Rozdział
Dwudziesty Drugi
Rok 1999
Do końca pozostało
4 dni
-Wiesz, że to nie musiało się tak skończyć? – Słyszę
McKrafta stojącego za moimi drzwiami.
Leniwie podnoszę głowę by zerknąć w kierunku jego głosu.
-Tak? – Prycham.
-Jesteś młody Draconie, całe życie przed tobą. Ty jednak
postanowiłeś to wszystko zaprzepaścić. W imię czego?
-W imię miłości, McKrafft , miłości.
Zamykam oczy.
Rok 1998
Na przełomie maja
i czerwca
Hogwart
Na wtorkowym śniadaniu, pomimo pięknej pogody za oknami
było ponuro i cicho. Każdy jadł w skupieniu pochylony nad własnym talerzem.
-Uch! – Sapnęła Hermiona. – Jak tak dalej pójdzie to nie
dam rady się ruszać!
-Już bliżej, niż dalej. – Ginny poklepała ją po ramieniu.
-No, ja to się dziwie ze się w drzwi mieścisz haha –
zaśmiał się Ron. – Ała! – złapał się za głowę w którą go uderzyła siostra. – Za
co to?!
-Za chęci. – Mruknęła Ruda.
-Hej, hej! Nie uwierzycie czego się właśnie dowiedziałem!
– Harry, który spóźnił się na śniadanie
dosiadł się do przyjaciół, gdy ci prawie kończyli posiłek.
-Co?
-Nieoficjalnie wiemy kiedy oni uderzą.
-Co Ty! Jak?!
-Ciii! Nie tak głośno Ron! – Uciszył go przyjaciel. –
McGonagall wzięła mnie na słowo jak zmierzałem na śniadanie, dlatego się
spóźniłem.
-No i? Mów w końcu! – Ponagliła go Hermiona.
-No wiec, mówiła, że ktoś z ministerstwa wysłał sowę do
Dumbledore z prośba o anonimowe spotkanie, ale wiadomo mogła być to podpucha,
ale jednak psor poszedł i spotkał się z kimś, ale nie wiem niestety z kim, no i
ta osoba – mówił chaotycznie Harry gestykulując przy tym rękoma – podała mu
konkretną datę ataku! I co dziwne radziła mu aby ukrył gdzieś Hermionę. –
Spojrzał na nią.
-Co? Nie rozumiem! – oburzyła się wspomniana. – Jak
ukrył? Po co? Czemu?
-A może temu, że za twoją głowę wyznaczono nagrodę? Hm?
Nie pomyślałaś o tym? – Zapytała Ruda.
-Ale czemu ja?
- A nie pamiętasz czyje dziecko nosisz pod sercem?
Zapadła cisza w której wszyscy patrzyli tylko na nią.
Każdy wiedział, że do tego dojdzie, jednak nikt nie
myślał, że to będzie aż tak poważne. Jednak zdrada młodego Malfoya musiała
bardzo zaboleć ciemniejszą stronę świata. To upokorzenie, zniesławienie na
oczach wszystkich. To jak siarczysty policzek wymierzony przez zaufaną osobę.
Nie do przebaczenia dla kogoś, komu honor i duma jest
ważniejsze niż miłość i szczęście najbliższych.
-Kiedy uderzą? – Zapytała Ginny.
- Mamy dziesięć dni.
*****************************************
Przepraszam!!!
Krótsze rozdziały szybciej mi się pisze ;))