Rozdział trzeci:
Wspomnienia.
***
„Wspomnienia o Tobie
są zbyt bolesne by pamiętać i
Zbyt cudowne by
zapomnieć.”
*
-Kim ty jesteś? – Pytała dziewczyna.
Lecz odpowiadała jej tylko cisza panująca w domu. Nawet na
ulicy ruch się jakby zmniejszył, zrobiło się ciszej. Żadna siła ani materialna
ani inna nie przerywała tej ciszy. Wydawać się mogło, że to cisza przed burzą.
Nie słychać było ptaków, szumu drzew, po prostu niczego. Cisza panująca wokoło
przytłaczała dziewczynę. Ona jeszcze bardziej skuliła się na kanapie i utonęła
we wspomnieniach…
Pierwsza klasa.
„Malfoy od początku
uważał się za lepszego ode mnie. Za lepszego od wszystkich. Już wtedy potrafił
hipnotyzować spojrzeniem. Nikt nie potrafił się mu oprzeć. Jego sylwetka, wtedy
mogła się jeszcze wydawać wątła, ale skupiała na sobie wzrok większości
dziewczyn z Hogwartu, nawet tych starszych. Już wtedy wiedział jak czarować
dziewczyny. Był tak słodki, że od jego wyglądu robiło się niedobrze”
Dziewczyna się
uśmiecha.
Druga klasa.
Łzy stają jej w
oczach. „To wtedy pierwszy raz nazwał mnie szlamą. To bolało. Pokazywał
wszystkim jak bardzo mnie nienawidzi, wyszydzając na każdym kroku i poniżając, nie
tylko mnie, ale też Harry’ego i Rona. To wtedy Ron staną w mojej obronie.” –
Uśmiecha się.
Trzecia klasa.
Malfoy szydzi z
Hagrida. Hermiona podbiega do niego zdenerwowana i uderza go w blady policzek.
„Nienawidziłam go wtedy, tak bardzo go nienawidziłam! Miał wszystko, ale wciąż
było mu mało. Musiał jeszcze mnie, nas gnębić…– wspomina. – Znęcał się nad nami
psychicznie. Nie wiem, czerpał z tego jakąś chorą przyjemność, czy jak?”
Czwarta klasa.
„Bal. Wszystkich
zaskoczyło to, że przyszłam z Krumem. Widziałam te spojrzenia. – Błysk w oku. –
Wszystkie dziewczyny mi zazdrościły. HA! Ron się na mnie wtedy obraził, ale to
była jego wina. A On? Czułam na sobie jego wzrok, jednak, gdy tylko patrzyłam na niego, te
szaroniebieskie oczy odwracały się. Unikał mego wzroku. Wtedy nie wiedziałam,
czemu, a dziś? Czy prawdą jest to, co podejrzewałam?”
-Bo ona jest szlamą! Nie
może mi się podobać! – Krzyk Dracona Malfoy odbił się echem po korytarzu
siódmego piętra.
- Panna jak każda
inna. – Rzucił niedbale Zabini. – Z wierzchu nie widać czysta czy nie. A na
balu wyglądała jak…
- Jak kto? – Prychnął
arystokrata.
- Jak dziewczyna. –
Zabini wybuchł śmiechem, jakby nie podejrzewał, że Ona może wyglądać naprawdę
jak dziewczyna.
Te kilka zdań
usłyszanych przypadkiem wiele wyjaśniło.
„Podobam ci się? – Pytała
samą siebie. – Naprawdę ci się podobam?”
-Ech. – Hermiona wróciła do rzeczywistości. – Malfoy,
Malfoy, Malfoy. Naprawdę nie wiem, kim ty jesteś? Albo, kim starasz się nie
być.
…by po chwili znowu zatopić się z wspomnieniach…
Piąta klasa.
Sumy. Biblioteka.
„ Dużo czasu spędziłam
między książkami – zaśmiała się. – Malfoy także często przesiadywał w
bibliotece. Zrobił się coraz bledszy, jego oczy straciły swój dawny blask, stał
się cichy i markotny. Nie wiedziałam, co go trapi, albo nie chciałam wiedzieć.
Tak było łatwiej. Nie wiedzieć, nie interesować się, nie przejmować. Zawłaszcza
NIM. Ale ja TAKA nie jestem! Nie jestem taka jak On! Nie mogę się nie przejmować,
nawet kimś takim jak on! Jestem dobra…, ale czy sama moja dobroć wystarczy? Czy
wystarczy jej także dla NIEGO?”
Zadanie.
Tak, To zadanie tak go
dręczyło.”
Szósta klasa
„Wszystko zmieniła. Po
wakacjach On wrócił do dawnego życia. Znów łamał serca, wiele serc. Wiem, że
nawet niektóre Gryfonki za nim wzdychały. – Uśmiech. – Lecz nie ja. Ja nie
mogłam tak łatwo zapomnieć tego, co było. Ne ważne czy było dobre, czy złe. Po
prostu nie mogłam. To, co usłyszałam podczas balu już dawno zepchnęłam daleko,
najdalej jak się dało, w zakamarki mojego umysłu. On mi w tym pomógł. Zrobił
się jeszcze bardziej nieznośny, jakby chciał nadrobić cały zeszły rok.
Tylko ja, jako jedna z
nielicznych opierałam się jego urokowi. To go drażniło. No, bo przecież, jak to?!
Jakaś laska mu się opiera?! Nawet jako szlama nie miałam prawa tego robić.
Musiał mi się podobać, bo jakże to nie?
A jednak, nie.
-Daj spokój Granger! –
Mówił Malfoy. – Wiem, że ci się podobam.
- W twoich snach
Malfoy. – Odpowiadałam i odchodziłam z dumnie uniesioną głową, czując na
plecach jego palący wzrok.
-Jeszcze zobaczymy! –
Krzykną za mną wtedy.
A jednak… nie?
Ale czy na pewno?
Coraz częściej na
siebie wpadaliśmy, nie wiem czy przypadkiem, czy umyślnie za mną chodził. Tam
gdzie ja tam i on. Bez swojej obstawy. Sam.
Rzucał mi wtedy
ukradkowe spojrzenia. Nigdy nie patrzył na mnie otwarcie.
Nigdy?
Wtedy to w Boże
Narodzenie stało się coś niesamowitego.
Niewielu uczniów
zostało w tym roku na święta w szkole. Ale Malfoy został, jak nigdy nie palił
się do powrotu do swojego pałacu.
Nie wiedziałam, czemu.
(Znów ta niewiedza!)
Albo nie chciałam
wiedzieć.
W Nowy Rok mnie
pocałował. Tak cudownie.
Nie liczyło się nic,
byliśmy sami, zatopieni w marzeniach.
Wtedy coś w nim pękło.
Mimo chłodu panującemu
na zewnątrz siedzieliśmy sami na szczycie Wieży Astronomicznej.
Pierwszy raz
rozmawialiśmy bez złości, emocji, bez świadectwa krwi. Tak po prostu.
- Zbliża się wojna. –
Powiedziała bezbarwnym tonem po chwil ciszy blondyn.
- Wiem. – Westchnęłam.
- Wszystko się
skończy…
- Nie mów tak – Przerwałam
mu. – Wszystko zacznie się od nowa, wszystko.
- Nieprawda. Żyjesz
marzeniami Granger. Po wojnie będzie gorzej. Wszystko…
Słuchałam go w
skupieniu, analizując każdy szczegół na jego bladej twarzy.
Nie znałam go z tej
strony. Nigdy się tak nie zachowywał. Zamknięty w sobie, dopiero przy mnie się
otworzył.
Nieczuły. Zimny.
Cyniczny. Arogancki.
Taki był… albo…
Takiego udawał.
Był aktorem na scenie
życia.
Tylko ktoś, niewątpliwie
Bóg, dał mu do zagrania tak niewdzięczną rolę.
-…stanąć po stronie
rodziców. – Usłyszałam.
- Nie musisz być zły.
-Muszę! – Krzykną. –
Nie wiesz jak to jest. Nie rozumiesz tego.
- Więc mi wytłumacz. –
Poprosiłam.
-Po, co? Co cię to
obchodzi? Co cię może obchodzić los takiego człowieka jak JA?
- A właśnie, że
obchodzi! – Słone łzy cisnęły mi się do oczu, ale starałam się je powstrzymać,
najdłużej jak się dało. On nie mógł ich zobaczyć. Nie on.
-Ta presja i ciągłe
rozkazy mnie wykańczają. – Rzekł po krótkiej chwili patrząc w dal. – W końcu
mnie wykończą! – Jego wzburzony głos potoczył się jak błyskawica po nocnym
niebie.
Od czasu do czasu
widać było na nim rozbłyskające fajerwerki. Minęła północ.
-Muszę zabić albo sam
zostanę zabity. – Zamilkł by po chwili kontynuować. – Nie mam innego wyboru.
- Masz! Zawsze jest
jakiś wybór.
-Nie, w tym wypadku
nie ma. – Odpowiedział bez uczucia chłopak. Z jego twarzy wyczytałam wtedy
strach, smutek, rozczarowanie, ale ani grama złości czy nienawiści.
*
„Zbyt dużo bólu,
nienawiści, znieczulicy,
zbyt dużo bliźnich, naznaczonych przez blizny,
zbyt wielu bliskich, których tracisz w życiu szybkim
zbyt duże czystki, już się gubię w tym wszystkim.”*
*
Każde z nas pogrążone
było we własnych myślach. Ja myślałam o wyjściu z tej trudnej dla niego
sytuacji. Natomiast on myślał o tym zadaniu. Zadaniu, które polecił mu sam
Voldemort!
*
„Zawsze nazywaj
rzeczy po imieniu,
Strach przed imieniem
Wzmaga strach przed
samą rzeczą.”
A.D.
*
A któremu nie zdoła
podołać.
Nie chce, nie potrafi,
nie może.
Patrzyłam na tę
ogarniętą bólem bladą twarz. Na usta wykrzywione grymasem. Na szaroniebieskie
oczy, które potrafiły zahipnotyzować każdego, a które teraz były „bezbarwne”,
puste, bez wyrazu. Jednym słowem DZIWNE.
Ten jeden wieczór
zmienił moje nastawienie do niego. Zaczęłam go inaczej postrzegać. Kiedyś, jeszcze
wczoraj był zimnym, cynicznym draniem, gardzącym słabszymi, „gorszymi”, po
prostu innymi.
Ale teraz? Po tym wszystkim,
co usłyszałam, nie mogłam tak o nim myśleć. Dopiero wtedy zorientowałam się, że
wszystko to, co robił, robił pod presją rodziny i otoczenia. Nie liczyło się
nic oprócz tego zadania. Nic!
A uczucia?
Ciągle mu powtarzano, że
nie ma czegoś takiego jak miłość.
*
„Jest tylko władza i
potęga,
I masa ludzi zbyt
słabych by to osiągnąć.”
L.V.
*
Sięgając pamięcią
wstecz wiem, że to było błędne myślenie.
Bo to przecież MIŁOŚĆ
uratowała Harry’ego od śmierci. To MIŁOŚĆ cały czas go chroniła. To miłość, to
właśnie miłość potrafi czynić cuda
-Tego ci tylko
brakowało do szczęścia. – Mruknęła na głos. – Brakowało ci tylko miłości.
Siedząc obok
pogrążonego w myślach chłopaka postanowiłam działać.
Nie mogłam pozwolić by
został on mordercą, ani tym bardziej, żeby sam zginął.
Nie wiem czy był to
początek przyjaźni czy czegoś większego. Czy była to … miłość? Nie wiem tego.
Wtedy nie wiedziałam.
-A teraz?
Teraz też tego nie wiem.
Po blisko godzinie
wstał, w milczeniu podał mi rękę i razem zeszliśmy z wieży. U stóp schodów
rozstaliśmy się, nawet na siebie nie spojrzawszy. Wiedziałam, że to, co się nam
przytrafiło nie mogło wyjść na światło dzienne. Każde z nas poszło w innym
kierunku, on do lochów, ja na siódme piętro do wieży.
Ta noc zmieniła
wszystko.
W zamyśleniu dotknęłam
palcami ust.
Czułam na nich jego
miękki dotyk, jego smak, jego zapach.
Usta miał ciepłe, w
niczym nieodzwierciedlające jego chłodnego charakteru.
Wtedy też zamek zaczął
przygotowywać się do wojny, która miała się rozpocząć już niedługo.
Wstała z kanapy i poszła do kuchni po szklankę soku
pomarańczowego.
- Jestem taka zmęczona. – Powiedziała do siebie. – Myślenie
pochłania dużo energii. Ron by mnie zbeształ. – Uśmiechnęła się na samo
wspomnienie miny przyjaciela.
Wróciła do pokoju by kontynuować przerwany wątek.
Wszystko się skończyło
i jednocześnie zaczęło od nowa.
Koniec stycznia, zamek
tłumnie oblegają śmierciożercy. Wybuch panika. Krzyki i płacz słychać na każdym
kroku. Dyrektor Dumbledore ginie z rąk Snape’a. Wydawać się może, że to koniec.
Lecz nie, Zakon Feniksa wkracza do akcji. Jest wiele ofiar, niewinnych ofiar.
Zginęło wielu uczniów, nauczycieli, a przede wszystkim wielu śmierciożerców. Na
szczęście Zakon działa sprawnie. Udaje się mu odpierać wrogie ataki. Tylko na
jak długo? Na tyle na ile starczy nam nadziei! Bo to jedyne, co nam pozostało!
Nadzieja!
A tą nadzieją jest
chłopiec o niezwykle czarnych włosach i zielonych oczach z maleńką blizną w
kształcie błyskawicy na czole.
Harry Potter.
To właśnie on decyduje
o naszym zwycięstwie lub porażce.
Tylko czy jeden
chłopiec może pokonać całe zło naszego świata?
Może.
Ktoś spyta, czemu?
Odpowiem, bo on jest
miłością.
Jest naszą nadzieją i
miłością.
I tylko ona może pokonać ciemność by znów
nastała jasność.
By po strasznej nocy
nastał spokojny dzień.
I tak też się dzieje.
Harry umiera na
naszych oczach, by po chwili odrodzić się i pokonać zło.
Dobro
zwycięża.
Miłość
zwycięża.
Nadzieja
zwycięża.
Wiara
zwycięża.
Dobro,
nadzieja, miłość i wiara. To dzięki nim żyjemy.
Po wojnie było wiele
zniszczeń. Tak w zamku jak i w jego mieszkańcach.
Brat i siostra, kolega
i koleżanka, ojciec i matka.
Każdy kogoś stracił.
Każdy po kimś płakał. Każdemu coś zabrano.
Dopiero po prawie
czterech miesiącach zamek stanął na nogi.
Wszystko wróciło do
normy.
Nikt nikogo się nie bał,
nie straszył, nie poniżał.
Dobro zwyciężyło.
Całą społeczność
czarodziei odetchnęła z ulgą. Było wiele hucznych zabaw i imprez. Wszyscy
świętowali.
No może nie wszyscy.
Tych śmierciożerców, którzy przeżyli zamknięto w Azkabanie. Był wśród nich
także ojciec Malfoya.
Można zacząć żyć od
nowa.
-Zacznij żyć od nowa Malfoy. – Powiedziała Hermiona wstając.
– Od nowa.
Poszła do swojego pokoju po torebkę i wyszła z domu.
Postanowiła przejść się do baru. „Zjadło by się coś niezdrowego.” – Pomyślała ze
śmiechem.
Szła dobrze jej znaną ścieżką mijając po drodze park. W
pewnym momencie jej uwagę przykuł czyjś głośny śmiech. Odwróciła głowę i
ujrzała wysokiego blondyna w towarzystwie ładnej blondynki. Chłopak był
odwrócony do niej tyłem, ale jego sylwetka kogoś jej przypominała.
-Nie. – Mruknęła do siebie po chwili Hermiona. – Zdaje mi
się. Ten chłopak jest tylko odrobinę podobny do Malfoya. On nigdy TAK się nie
śmiał. – Odwróciła się i poszła przed siebie.
***
*fragment piosenki Pt: „Zbyt dużo bólu” Peja fet PIH