piątek, 2 stycznia 2015

Pojedynek Serc: Rozdział Czterdziesty szósty




Rozdział Czterdziesty szósty: O tym, co było, no i o tym, co jest teraz. Cz. 2.



***



Ślizgon niewiele myśląc pocałował Gryfonkę. To jedyne, co przyszło mu do głowy, gdy usłyszał jej dawną prośbę w swojej głowie.
Pocałunek był gorący, niczym słońce na pustyni, namiętny jak w upojną noc kochanków i delikatny niczym motyle skrzydła.
Był piękny.
Obydwoje oderwali się od siebie po kilku sekundach nieźle oszołomieni.
Chlast!
Malfoy dostał z liścia.
-Mówiłam, że masz mnie nigdy więcej nie całować!
Chłopak złapał się za piekący policzek.
-Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie podnosiła na mnie ręki?! – Krzyknął.
-Nie dotykaj mnie, to ja nie będę dotykała ciebie!
-Ja robię to, na co mam ochotę i nikt mi niczego nie może zabronić!
-Taki pewny?! A wiec ja zabraniam ci mnie dotykać!
-A guzik mnie obchodzą twoje zakazy, wiesz!
I dla poparcia swoich słów złapał ją za podbródek i drugi raz pocałował.
-Bezczelny!– Pisnęła Hermiona i zamachnęła się na niego drugi raz.
Jednak on na to był przygotowany i w porę złapał jej rękę.
-Ha! Ze mną nie wygrasz!
-Jeszcze zobaczymy, ty…
-Co tu się dzieje? Bójka?- Zza zakrętu korytarza wyszedł Snape.-  Malfoy i Granger? Do dyrektorki, ale już!
Dwójka nastolatków została odprowadzona do gabinetu dyrektorki pod eskortą profesora Snape.
- Severusie?  Co się stało? -  Zwróciła się do niego McGonagall.
-Bójka prefektów naczelnych na korytarzu.
Dyrektorka popatrzyła na swoich uczniów.
-Hermiono? Możesz mi to wyjaśnić?
-To Malfoy! To jego wina! – Wskazała palcem na chłopaka, który stał oparty o jakąś szafkę, leniwie obserwując poczynania dziewczyny.
-Draco? Co masz mi do powiedzenia?
-Nic po za tym, że to ona mi przyłożyła, a nie ja jej. – Wskazał na swój zaczerwieniony policzek.
-Zasłużyłeś sobie!
-A co ja takiego zrobiłem?
I przerwa. Przecież nie powie, że ją pocałował. Będzie to wyglądało śmiesznie.
-Wiecie, co? Mam dość. Dlaczego nie dochodzi do konfliktów innych domów? – Kobieta się poważnie zdenerwowała.- Jeśli coś się dzieje to tylko ślizgoni i gryfoni maczają w tym palce. Koniec tego dobrego. W poniedziałek przemieszamy uczniów z tych domów. Zobaczymy jak będziecie się zachowywać z dala od swoich, skazani na łaskę lub niełaskę „nieprzyjaciół”. Koniec zebrania, a dodatkowo, wasze domy tracą po pięćdziesiąt punktów. I szlaban, wspólny.  Od poniedziałku. Żegnam!

Dwa piętra niżej.
- To wszystko twoja wina!
- Chyba twoja. – Chłopak się uśmiechnął.- W każdym bądź razie, do zobaczenia Granger.– I odszedł, wesoło pogwizdując do Lochów.
-Kretyn.- Hermiona tupnęła nogą i też poszła do siebie. Zrobiło się już późno, a jutro czekał ją ciężki dzień.
A to dopiero początek kłopotów, jakie zgotował los dla tej pary!


*

Noc.
Grace właśnie wracała z wieczornego dyżuru. Srebrne BMW podjechało pod ganek. Kobieta zgasiła silnik i wysiadła. Zerknęła na pogrążony we śnie dom. Zdziwił ją widok światła zapalonego na drugim piętrze.
-Czyżby Cyzia* nie spała?- Mruknęła cicho. Pilotem zamknęła auto i po schodach weszła do domu. Cicho otworzyła drzwi i skierowała się na drugie piętro.
Puk-puk.
Zapukała do drzwi kuzynki.
-Narcyzo? Śpisz? – Nie usłyszawszy odpowiedzi weszła, co środka. Pomyślała, że ona po prostu zasnęła przy jakiejś książce i nie zgasiła światła.
-Boże Narcyzo! – Szybkim krokiem podeszła do niej i chwyciła za nadgarstek. Pochyliła się i sprawdziła czy kobieta oddycha. –Na szczęście.
Delikatnieją szturchnęła. Zero reakcji.
Grace pokręciła głową.
-Kompletnie pijana. Och kochana, wiesz, że takich, ani żadnych innych problemów, nie rozwiążesz alkoholem? – Przemawiała do nieprzytomnej kobiety. Wstała i wzięła ja pod boki.
-Soo …- Bełkotała pijana pani Malfoy.
-Nic, nic.– Pomogła się jej położyć do łóżka.- Śpij. – Okryła ją kołdrą nawet nie rozbierając.
-Kooofaaaam go. Miiiimo wszyssstko.- Narcyzie rozwiązał się nieco język po alkoholu.
Starsza kobieta usiadła przy jej łóżku.
-Wiem kochanie, wiem.
-Alee zbilam gooo. Zbilammm.- Zawyła.
Grace westchnęła. Pogłaskała ją po włosach, jak to zazwyczaj czynią matki.
Nie była pewna słów kuzynki, ale coś jej podpowiadało, że Narcyza zrobiła coś strasznego. Może nie strasznego, jeśli patrzeć na to pod pewnym kontem, ale jednak.
„Zabiłam go.”
Czy była by do tego zdolna? Czy była by zdolna do odebrania życia drugiej osobie? Nawet tak parszywej, ale jednak osobie?
Myślę, że tak. Za to wszystkie ZŁO, którego doświadczyła w swoim życiu.
Za te siniaki, za łzy i upokorzenie.
Za bezsenne noce.
Za swoją córkę.
Tak. Narcyza Malfoy miała córkę. Draco miał siostrę, bliźniaczkę. 
Miał.
Gdzie ona jest teraz? Umarła?
Och, nie. Śmierć byłaby w tym wypadku najlepszym wyjściem.
Nie, Nicola Victoria Malfoy znajdowała się w Szpitalu Świętego Munga.
Mała Viki była słaba, nie dożyłaby roku, zwłaszcza z TAKIM ojcem.
Co innego Draco. Urodził się pierwszy, był silny i zdrowy.
Był synem, którego Lucjusz pragnął. Mimo wszystko pragnął.
Starsza kobieta westchnęła. Spojrzała jeszcze raz na uśpioną niespokojnym snem Narcyzę, wstała i wyszła, gasząc za sobą światło. 



**********************************************




*Cyzia- Narcyza Black Malfoy