poniedziałek, 23 lipca 2012

Pojedynek Serc: Rozdział Czwarty


Rozdział czwarty: Aż tak źle?




***




Draco zaskoczony patrzył na przyjaciółkę.
-Ja… – zaczął. – Nie wiem, o czym mówisz.
-Daj spokój Smoku! – Zaśmiała się Jojo. – Zawsze potrafiłam wyczuć, kiedy kłamiesz! No wiec? Co to za laska?
- Nie wiem, o czym mówisz. – Uparcie obstawał przy swoim, Draco.
- Przestań. Mów. Wiesz, że i tak to z ciebie wyciągnę prędzej czy… – Sometimes I wish I could be... Sometimes I wish I just wasn’t me... Sometimes I wish that I...  zadzwonił telefon komórkowy , Jojo wyciągnęła go z kieszeni ,  that I could touch the sky that I wouldn't shy again that I could fly away...*. – Tak? – Rzuciła do słuchawki nadal patrząc na chłopaka. – Teraz? – Zrobiła niezadowoloną minę. – A Philip nie może? – Wywróciła oczami. – Dobrze, zaraz będę. – I się rozłączyła. – Muszę spadać na chatę.
Draco mimowolnie się uśmiechną, pewny, że Jojo …
- Nie myśl, że o tym zapomnę. – Zmierzyła go „groźnym” spojrzeniem. – Wyciągnę to z ciebie prędzej czy później.
-Jak już coś to wolę ździebełko później. – Chłopak się uśmiechną.
-Draco? – Dziewczyna tylko pogroziła mu palcem. – Wiesz…
- Jasne, jasne. – Uśmiech - A czemu musisz spadać? Stało się coś?
-Muszę pilnować brata.
-Myślałem, że Philip sam się pilnuje. – Chłopak wyszczerzył swoje idealne i białe zęby.
-He, He, Marka. – A widząc jego pytające spojrzenie dodała: - To młodszy brat, prezent na święta.
-Aha. Gratuluje.  – Odpowiedział powoli.
- Nie ma czego. – Westchnęła. – Widzimy się później? – Rzuciła na odchodnym dziewczyna.
-Jasne, całe dnie tutaj spędzam.
- Aż tak źle? – Dało się wyczuć współczucie w jej głosie.
-Nie, może być. – Uśmiech. – To na razie
- Cześć. – I odeszła.
Draco pozostał sam. Spojrzał na papieros, który całkiem się wypalił i rzucił go na ścieżkę. Rozejrzał się po parku zastanawiając się, co też może robić teraz Granger. „Pewnie siedzi z nosem w książce. – Prychnął w myślach. – Jak zwykle.” Wyjął z kieszeni paczkę z papierosami.
-Ostatni? – Rzucił w przestrzeń.
Wyjął papierosa, pustą paczkę zgniótł w dłoni, po czym wyrzucił do kosza.
- Pudło. – Powiedział, gdy porzucony przez niego śmieć wylądował obok, zapalił papierosa, po czym odszedł nawet się za siebie nie oglądając. Śmiecia oczywiście nie podniósł.

*

Hermiona weszła do pierwszego baru napotkanego na swej drodze.
„Sunflower” głosił szyld.
-Hmmm… – Mruknęła dziewczyna bacznie rozglądając się po wnętrzu. – Nic się tu nie zmieniło. – „Po za tym, że to już nie bar a restauracja.” Pomyślała.
Duża sala w słonecznych barwach była do połowy wypełniona wesoło rozmawiającymi nastolatkami. „W końcu to wakacje. Każdy się gdzieś relaksuje.”
Ujrzała mały stolik przy oknie. Zamówiła frytki z colą i usiadła przy nim czekając na zamówienie. Na jej stoliku stał ładny drewniany słonecznik, dyskretnie acz z uwagą rozejrzała się po innych stolikach i na nich też zobaczyła takie same ozdoby. „No ładnie, ładnie.”
Wyjęła z torebki swój nieodłączny notes i zaczęła go przeglądać.
Całkowicie pochłonięta swoim terminarzem nie zauważyła, że po drugiej stronie ulicy od kilku minut stoi i przygląda się jej pewien blondyn.

*

Draco stał po drugiej stronie ulicy i przyglądał się dziewczynie pogrążonej w jakiejś lekturze.
- Nawet w wakacje się uczy. – Prychnął. – Oj Granger, Granger, trzeba zmienić twoje zwyczaje. – Uśmiechną się i w te samej chwili ujrzał jak do jej stolika podchodzi kelner z zamówieniem.
- Świństwo. – Powiedział i odszedł.

*

-Pani zamówienie. – Rzekł kelner.
Hermiona spojrzała na tace z jedzeniem, a potem na kelnera. Wysoki, przystojny, o niezwykle jasnych blond włosach i zielonych oczach. Kiedy jej wzrok napotkał wzrok kelnera, ten uśmiechną się nieśmiało do niej i:
-Hermiona? – Zapytał niepewnie.
-Tak. – Odpowiedziała powoli bacznie mu się przyglądając. ”Znam go? Skąd u licha?”
- Nie poznajesz mnie?
Niepewne kręcenie głową.
-A powinnam?
- Philip Johnson **.
- Philip! Nie poznałam cię! – Wykrzyknęła zaskoczona dziewczyna.
- Ja ciebie od razu poznałem, zawsze siedziałaś z książkami. – Delikatny uśmiech, który spowodował, że na jego twarzy ukazały się słodkie dołeczki.
- To kalendarz. – Powiedziała i zamknęła go. – A więc nadal tu pracujesz?
-Tak, ale awansowałem. – Rzekł dumne. Teraz jestem kelnerem i zastępcą menagera.
-To cudownie. – Hermiona przypomniała sobie jak kiedyś by on zaledwie pomocnikiem w kuchni. – Gratuluję.
-Dzięki. Muszę wracać do roboty. – Krzywy uśmiech.
-Nie ma sprawy. Miłego dnia.
-Dzięki i nawzajem. Cześć.
- Cześć.
Hermiona patrzyła za oddalającym się chłopakiem. „No Philip, zmieniłeś się, ale nadal przyciągasz wzrok dziewczyn. Hmmm … To obrączka? – Zastanawiała się w myślach ujrzawszy złoty błysk na jego palcu. – Ożeniłeś się? Ciekawe, z kim?”
W myślach analizowała kandydatki na żonę dla niego. „Żadna mi nie pasuje” – Stwierdziła i  zabrała się do jedzenia.


***



*fragment piosenki Hannah Montana – Far awal.

**Philip Johanson – starszy brat Jojo(16 lat) i Marka ( 3 lata), ma 24 lata. W młodości tak jak i teraz był obiektem westchnień wielu dziewczyn, w tym samej Hermiony, niezwykle przystojny i zaradny, ma żonę Elizabeth ( Liz) Braun (21 lat) – ten ślub będzie wspomniany przez Jojo w kolejnych odcinkach.

piątek, 13 lipca 2012

Pojedynek Serc: Rozdział Trzeci


Rozdział trzeci: Wspomnienia.



***



„Wspomnienia o Tobie są zbyt bolesne by pamiętać i
Zbyt cudowne by zapomnieć.”

*

-Kim ty jesteś? – Pytała dziewczyna.
Lecz odpowiadała jej tylko cisza panująca w domu. Nawet na ulicy ruch się jakby zmniejszył, zrobiło się ciszej. Żadna siła ani materialna ani inna nie przerywała tej ciszy. Wydawać się mogło, że to cisza przed burzą. Nie słychać było ptaków, szumu drzew, po prostu niczego. Cisza panująca wokoło przytłaczała dziewczynę. Ona jeszcze bardziej skuliła się na kanapie i utonęła we wspomnieniach…


Pierwsza klasa.
„Malfoy od początku uważał się za lepszego ode mnie. Za lepszego od wszystkich. Już wtedy potrafił hipnotyzować spojrzeniem. Nikt nie potrafił się mu oprzeć. Jego sylwetka, wtedy mogła się jeszcze wydawać wątła, ale skupiała na sobie wzrok większości dziewczyn z Hogwartu, nawet tych starszych. Już wtedy wiedział jak czarować dziewczyny. Był tak słodki, że od jego wyglądu robiło się niedobrze”
Dziewczyna się uśmiecha.

Druga klasa.
Łzy stają jej w oczach. „To wtedy pierwszy raz nazwał mnie szlamą. To bolało. Pokazywał wszystkim jak bardzo mnie nienawidzi, wyszydzając na każdym kroku i poniżając, nie tylko mnie, ale też Harry’ego i Rona. To wtedy Ron staną w mojej obronie.” – Uśmiecha się.

Trzecia klasa.
Malfoy szydzi z Hagrida. Hermiona podbiega do niego zdenerwowana i uderza go w blady policzek. „Nienawidziłam go wtedy, tak bardzo go nienawidziłam! Miał wszystko, ale wciąż było mu mało. Musiał jeszcze mnie, nas gnębić…– wspomina. – Znęcał się nad nami psychicznie. Nie wiem, czerpał z tego jakąś chorą przyjemność, czy jak?”

Czwarta klasa.
„Bal. Wszystkich zaskoczyło to, że przyszłam z Krumem. Widziałam te spojrzenia. – Błysk w oku. – Wszystkie dziewczyny mi zazdrościły. HA! Ron się na mnie wtedy obraził, ale to była jego wina. A On? Czułam na sobie jego wzrok, jednak,  gdy tylko patrzyłam na niego, te szaroniebieskie oczy odwracały się. Unikał mego wzroku. Wtedy nie wiedziałam, czemu, a dziś? Czy prawdą jest to, co podejrzewałam?”

-Bo ona jest szlamą! Nie może mi się podobać! – Krzyk Dracona Malfoy odbił się echem po korytarzu siódmego piętra.
- Panna jak każda inna. – Rzucił niedbale Zabini. – Z wierzchu nie widać czysta czy nie. A na balu wyglądała jak…
- Jak kto? – Prychnął arystokrata.
- Jak dziewczyna. – Zabini wybuchł śmiechem, jakby nie podejrzewał, że Ona może wyglądać naprawdę jak dziewczyna.

Te kilka zdań usłyszanych przypadkiem wiele wyjaśniło.
„Podobam ci się? – Pytała samą siebie. – Naprawdę ci się podobam?”

-Ech. – Hermiona wróciła do rzeczywistości. – Malfoy, Malfoy, Malfoy. Naprawdę nie wiem, kim ty jesteś? Albo, kim starasz się nie być.

…by po chwili znowu zatopić się z wspomnieniach…

Piąta klasa.
Sumy. Biblioteka.
„ Dużo czasu spędziłam między książkami – zaśmiała się. – Malfoy także często przesiadywał w bibliotece. Zrobił się coraz bledszy, jego oczy straciły swój dawny blask, stał się cichy i markotny. Nie wiedziałam, co go trapi, albo nie chciałam wiedzieć. Tak było łatwiej. Nie wiedzieć, nie interesować się, nie przejmować. Zawłaszcza NIM. Ale ja TAKA nie jestem! Nie jestem taka jak On! Nie mogę się nie przejmować, nawet kimś takim jak on! Jestem dobra…, ale czy sama moja dobroć wystarczy? Czy wystarczy jej także dla NIEGO?”
Zadanie.
Tak, To zadanie tak go dręczyło.”

Szósta klasa
„Wszystko zmieniła. Po wakacjach On wrócił do dawnego życia. Znów łamał serca, wiele serc. Wiem, że nawet niektóre Gryfonki za nim wzdychały. – Uśmiech. – Lecz nie ja. Ja nie mogłam tak łatwo zapomnieć tego, co było. Ne ważne czy było dobre, czy złe. Po prostu nie mogłam. To, co usłyszałam podczas balu już dawno zepchnęłam daleko, najdalej jak się dało, w zakamarki mojego umysłu. On mi w tym pomógł. Zrobił się jeszcze bardziej nieznośny, jakby chciał nadrobić cały zeszły rok.
Tylko ja, jako jedna z nielicznych opierałam się jego urokowi. To go drażniło. No, bo przecież, jak to?! Jakaś laska mu się opiera?! Nawet jako szlama nie miałam prawa tego robić. Musiał mi się podobać, bo jakże to nie?

A jednak, nie.

-Daj spokój Granger! – Mówił Malfoy. – Wiem, że ci się podobam.
- W twoich snach Malfoy. – Odpowiadałam i odchodziłam z dumnie uniesioną głową, czując na plecach jego palący wzrok.
-Jeszcze zobaczymy! – Krzykną za mną wtedy.

A jednak… nie?
Ale czy na pewno?

Coraz częściej na siebie wpadaliśmy, nie wiem czy przypadkiem, czy umyślnie za mną chodził. Tam gdzie ja tam i on. Bez swojej obstawy. Sam.
Rzucał mi wtedy ukradkowe spojrzenia. Nigdy nie patrzył na mnie otwarcie.
Nigdy?

Wtedy to w Boże Narodzenie stało się coś niesamowitego.
Niewielu uczniów zostało w tym roku na święta w szkole. Ale Malfoy został, jak nigdy nie palił się do powrotu do swojego pałacu.
Nie wiedziałam, czemu.
(Znów ta niewiedza!)
Albo nie chciałam wiedzieć.

W Nowy Rok mnie pocałował. Tak cudownie.
Nie liczyło się nic, byliśmy sami, zatopieni w marzeniach.
Wtedy coś w nim pękło.
Mimo chłodu panującemu na zewnątrz siedzieliśmy sami na szczycie Wieży Astronomicznej.
Pierwszy raz rozmawialiśmy bez złości, emocji, bez świadectwa krwi. Tak po prostu.
- Zbliża się wojna. – Powiedziała bezbarwnym tonem po chwil ciszy blondyn.
- Wiem. – Westchnęłam.
- Wszystko się skończy…
- Nie mów tak – Przerwałam mu. – Wszystko zacznie się od nowa, wszystko.
- Nieprawda. Żyjesz marzeniami Granger. Po wojnie będzie gorzej. Wszystko…

Słuchałam go w skupieniu, analizując każdy szczegół na jego bladej twarzy.
Nie znałam go z tej strony. Nigdy się tak nie zachowywał. Zamknięty w sobie, dopiero przy mnie się otworzył.
Nieczuły. Zimny. Cyniczny. Arogancki.
Taki był… albo…
Takiego udawał.
Był aktorem na scenie życia.
Tylko ktoś, niewątpliwie Bóg, dał mu do zagrania tak niewdzięczną rolę.

-…stanąć po stronie rodziców. – Usłyszałam.
- Nie musisz być zły.
-Muszę! – Krzykną. – Nie wiesz jak to jest. Nie rozumiesz tego.
- Więc mi wytłumacz. – Poprosiłam.
-Po, co? Co cię to obchodzi? Co cię może obchodzić los takiego człowieka jak JA?
- A właśnie, że obchodzi! – Słone łzy cisnęły mi się do oczu, ale starałam się je powstrzymać, najdłużej jak się dało. On nie mógł ich zobaczyć. Nie on.
-Ta presja i ciągłe rozkazy mnie wykańczają. – Rzekł po krótkiej chwili patrząc w dal. – W końcu mnie wykończą! – Jego wzburzony głos potoczył się jak błyskawica po nocnym niebie.
Od czasu do czasu widać było na nim rozbłyskające fajerwerki. Minęła północ.

-Muszę zabić albo sam zostanę zabity. – Zamilkł by po chwili kontynuować. – Nie mam innego wyboru.
- Masz! Zawsze jest jakiś wybór.
-Nie, w tym wypadku nie ma. – Odpowiedział bez uczucia chłopak. Z jego twarzy wyczytałam wtedy strach, smutek, rozczarowanie, ale ani grama złości czy nienawiści.

*

„Zbyt dużo bólu, nienawiści, znieczulicy,
zbyt dużo bliźnich, naznaczonych przez blizny,
zbyt wielu bliskich, których tracisz w życiu szybkim
zbyt duże czystki, już się gubię w tym wszystkim.”*

*

Każde z nas pogrążone było we własnych myślach. Ja myślałam o wyjściu z tej trudnej dla niego sytuacji. Natomiast on myślał o tym zadaniu. Zadaniu, które polecił mu sam Voldemort!

*

„Zawsze nazywaj rzeczy po imieniu,
Strach przed imieniem
Wzmaga strach przed samą rzeczą.”
A.D.

*

A któremu nie zdoła podołać.
Nie chce, nie potrafi, nie może.

Patrzyłam na tę ogarniętą bólem bladą twarz. Na usta wykrzywione grymasem. Na szaroniebieskie oczy, które potrafiły zahipnotyzować każdego, a które teraz były „bezbarwne”, puste, bez wyrazu. Jednym słowem DZIWNE.

Ten jeden wieczór zmienił moje nastawienie do niego. Zaczęłam go inaczej postrzegać. Kiedyś, jeszcze wczoraj był zimnym, cynicznym draniem, gardzącym słabszymi, „gorszymi”, po prostu innymi.
Ale teraz? Po tym wszystkim, co usłyszałam, nie mogłam tak o nim myśleć. Dopiero wtedy zorientowałam się, że wszystko to, co robił, robił pod presją rodziny i otoczenia. Nie liczyło się nic oprócz tego zadania. Nic!
A uczucia?
Ciągle mu powtarzano, że nie ma czegoś takiego jak miłość.

*

„Jest tylko władza i potęga,
I masa ludzi zbyt słabych by to osiągnąć.”
L.V.

*

Sięgając pamięcią wstecz wiem, że to było błędne myślenie.
Bo to przecież MIŁOŚĆ uratowała Harry’ego od śmierci. To MIŁOŚĆ cały czas go chroniła. To miłość, to właśnie miłość potrafi czynić cuda

-Tego ci tylko brakowało do szczęścia. – Mruknęła na głos. – Brakowało ci tylko miłości.

Siedząc obok pogrążonego w myślach chłopaka postanowiłam działać.
Nie mogłam pozwolić by został on mordercą, ani tym bardziej, żeby sam zginął.
Nie wiem czy był to początek przyjaźni czy czegoś większego. Czy była to … miłość? Nie wiem tego. Wtedy nie wiedziałam.

-A teraz?
Teraz też tego nie wiem.

Po blisko godzinie wstał, w milczeniu podał mi rękę i razem zeszliśmy z wieży. U stóp schodów rozstaliśmy się, nawet na siebie nie spojrzawszy. Wiedziałam, że to, co się nam przytrafiło nie mogło wyjść na światło dzienne. Każde z nas poszło w innym kierunku, on do lochów, ja na siódme piętro do wieży.
Ta noc zmieniła wszystko.
W zamyśleniu dotknęłam palcami ust.
Czułam na nich jego miękki dotyk, jego smak, jego zapach.
Usta miał ciepłe, w niczym nieodzwierciedlające jego chłodnego charakteru.

Wtedy też zamek zaczął przygotowywać się do wojny, która miała się rozpocząć już niedługo.

Wstała z kanapy i poszła do kuchni po szklankę soku pomarańczowego.
- Jestem taka zmęczona. – Powiedziała do siebie. – Myślenie pochłania dużo energii. Ron by mnie zbeształ. – Uśmiechnęła się na samo wspomnienie miny przyjaciela.
Wróciła do pokoju by kontynuować przerwany wątek.

Wszystko się skończyło i jednocześnie zaczęło od nowa.
Koniec stycznia, zamek tłumnie oblegają śmierciożercy. Wybuch panika. Krzyki i płacz słychać na każdym kroku. Dyrektor Dumbledore ginie z rąk Snape’a. Wydawać się może, że to koniec. Lecz nie, Zakon Feniksa wkracza do akcji. Jest wiele ofiar, niewinnych ofiar. Zginęło wielu uczniów, nauczycieli, a przede wszystkim wielu śmierciożerców. Na szczęście Zakon działa sprawnie. Udaje się mu odpierać wrogie ataki. Tylko na jak długo? Na tyle na ile starczy nam nadziei! Bo to jedyne, co nam pozostało! Nadzieja!
A tą nadzieją jest chłopiec o niezwykle czarnych włosach i zielonych oczach z maleńką blizną w kształcie błyskawicy na czole.
Harry Potter.
To właśnie on decyduje o naszym zwycięstwie lub porażce.
Tylko czy jeden chłopiec może pokonać całe zło naszego świata?
Może.
Ktoś spyta, czemu?
Odpowiem, bo on jest miłością.
Jest naszą nadzieją i miłością.
 I tylko ona może pokonać ciemność by znów nastała jasność.
By po strasznej nocy nastał spokojny dzień.
I tak też się dzieje.
Harry umiera na naszych oczach, by po chwili odrodzić się i pokonać zło.
Dobro zwycięża.
Miłość zwycięża.
Nadzieja zwycięża.
Wiara zwycięża.
Dobro, nadzieja, miłość i wiara. To dzięki nim żyjemy.

Po wojnie było wiele zniszczeń. Tak w zamku jak i w jego mieszkańcach.
Brat i siostra, kolega i koleżanka, ojciec i matka.
Każdy kogoś stracił. Każdy po kimś płakał. Każdemu coś zabrano.
Dopiero po prawie czterech miesiącach zamek stanął na nogi.
Wszystko wróciło do normy.
Nikt nikogo się nie bał, nie straszył, nie poniżał.
Dobro zwyciężyło.
Całą społeczność czarodziei odetchnęła z ulgą. Było wiele hucznych zabaw i imprez. Wszyscy świętowali.
No może nie wszyscy. Tych śmierciożerców, którzy przeżyli zamknięto w Azkabanie. Był wśród nich także ojciec Malfoya.
Można zacząć żyć od nowa.


-Zacznij żyć od nowa Malfoy. – Powiedziała Hermiona wstając. – Od nowa.
Poszła do swojego pokoju po torebkę i wyszła z domu. Postanowiła przejść się do baru. „Zjadło by się coś niezdrowego.” – Pomyślała ze śmiechem.
Szła dobrze jej znaną ścieżką mijając po drodze park. W pewnym momencie jej uwagę przykuł czyjś głośny śmiech. Odwróciła głowę i ujrzała wysokiego blondyna w towarzystwie ładnej blondynki. Chłopak był odwrócony do niej tyłem, ale jego sylwetka kogoś jej przypominała.
-Nie. – Mruknęła do siebie po chwili Hermiona. – Zdaje mi się. Ten chłopak jest tylko odrobinę podobny do Malfoya. On nigdy TAK się nie śmiał. – Odwróciła się i poszła przed siebie.


***


*fragment piosenki Pt: „Zbyt dużo bólu” Peja fet PIH



wtorek, 10 lipca 2012

Pojedynek Serc: Rodział Drugi


Rozdział drugi: Przyjaciele to skarb.


 ***


Jakiś czas później.

Wróble ćwierkające za oknami były dziś budzikiem dla Hermiony. Leniwie otworzyła oczy i przeciągnęła się. Za oknem budził się do życia piękny wakacyjny dzień. 
Przez otwarte okno czuć było przyjemną woń lipcowych kwiatów. Dziewczyna spojrzała w tamtą stronę i przez chwilę przyglądała się dwóm tańczącym, barwnym motylom. Wirowały nad jej parapetem, co chwila wznosząc się  i opadając z gracją.
- Lipcowe słońce jest gorące. – Mruknęła radośnie podnosząc się z łóżka i pobiegła do łazienki wziąć długą i relaksującą kąpiel.

Potrzeba było kilku dni, aby Hermiona przyzwyczaiła się do nowej sytuacji. Ojciec z początkiem lipca wyprowadził się z domu. Została tylko mama, która szukała schronienia w pracy. Wcześnie wychodziła i późno wracała. Dziewczyna całymi dniami była sama. Dużo czasu spędzała w parku, jednak samotne przesiadywanie na ulubionej ławeczce przestało być dla nastolatki wystarczające. Denerwowały ją radosne rozmowy ludzi, ich śmiech i zabawy. Nie chciała tego słuchać. Chciałaby ci ludzie tak jak ona, byli smutni. Zdarzało się, że godzinami wpatrywała się w jakieś drzewo niewidzącym wzrokiem. W takich chwilach czuła się porzucona, nie tylko przez ojca, ale też i matkę. Dopiero pocieszające listy od przyjaciół przywróciły ją do normalnego życia.

„Hermiono!
Tak mi przykro z powodu Twoich rodziców!
 Mam nadzieje, że się tym nie zadręczasz?
Musisz pamiętać, że pomimo rozwodu nadal masz kochających rodziców.
Pamiętaj o tym.
Będzie dobrze.
Twój
Harry
PS: Mam nadzieje, że się wkrótce zobaczymy.”

„Tak Harry ma znacznie gorzej niż ja – myślała. – Stracił rodziców, Syriusza, a  jego jedyni żyjący krewni to Dursleyowie. Brr” – Wzdrygnęła się.


„Hermiono!
Przyjeżdżaj do Nory, kiedy tylko chcesz! Moja mama już nie może się Ciebie doczekać! A co do rozwodu to przestań o tym myśleć! To nie Twoja wina, a oni są dorośli i zdają sobie sprawę ze swoich decyzji. Też oni a nie Ty poniosą tego konsekwencje. Tak, więc Hermi trzymaj się ciepło i przyjeżdżaj do nas.
Ron
PS: Harry przyjeżdża do mnie jutro rano. Czekamy na Ciebie:) „

„ No, no – mruknęła dziewczyna. – Tego bym się po Ronaldzie nie spodziewała. Nie wiedziałam, że jest taki, taki… – chwila ciszy – taki wrażliwy.”
Ostatni list, jaki dostała był od Ginny. 


„Herm!
Nie przejmuj się, musisz być silna, nie załamuj się, nie myśl o tym i przyjeżdżaj do nas
Kocham Cię
Ginny”

„Tak, Ruda zawsze waliła prosto z mostu. – Uśmiechnęła się pod nosem Hermiona. – Cóż, mając takich przyjaciół nie mogę się załamać. Na świecie jest mnóstwo ludzi, których rodzice się rozwodzą i jakoś  z tym żyją. Tak, muszę wziąć się w garść.” – Postanowiła.
*
Skończyła poranną toaletę, ubrała się w króciutkie fiołkowe szorty i koszulkę od kompletu i zeszła na śniadanie.
Mamy już nie była, za to na lodówce wisiała karteczka.

„Kochanie,
Mam dziś rozprawę*, nie czekaj na mnie z obiadem, będę wieczorem.
Kocham Cię
 Mama
PS: W lodówce masz lasange, odgrzej w piekarniku.
Pa "


-„Będę wieczorem” – mruknęła Hermiona. – Cały dom dla  mnie. Taki duży, taki samotny.

Po pospiesznie zjedzonym śniadaniu poszła do salonu. Usiadła na skórzanej kanapie i włączyła telewizor.
Przeleciała po wszystkich kanałach, aż w końcu zrezygnowana wyłączyła go.
- Nic nie ma. – Powiedziała na głos. – Kompletnie nic w tej telewizji nie ma.
Rozsiadła się wygodniej, podciągnęła kolana pod brodę i objęła je rękami.
Zamknęła oczy i przeniosła się w świat wspomnień.
- Malfoy. – Mruknęła. – Kim ty jesteś? Kim? – Pytała ciszę panującą wokoło.

*

Tymczasem w tej samej chwili obiekt jej myśli był, jak co dzień w parku. Jak co dzień w pobliżu jej ławeczki.
Lecz od kilku dni ona nie przychodziła.
Od kilku dni nie widział tej burzy brązowych loków, którymi delikatnie poruszał wiatr między drzewami.
Od kilku dni nie widział jej pięknych orzechowych oczu smutnie patrzących w nieznane.
Od kilku dni nie widział jej zgrabnej sylwetki poruszającej się z gracją modelki.
Od kilku dni za tym… tęsknił?
„Nie mogę tęsknić za Granger! – Kłócił się z myślami młody arystokrata. – To po prostu nie możliwe!”
Spojrzał z odrazą na papieros w swojej dłoni.
-Tyle razy mi mówiła, żebym rzucił to świństwo – powiedział w przestrzeń. – Lecz nigdy jej nie posłuchałem.
- Dlaczego?

*

-Kim ty jesteś? – Pytała dziewczyna.
Lecz odpowiadała jej tylko cisza panująca w domu. Nawet na ulicy ruch się jakby zmniejszył, zrobiło się ciszej. Żadna siła ani materialna ani inna nie przerywała tej ciszy. Wydawać się mogło, że to cisza przed burzą. Nie słychać było ptaków, szumu drzew, po prostu niczego. Cisza panująca wokoło przytłaczała dziewczynę. Ona jeszcze bardziej skuliła się na kanapie i utonęła we wspomnieniach…

*


- Dlaczego? – Zapytała go ładna blondynka.
-Co dlaczego? – Odpowiedział pytaniem zaskoczony Draco.
- Dlaczego jej nie posłuchałeś?
Draco zmierzył dziewczynę od stóp do głowy dłużej zatrzymując wzrok na jej niezwykle jasnych zielonych oczach, które wydawały mu się dziwnie znajome. „Skąd ja je znam?” – Pytał w myślach, a głośno powiedział:
-A, co cię to interesuje? W prokuraturze robisz czy co? – Zaśmiał się z własnego żartu.
-Hmmm – mruknęła dziewczyna. – Tak to się wita starych przyjaciół Smoku? Nie ładnie, nie ładnie. – Uśmiech, po którym na policzkach dziewczyny pojawiły się słodkie dołeczki kogoś mu przypomniał.
-Jojo?**  To ty? – Zapytał z niedowierzaniem.
-Tak, tak – Jojo zaśmiał się z jego zdumionej miny i podeszła się do niego przytulić. – No stary, nic się nie zmieniłeś.
Draco odwzajemnij uścisk.
-Za to ty całkiem się zmieniłaś. Zrobiłaś coś z włosami? Wydawało mi się, że były ciemniejsze?
-Rozjaśniłam je nieco i…
-Nieco? – Prychnął ze śmiechem Draco.
-…i zachorowałam. – Dodała ze śmiechem, odskoczyła od niego i obróciła się dookoła własnej osi. – I co o tym sądzisz? – Spytała.
-No. – Chwila ciszy. – Wyglądasz świetnie. Pewnie złamałaś już setki męskich serc?
-Ja? – Zaśmiała się Jojo. – Chyba ty. Nie zauważyłaś, jak  przyciągasz wzrok wszystkich panienek w parku?
Wybuch śmiechu Draco spowodował, że z pobliskich drzew uleciały spłoszone ptaki.
-Nie śmiej się. – Uśmiechnięta dziewczyna stara się mu przerwać ten niekontrolowany wybuch. – Przestań, no!
Daje mu kilka minut, żeby się uspokoił.

Draco śmiał się jak nigdy przedtem. Tak dawno nie czuł się tak dobrze. Tutaj, przy niej mógł być tylko sobą. Nikogo nie musiał udawać. Nie musiał trzymać się sztywnych zasad i reguł. Był po prostu sobą, tak jak za dawnych lat.
„Cieszę się, że ją spotkałem.” – Pomyślał.
-Skończyłeś?
-Tak, he, he, skończyłem. – Draco poważnieje. – Że niby za mną się dziewczyny oglądają? Za mną?
-A, co? Za mną może?
-Daj spokój Jojo, jakoś nie zauważyłem żadnej.
-Bo nie patrzysz. – Dziewczyna zamyśla się.

-Tak, co tam u ciebie słychać? Dawno cię tu nie widziałam. Mieszkasz u Grace?
-Tak, przyjechałem na wakacje.

Wspomnienie Draco.
-Idziemy. – I kobieta wraz z synem wyszła na zalany słońcem parking z tyłu budynku.
Wsiedli do długiej limuzyny, zapakowawszy uprzednio kufer Draco do bagażnika.
-Magnolia Center. – Rzuciła kobieta do szofera.
- To nie jedziemy do domu? – Zapytał chłopak.
-Nie, wakacje spędzisz u Grace. Mam coś ważnego do załatwienia.
Chłopak unosi lewą brew w geście zdziwienia.
-Nie mogę zostawić cię samego w domu. Nie teraz
-Ach. – Mrukną Draco i już więcej się nie odezwał.

„Choć jestem już pełnoletni, nadal traktuje mnie jak dziecko! – Myślał wtedy rozgoryczony. –Znowu podrzuca mnie jak bagaż.”


-Draco! Draco! – Głos Jojo przerwał jego wspomnienia. – Słyszysz mnie?
-Eee, sorry, zamyśliłem się – Potrząsa głową.
-Było widać – powiedziała ze śmiechem. – Znowu cię podrzucili, tak jak kiedyś? – Dodała poważniejąc.
-Taak. Znowu. Powiedział i wyciągną z kieszeni spodni paczkę papierosów. – Chcesz? – Skierował ją w stronę dziewczyny.
- Nie pale.
- Ja też powinienem rzucić. – Przyznał szczerze.
- Dlaczego?
- Dlaczego? Hmmm – zastanawiał się głośno jednocześnie zapalając papierosa. – Bo to świństwo – dokończył z uśmiechem i się zaciągnął.
-Nie, nie o to mi chodziło. – Jojo zaczęła kręcić głową.
-Więc, o co? – Draco patrzy na nią zdziwiony.
-Dlaczego JEJ nie posłuchałeś? – Ponawia swoje wcześniejsze pytanie, kładąc nacisk na słowo „Jej”.
Chłopak spojrzał na nią kompletnie zbity z tropu.
- Ja… – zaczął.



***




*Rozprawę – rodzice Hermiony są adwokatami, a nie dentystami tak jak w serii J.K.R.

**Jojo – Jennifer Johanson, przyjaciółka Draco z wczesnych lat dzieciństwa, córka Amandy Johnson, przyjaciółki Grace i jej niedalekiej sąsiadki, mugolka (nie wie nic o magii), ma dwóch braci. Draco poznał ją na jej piątych urodzinach, zaprzyjaźnili się od razu. Od czasu pójścia do Hogwartu Draco nie utrzymywał z nią częstych kontaktów, tyle, co dwa razy do roku w święta. Jojo zawszy była mu jak siostra. Ma zgrana paczkę przyjaciół, z której wyłamał się tylko Draco i Hih [wymowa: HAJ] (poznamy jej tożsamość w dalszych rozdziałach.).