zwróciła na niego swoje duże i w tym momencie wytrzeszczone niebieskie oczy.
–Te chmurki wyglądają jak Nargryle**.
-Eee, co?
–Ron także spojrzał w niebo.
-
Nargryle, takie puchate stworzonka. Maja długie i kręcone futro, z którego
czarodzieje wytwarzają szaty.- Powiedziała podniecona, jeszcze bardziej
wytrzeszczając oczy.
Usiedli na
ławce przed jeziorem.
Zabawna
para.
On,
lekkoduch, zostawiający wszystkie sprawy na ostatnią chwilę.
Ona,
marzycielka, łapiąca każdy dzień, żyjąca chwilą.
Z pozoru
tak różni. Jednak w środku ich serca biją jednym rytmem.
Zafascynowani
światem, powili odkrywają siebie nawzajem.
On,
nieśmiało zerkający na nią.
Ona,
zalotnie uśmiechnięta patrzy na niego.
Chłopak
pochyla się i całuje dziewczynę w policzek.
Ona uroczo
chichota.
Bo zakochani widzą świat w różowych
barwach.
*
-Cho!
Zaczekaj! Cho!- Wołał za dziewczyną młody chłopak o niezwykle zielonych oczach
i sterczących włosach.
Dziewczyna
nazwana Cho stanęła na szczycie schodów i spojrzała na chłopaka mrużąc oczy.
-Czego?- Niemal warknęła.
- Muszę z
tobą porozmawiać, masz chwilkę? – Zapytał robiąc maślane oczy. Wiedział, że ona się na to zgodzi. Zawsze mu
ulegała. No, bo w końcu jak można oprzeć się urokowi Wybrańca? Chłopca, Który
Zwyciężył?
Nie można.
I on o tym doskonale wiedział.
-Zgoda.- Jej
policzki nieco się zaróżowiły. – Przejedzmy się.
Razem
zeszli ze schodów i wyszli ze szkoły.
Dochodziła
godzina siedemnasta i na dworze było jeszcze pięknie i słonecznie.
Koniec
września był wakacyjny.
Skierowali
się w stronę jeziora.
Milczeli.
Ona
wiedziała, że on chce ją przeprosić.
On, nie
wiedział jak to uczynić.
-Posłuchaj.-
Harry zatrzymał się i odwrócił dziewczynę w swoją stronę. – Ja… ja, chciałem,
chciałbym…
Cho widząc
jak on się mota, pocałowała go w policzek.
-Za, co
to?
-Przeprosiny
przyjęte. – Uśmiechnęła się, odrzucając swoje długie i czarne włosy na plecy.
-Dziękuję.–
Pocałował ją w usta.
On, w
dzieciństwie nie zaznał miłości. Wychowany przez osoby, dla których był
ciężarem. Nienauczony okazywania uczuć. Zamknięty w sobie bardzo długo. Dopiero w szkole poznał przyjaciół. Zobaczył, co to szczęście. Zaznał miłości.
Ona, miała
czułą i kochającą rodzinę. Od dziecka rozpieszczana. Zabierana na wycieczki,
zawsze dostawała to, co chciała. Mądra i piękna. Otwarta i szczera.
W szkole
poznała jego, Wybrańca. Chłopca, który mógł mieć każdą, a wybrał ją.
Bo zakochani patrzą sobie w oczy,
niczym w lustro.
*
Hermiona
Granger.
Nastolatka
zakochana w książkach.
W tej
chwili jej przyjaciele spędzali urocze chwile w towarzystwie swoich polówek.
A ona?
Przecież
chciała mieć tą tak zwaną drugą połówkę. Kogoś, na kim by jej zależało i komu
mogłaby ufać.
Ale nie
miała.
Dlaczego?
Czy nie
potrafiła oddać komuś swojego serca? Zakochać się?
„Kochać po ludzku to umieć przejść od
nienawiści do miłości.”
Czy ona
właśnie tego potrzebowała?
Czy
potrafiła pokochać bestię?
Dziewczyna
oparła łokieć na biurku w swojej sypialni i wyjrzała przez okno.
Właśnie
skończyła esej na jutrzejszą lekcje historii magii.
Na
zewnątrz powoli zapadał wieczór.
Wstała i
uchyliła delikatnie szybę, wpuszczając do środka świeże powietrze.
Na
zewnątrz słychać było pohukiwania sów i daleki odgłos rechotu żab.
Nawet
zwierzęta łączą się w pary na całe życie.
A ona?
Czy spędzi
swoje życie w samotności?
„Jesteś…”
-Milcz! - Krzyknęła.
Zatrzasnęła z hukiem okno, zamknęła książkę i wyszła z pokoju.
Chciała
uciec od tego wszystkiego.
Wybiegła
na korytarz.
„Gdzie
iść?”
Było już
po kolacji, którą ona opuściła. Nigdy nie lubiła zostawiać niedokończonych prac
na później. Dokończyła pisanie i poczuła się głodna.
„Kuchnia!”
*
Po drugiej
stronie zamku.
-Spieprzaj
Parkinson. – Warknął blondyn do dziewczyny.
-Ale
Dracusiu…- Załkała ona, zasłaniając twarz rękoma.
Chłopak
wstał z sofy w Pokoju Wspólnym Ślizgonów i wyszedł na korytarz.
Było już
po kolacji, na której on nie był. Jakoś nie miał apetytu.
Wtedy,
teraz poczuł się jakby trochę głodny.
Kierunek,
kuchnia!
*
Ktoś
kiedyś powiedział, że przeznaczenia nie da się oszukać.
A co jeśli
ono samo zechce z kogoś zakpić?
I połączy
w parę osoby zupełnie różne? Niepasujące do siebie?
Niemożliwe,
powiesz.
Przecież…
To JA
jestem Przeznaczeniem.
To JA
kreślę los ludzkości.
To JA
mówię, jaką ścieżką mają podążać poszczególni ludzie.
Ja i tylko
JA.
Jeśli
pisana jest im wspólna przyszłość to nic, ani nikt tego nie zmieni.
Przeznaczenie?
Nie
wierzysz w nie?
Nie.
Uwierz.
Jam jest Przeznaczeniem. Jam wybieram to, co dobre, a co złe.
Jam jest
Drogą Życia, która podąża każdy człowiek.
Milczenie.
Milczysz?
*
Dziewczyna
stanęła przy wejściu do kuchni w tym samym momencie, co i chłopak.
Przeznaczenie?
Oboje
spojrzeli po sobie zaskoczeni.
-Co…- On.
-…ty
…-Ona.
-…tu …-
On.
-…robisz?–Ona
Mimowolnie
się uśmiechnęli.
-Auć!
–Pisnęła Hermiona łapiąc się za nadgarstek.
-Co jest?-
Zapytał chłopak podchodząc do niej.
-Nie, nic.
-Odejdź.-
Wtrącił się GŁOS, chcąc pozbyć się chłopaka.
-Nigdzie
nie pójdę, mam pierwszeństwo.
-Co? - Dziewczyna
spojrzała na niego zaskoczona. – Słyszałeś?
-Zostaw ją
w spokoju.
-Zamknij
się!
-Co ty
Granger, zwariowałaś?
Malfoy
słyszał dwa głosy wydobywające się z ust Gryfonki.
Jeden
należał do niej, drugi był jakiś dziwny.
Cofnął
się.
Retrospekcja.
„-Zacznie
zachowywać się dziwnie. Może zmienić wygląd, mówić innym językiem, nie
koniecznie po angielsku.
-Co to ma
ze mną wspólnego?
- W
Departamencie Tajemnic jest taka sala. Zawsze zamknięta. Sala Przepowiedni.
Teraz już nie istnieje, odkąd Potter urządził tam zawody ze Śmierciożercami.-
Profesor się uśmiechnął.- Ale nie o tym chciałem ci powiedzieć. Kilka stuleci
temu została wygłoszona pewna przepowiednia. To były czasy Założycieli
Hogwartu. Nikt jeszcze nie wiedział, że dojdzie do czegoś takiego, jak podział
czarodziei. Nikt nie mógł tego przewidzieć, były to spokojne czasy. Pewnej nocy
do zamku przybyła ledwo żywa młoda kobieta.
Była w strasznym stanie, ledwo żyła. Miała niezwykle białe włosy i
błękitne oczy. Z początku Założyciele uważali ją za obłąkaną mugolkę i rozważali
nawet możliwość zabicia jej. Jednak po kilku dniach, ujawniła ona swoje moce,
które mogłyby być większe niż Założycieli, gdyby nie to, że była ledwo żywa.
-Nie mogła
się wyleczyć, skoro była taka silna?- Wtrącił chłopak.
-Nie
przerywaj mi. – Warknął Snape.- Nie mogła. Pewnej nocy wyszła na Wieżę
Astronomiczną. Dochodziła północ. Zaalarmowani dziwnym zachowaniem gościa
Założyciele, podążyli za nią. Stanęła na
łuku i uniosła w górę ręce. Założyciele patrzyli na to w niemałym szoku. Była
ledwo żywa, a jednak zdołała wejść na szczyt Wieży. Z zamkniętymi oczami
zaczęła recytować przepowiednię:
„Groźne to
będzie miejsce, święte i zaklęte.
Tu, gdy
księżyc w nowiu wstanie, narodzą się dzieci takie same,
A nad nimi
kobieta płacząca stanie.
Okrutny to
los zgotowali dla niej przodkowie:
Brat o
siostrze, nigdy się nie dowie.
Lecz ona
żyje i żyć będzie, póki on z serca całkowicie miłości nie wypędzi.
Kwartał
nie minie, a zrodzona z grzechu urodzi się dziewczynka.
Tak inna
od chłopca, a mu przeznaczona Malinka.
Różnie
wychowani, rożne idee wyznający.
Spotkają
się w końcu, jako dzieci wspólnie się bawiący.
I choć
niewidzący z początku,
Z biegiem
lat dostrzegą to, co mają w środku.
Brat po
siostrze, kochać się nauczy,
Siostra
brata do miłości zmusi.
Owoc grzechu
w miłości chowany,
W końcu
dostrzeże to, za co był karany.
Miłość i
nienawiść wspólne tango zagrają.
Odrzucając
idee stare, a nowymi je zastąpiając.
W świecie
miejsca dla nich nie będzie.
Kiedyś
wrogowie, dziś kochankowie.
Pamiętajcie!”
-Kobieta zamilkła.-
Kontynuował profesor.- Spojrzała na Założycieli i skoczyła z Wieży. Próbowali
ją jeszcze ratować, ale żadne zaklęcie nie pomogło. Spadła. Kiedy pospiesznie
cała Czwórka zbiegła na dół nie znaleźli jej ciała. U stóp wieży leżały tylko
białe pióra. – Snape umilkł.
-Chyba nie
rozumiem.
-Nie
musisz. Wiesz, kim była ta kobieta?
Chłopak
pokręcił głową.
- Miała na
imię Victoria. Jeśli chcesz wiedzieć, kim była, zapytaj matki. Ona zna
odpowiedź.
- Matki? -
Pisnął chłopak.
- Zbieramy
się, lekcja trwa. „
Draco
Malfoy przypomniał sobie spotkanie z opiekunem swojego domu, mające miejsce na
samym początku roku.
Teraz
patrząc na wykrzywioną grymasem twarz dziewczyny, zastanowił się nad sensem tej
przepowiedni. Jeszcze nie miał możliwości kontaktu z matką. W sumie, nawet o
tym zapomniał.
- Granger,
co ci jest? – Zbliżył się do niej.
-Odejdź!
-Mam dość!
Idę po Snape!
-Śmiało,
naiwny chłopczyku.
Malfoy
przyjrzał się dziewczynie. Jej włosy stały się jakby ciemniejsze, twarz
zbladła. Spojrzała na niego oczami, już nie orzechowymi. Odcieniem bardziej
przypominały dojrzałą wiśnię.
-Granger!
Do cholery opamiętaj się! – Chłopak złapał ją za ramiona i delikatnie
potrząsnął.
Pomóż mi, proszę…
Pomóż jej, proszę…
Znajdź w sobie siłę, by pokonać Demona…
Proszę …
***********************************************************
hej, wiem ze nie pisze czesto, na swoje usprawiedliwienie mam tylko to ze pracuje, i czasami nie mam na nic ochoty, bo jestem zmeczona.
dzieki ze jestescie mimo wszystko ;))
pozdrawiam
[nie sprawdzalam bledow... ]
Zaintrygowałaś mnie tym rozdziałem... Demon w Hermionie- to coś nowego :D Pisz dalej, masz talent
OdpowiedzUsuńMasz rację, szkoda, że tak rzadko piszesz, bo masz ogromny talent.
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadania są świetne. Mają głębię, skrywają tajemnicę, uczą, odrywają od rzeczywistości, cieszą, pomagają. Mam szczęście, że trafiłam na Twoje opowiadanie.
Błędów nie zauważyła, ale ja nie zwracam na nie aż tak wielkiej uwagi..
Ogólnie rzecz biorąc jest dobrze, baa.... bardzo dobrze. Podoba mi się motyw, nutka tajemnicy, postacie. Jednyne co nie trafiło mi jakoś do gustu to, to:
"Milczenie.
Milczysz?"
Nie wiem czy nie zrozumiałam, czy nie wczułam się, ale jakoś dziwnie to dla mnie brzmi. No, ale to tylko kwestia gustu..
Czekam na dalsze losy.
No i na spiralę.
Weny,
Nepriaa